23 kwietnia
Wracając: usiadłem na najbliższej ławce, paląc trzeciego papierosa w ciągu pięciu minut, trzęsąc się z zimna i drgając mimowolnie prawą nogą.
A jak nie przyjdzie?
Spojrzałem na zegarek.
Jeszcze chwila.
Rzuciłem mocno niedopałek o ziemię, resztki palącego tytoniu rozsypało się pod uderzeniem. Strzeliłem każdą chrząstką u rąk i wyjąłem kolejnego, aż z lewej strony ukazała się wysoka postać w długim czarnym płaszczu.
- Nie denerwuj się tak - powiedział z lekkim uśmiechem, spoglądając na mnie z góry, idealnym odcieniem niebieskiego. Nawet w tych ciemnościach miał blask w oczach.
Wstałem, jestem niższy, ale nie będę rozmawiał z jego kroczem. Trzęsące dłonie wraz z paczką włożyłem do kieszeni.
- Przejdziemy się? - zasugerowałem, przełykając ślinę.
Trzy lata a Sherlock działa wciąż na mnie tak samo. Trzy, cztery? Straciłem rachubę już.
Mruknął, że tak i poszliśmy przed siebie.
Niezręczna cisza, nie dla Sherlocka, lecz dla mnie. On szedł wlepiony wzrokiem w zachmurzone niebo, a ja przestałem gryźć knycie, ale zabrałem się za dolną wargę.
- Nie widać gwiazd.
Przestałem gryźć, uniosłem brwi i otworzyłem oczy szeroko.
- Myślałem, że nie interesują cię takie drobiazgi.
- Nie interesują, ale nie oznacza, że ich nie dostrzegam.
Sherlock unikał na siłę mojego wzroku, nie mam pojęcia dlaczego, ja zaś czule patrzyłem na wystające kości tej smukłej twarzy.
- Nie jesteś już z Mary.
Znów stwierdzenie, niepytanie.
- Jak to odkryłeś? Niedokładnie się dogoliłem czy mam plamę na spodniach, symbolizująca, że mnie rzuciła? - spytałem z ironią.
- Po pierwsze zacząłeś się golić dla mnie, nie dla niej - roześmiał się z wyższością - a po drugie nie napisałbyś, gdybyście byli dalej razem.
Oh, no tak, logiczne.
- Uznaliśmy, że powinniśmy się rozstać w przyjaznych i... - plątał mi się język przez ten potok kłamstw.
- Bzdura - prychnął.
- Nie, to ja ją zosta...
- Kolejne fałszerstwo... - przerwał mi, znów śmiejąc się, miał dobrą zabawę.
- JEZUS PRZESTAŃ! - zatrzymałem się gwałtownie i wziąłem go pod rękę - WYRZUCIŁA MNIE Z DOMU, BO DALEJ MI NA TOBIE ZALEŻY.
Cholera.
Jak zwykle, najpierw zrobię, potem myślę.
Ukryłem twarz w dłoniach.
I nagle poczułem jeszcze chłodniejsze od moich, które ściągnęły w dół i splątały palce.
Przybliżył się do mnie powoli i położył swoje czoło o moje.
- Prawda jest prostsza.
Pocałował mnie krótko, przyciskając mocno wargi do moich.
- Jesteś draniem - spojrzałem z wściękłością, ale uległem pod wpływem tego pieprzonego błękitu i po chwili włożyłem dłonie w rozpięty płaszcz, aby przytulić go.
- Ty również, zostawiłeś mnie po seksie... - zamyślił się chwilę - ale mimo tego...
kocham Cię John.
Pierwszy raz.
Naprawdę.
Pierwszy raz prosto w oczy, bez owijania w bawełnę.
Ostatnie te dwa proste słowa usłyszałem, przed skokiem, tylko przez telefon.
Musiał mnie podtrzymać, bo zmiękły mi nogi, a serce wyrywało się z piersi.
- Ja Ciebie też - wyszeptałem, kiedy pomógł mi ustać.
Przytuliłem się z większą czułością i zaangażowaniem, wtulając głowę w pierś mojego mężczyzny, bohatera, bruneta, detektywa-konsultanta, kochanka, przyjaciela... Boże, przecież on jest dla mnie wszystkim...
Staliśmy w bezruchu długi czas, aż Sherlock wziął mnie za rękę i prowadził do końca parku... Choć dla niego byłbym w stanie do końca świata i jeszcze dalej.
CZYTASZ
Pamiętnik Johna Watsona
FanfictionPierwsze fan fiction, coś dla miłośników Johnlocka! Nie zrażajcie się początkiem, z czasem się rozkręca.