21

1.7K 192 14
                                    


23 kwietnia

Wracając: usiadłem na najbliższej ławce, paląc trzeciego papierosa w ciągu pięciu minut, trzęsąc się z zimna i drgając mimowolnie prawą nogą.

A jak nie przyjdzie?

Spojrzałem na zegarek.

Jeszcze chwila.

Rzuciłem mocno niedopałek o ziemię, resztki palącego tytoniu rozsypało się pod uderzeniem. Strzeliłem każdą chrząstką u rąk i wyjąłem kolejnego, aż z lewej strony ukazała się wysoka postać w długim czarnym płaszczu.

- Nie denerwuj się tak - powiedział z lekkim uśmiechem, spoglądając na mnie z góry, idealnym odcieniem niebieskiego. Nawet w tych ciemnościach miał blask w oczach.

Wstałem, jestem niższy, ale nie będę rozmawiał z jego kroczem. Trzęsące dłonie wraz z paczką włożyłem do kieszeni.

- Przejdziemy się? - zasugerowałem, przełykając ślinę.

Trzy lata a Sherlock działa wciąż na mnie tak samo. Trzy, cztery? Straciłem rachubę już.

Mruknął, że tak i poszliśmy przed siebie.

Niezręczna cisza, nie dla Sherlocka, lecz dla mnie. On szedł wlepiony wzrokiem w zachmurzone niebo, a ja przestałem gryźć knycie, ale zabrałem się za dolną wargę.

- Nie widać gwiazd.

Przestałem gryźć, uniosłem brwi i otworzyłem oczy szeroko.

- Myślałem, że nie interesują cię takie drobiazgi.

- Nie interesują, ale nie oznacza, że ich nie dostrzegam.

Sherlock unikał na siłę mojego wzroku, nie mam pojęcia dlaczego, ja zaś czule patrzyłem na wystające kości tej smukłej twarzy.

- Nie jesteś już z Mary.

Znów stwierdzenie, niepytanie.

- Jak to odkryłeś? Niedokładnie się dogoliłem czy mam plamę na spodniach, symbolizująca, że mnie rzuciła? - spytałem z ironią.

- Po pierwsze zacząłeś się golić dla mnie, nie dla niej - roześmiał się z wyższością - a po drugie nie napisałbyś, gdybyście byli dalej razem.

Oh, no tak, logiczne.

- Uznaliśmy, że powinniśmy się rozstać w przyjaznych i... - plątał mi się język przez ten potok kłamstw.

- Bzdura - prychnął.

- Nie, to ja ją zosta...

- Kolejne fałszerstwo... - przerwał mi, znów śmiejąc się, miał dobrą zabawę.

- JEZUS PRZESTAŃ! - zatrzymałem się gwałtownie i wziąłem go pod rękę - WYRZUCIŁA MNIE Z DOMU, BO DALEJ MI NA TOBIE ZALEŻY.

Cholera.

Jak zwykle, najpierw zrobię, potem myślę.

Ukryłem twarz w dłoniach.

I nagle poczułem jeszcze chłodniejsze od moich, które ściągnęły w dół i splątały palce.

Przybliżył się do mnie powoli i położył swoje czoło o moje.

- Prawda jest prostsza.

Pocałował mnie krótko, przyciskając mocno wargi do moich.

- Jesteś draniem - spojrzałem z wściękłością, ale uległem pod wpływem tego pieprzonego błękitu i po chwili włożyłem dłonie w rozpięty płaszcz, aby przytulić go.

- Ty również, zostawiłeś mnie po seksie... - zamyślił się chwilę - ale mimo tego...

kocham Cię John.

Pierwszy raz.

Naprawdę.

Pierwszy raz prosto w oczy, bez owijania w bawełnę.

Ostatnie te dwa proste słowa usłyszałem, przed skokiem, tylko przez telefon.

Musiał mnie podtrzymać, bo zmiękły mi nogi, a serce wyrywało się z piersi.

- Ja Ciebie też - wyszeptałem, kiedy pomógł mi ustać.

Przytuliłem się z większą czułością i zaangażowaniem, wtulając głowę w pierś mojego mężczyzny, bohatera, bruneta, detektywa-konsultanta, kochanka, przyjaciela... Boże, przecież on jest dla mnie wszystkim...

Staliśmy w bezruchu długi czas, aż Sherlock wziął mnie za rękę i prowadził do końca parku... Choć dla niego byłbym w stanie do końca świata i jeszcze dalej.

Pamiętnik Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz