22 lata

5.9K 642 138
                                    

Daniel już rok uczęszcza na leczenie. Lekarze mówią, że powoli choroba się wycofuje. Cieszę się z tego powodu, pewnie tak samo jak Daniel. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie już wszystko w porządku. Nie chciałbym go stracić. Chociaż może to lepiej, gdyby on umarł pierwszy. Nie chciał bym, by cierpiał z mojego powodu. Moje myślenie może i jest irracjonalne, ale ja wolę cierpieć za niego. Śmierć jest krótka. Może czasem ktoś się dusi przez kilka godzin, może czasem ktoś umiera w pożarze. Jednak ta chwila, chwila, w której człowiek umiera, jest krótka. Później nie ma już nic. Jesteśmy w innym świecie, o którym nikt nie wie. Nie wiem, co jest po drugiej stronie, ale wiem, że jest o wiele lepiej niż tutaj na Ziemi.

May już od kilku miesięcy mieszka wraz z Blue w ich wspólnym domu. Mała Melody jest taka prześliczna. Chciałoby się ją schrupać. A Kyle. W przyszłości będzie z niego przystojniak. Sam chciałbym, by w moim domu biegał taki mały szkrab, ciągnął mnie za nogawkę od spodni i wołał do mnie tato. Wiem, że z Danielem nie mogę mieć dziecka, jednak gdybyśmy zrobili tak jak moje matki. Chociaż nie wiem, czy Lydia by się zgodziła. Szanuję ją i jej ciało, więc nie chciałbym jej do niczego zmuszać. 

Wieczorami pracowałem w pewnej restauracji jako kelner. Chciałem uzbierać pieniądze na nowy samochód, ponieważ piętnastoletnia czerwona Škoda, którą dostałem od mam, już się powoli rozpadała. Zauważyłem, że w każdy piątek około godziny osiemnastej w kącie siada pewna para. Byli odgrodzeni od reszty pomieszczenia parawanem. Zazwyczaj obsługiwała ich Vanessa, jednak pewnego razu, gdy zachorowała, kierownik sali powiedział, że mam ich obsłużyć. Okazało się, że jest to para mężczyzn. Przez większość czasu się do siebie uśmiechali i trzymali za ręce. Już na pierwszy rzut oka było widać, że są w sobie zakochani. Przeprowadziłem z nimi wtedy dziwną rozmowę.

- Nie ma dzisiaj Vanessy? - zapytał ciemnowłosy.

- Zachorowała. Ja nazywam się Paul i będę dzisiaj państwa obsługiwał. - Skłoniłem się lekko.

- Zadam ci może głupie pytanie - oznajmił blondyn, o radosnych rysach twarzy - ale wydaje mi się, że jesteś gejem - wypalił prosto z mostu.

- Yyyy... - Podrapałem się po głowie. - Tak. Właściwie skąd pan to wiedział? - zapytałem skołowany.

- Swój pozna swego. - Zaśmiał się radośnie. - I ja mam na imię Justin, a to jest Derek, mój, jeszcze, narzeczony - przedstawił się i mężczyznę na przeciwko.

- Dobrze. W takim razie co wam podać? 

Mężczyźni złożyli zamówienie i powiedzieli, bym wrócił do nich, jak tylko przekażę je kucharzowi. Zrobiłem tak jak powiedzieli. Zaczęli mnie wypytywać o to, czy mam chłopaka, jak mi się z nim żyje i nawet rozmawialiśmy o seksie, co nie wydawało mi się takie niekomfortowe, jak w przypadku rozmawiania o tym z rodzicami. Od tamtego momentu obsługiwałem ich za każdym razem, kiedy pojawili się w lokalu. Oni opowiadali mi o sobie, ja o sobie. Wzięli ślub, a później adoptowali małego szkraba - Jake, z którymi nas odwiedzali.

Kiedy Daniel miał swoje urodziny zaprosiliśmy Maggy z narzeczonym, May z rodziną i, jak sobie zażyczył Daniel, mojego ojca i Lydię. Mamy były w niebo wzięte, kiedy ujrzały maluchy May. Wydawałoby się, jakby zostały matkami po raz drugi. Daniel dostał dużo sprzętu sportowego, takiego jak hantle, czy steper. Jednak najlepszy prezent dostał od moich matek. Kiedy wszyscy goście już poszli usiedliśmy w czwórkę w salonie, po czym zaczęliśmy sobie rozmawiać.

- Daniel. Skoro dostałeś prezent od reszty musisz coś dostać też od nas - oznajmiła mama Jane.

- Tak właściwie, to jest prezent dla was obojga. Mięliśmy to dać na inną okazję, taką jak gwiazdka, ale już dłużej nie możemy czekać. - Zaśmiała się czerwonowłosa. 

Po chwili mama Camilla wyciągnęła z kieszeni klucze i potrząsnęła nimi.

- Nie rozumiem - powiedział Daniel.

- To są klucze do waszego nowego mieszkania. - Uśmiechnęły się.

- Stwierdziłyśmy, że mamy was dość. Non stop tylko jecie i chodzicie do tych waszych szkół. Czas zacząć żyć na własną rękę.

- Ej! Dlaczego on dostaje lepsze prezenty ode mnie? - oburzyłem się. - To ja jestem waszym synem.

- Nie marudź, tylko weźcie samochód i jedźcie zobaczyć mieszkanie. - Pokręciła głową mama Camilla.

Poszliśmy z Danielem zabrać parę ubrań, po czym kierowani przez GPS dojechaliśmy na miejsce. Mieszkanie miało dwie sypialnie, łazienkę, kuchnię z jadalnią i salon. Było prawie skończone. Brakowało paru mebli, ale można było się spokojnie wprowadzić. Kiedy rozejrzeliśmy się po wszystkich pokojach usiedliśmy na kanapie. 

- Twoje matki są boskie! - oznajmił z zachwytem Daniel.

- I tak nie rozumiem, dlaczego dostałeś od nich lepszy prezent.

- Bo mnie bardziej lubią. - Wytkną mi język.

- Chciało by się. - Zaśmiałem się i delikatnie uderzyłem go w pierś.

Zaśmiał się na moją odzywkę, po czym chwilę patrzył się w moje oczy. Pięć sekund później całowaliśmy się, leżąc na kanapie.

- Co ty... na to... by ochrzcić to mieszkanie? - zapytał się mnie, dysząc od pocałunków.

- Jestem za. Każde pomieszczenie musi zostać ochrzczone. - Uśmiechnąłem się do niego łobuzersko.

- Gdzie najpierw? Kuchnia?

- Kuchnia. - I udaliśmy się do owego pomieszczenia.

Biorąc pod uwagę, że było tutaj pięć pokoi w każdym z nich wiadomo co się stało. Na nasze szczęście w sypialni była już pościel. Gorzej by było, gdybyśmy mięli spać bez niej. Kiedy opadnięci z sił leżeliśmy na małżeńskim łóżku w sypialni Daniel się do mnie przytulił.

- Zaprosiłbym tutaj moją matkę. Pewnie by się ucieszyła z tego co dorobiłem. - Uśmiechnął się smutno.

- Możesz ją zaprosić, ale nie jestem pewny, czy przyjdzie skoro twoja matka mnie nie lubi.


Twoja matka mnie nie lubiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz