25 lat

4.8K 552 68
                                    

Rok po ślubie, zdane studia i dość dobrze płatna praca, wspaniały mąż i rodzina. Czego chcieć więcej? Odpowiedź jest w sumie prosta. W moim życiu brakowało małych, biegających po domu stópek. Brakowało w nim przecieranych obiadków i porozrzucanych po całym domu zabawek. Chciałem mieć dziecko. Syna, córkę. Nie ważne. Ważne by było moje. Homo, hetero, bi. To nie ma znaczenia. Chore, czy zdrowe. Zaopiekowałbym się nim obojętnie, co by mu nie było. Kochałbym je najbardziej na świecie. Byłoby moim skarbem, moim oczkiem w głowie. Teraz, pracując jako prawnik w dość znanej kancelarii, miałbym pieniądze na utrzymanie. Daniel jest nauczycielem w-f'u dodatkowo jest prywatnym trenerem i reprezentantem naszej narodowej grupy biegaczy. Dalibyśmy sobie radę.

Ostatnio lekarze stwierdzili, że stan mojego męża się pogarsza. Dalej uczęszczał na leczenie, jednak mówili, że to już nie działa. Robią podobno wszystko, by wyzdrowiał, jednak ja sądzę, że wszyscy lekarze mają dość swoich problemów, i za dużo jest osób z rakiem, by przejmować się kimś takim jak Daniel. Jest to straszne i okropnie mnie to denerwuje, jednak nic na to nie poradzę, że lekarze są jacy są. Mimo wszystko, Daniel mówi, że ma się dobrze. Trochę się z tym nie zgadzam, ale sport powinien działać na chorobę pozytywnie. Podobno dzięki ruchowi człowiek może naturalnie przezwyciężyć raka, jednak nowotwór w płucach utrudnia jemu życie. Często się dusi i często musi odpoczywać. Nie wiem jak on sobie poradzi, jednak wierzę, że wszystko będzie w porządku i za kilka lat wraz z naszym dzieckiem będziemy siedzieć w salonie i rozmyślać nad wspólnymi wakacjami.

Kiedyś usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy rozmawiać z Danielem na temat dziecka. Bardzo chciałem, by szatyn się zgodził na małego brzdąca, biegającego po naszym mieszkaniu.

- Mamy wolny pokój. Tam mogłyby być jego pokój. Kupiłoby się meble, jakieś zabawki. Dalibyśmy sobie radę. - Próbowałem go przekonać.

- No dobrze. Ale wiesz, że nie dam rady mieć z tobą dziecka. Chyba, że zmieniłby któryś z nas płeć, a ja nie mam ochoty zamieniać ptaszka na gniazdko. - Zaśmiał się, przytulając mnie do siebie.

- Ja też nie za bardzo mam na to ochotę. - Uśmiechnąłem się, wtulając w niego. Pomyślałem wtedy o adopcji, jednak byłoby mi ciężko powiedzieć mojemu dziecku, że jest adoptowane. Poza tym musiałbym wiedzieć, czy chcę chłopca czy dziewczynkę, a ja nie miałem o tym najmniejszego pojęcia. I nagle do głowy wpadł mi dość ciekawy pomysł. - A może zrobimy tak jak moje matki - oznajmiłem odwracając się do mojego męża.

- To znaczy? - Nie rozumiał mnie.

- Wykorzystały Harry'ego, by zapłodnił mamę Camillę, bym miał geny jednej i drugiej.

- Dalej nie wiem do czego zmierzasz.

- To znaczy, że moglibyśmy poprosić Lydię, by zgodziła się być naszą surogatką.

Daniel zrozumiał co mam na myśli. Postanowiliśmy do niej wpaść i porozmawiać o tym. Powiedzieliśmy, że chcemy mieć dziecko na tej samej zasadzie, co moje matki. Dziewczyna przyjęła tę propozycję z chęcią, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Postanowiliśmy więc, ze Daniel i Lydia prześpią się, kiedy ona będzie w odpowiednim momencie mieć dziecko i z pewnością zajdzie w ciążę. Jeszcze skonsultowała się z ginekologiem i już byliśmy pewni, kiedy mogą to zrobić.

Dziewięć miesięcy po tym całym zdarzeniu na świat przybył mały Maxim. Jaki on jest cudowny. Nigdy nie myślałem, że mój syn będzie taki piękny. Był taki podobny do Daniela, że wydawałoby się, jakby to był jego mały klon. Byłem taki szczęśliwy, kiedy mogłem go wziąć na ręce i powiedzieć: "To jest mój syn.".

Z okazji narodzin maluszka zorganizowaliśmy małą kolację. Zaprosiliśmy wszystkich. Moje mamy, Harry'ego, oczywiście Lydię, Maggy, May i jej rodzinę oraz matkę Daniela, która oczywiście się nie pojawiła. Wszyscy z przybyłych gości przynieśli jakiś prezent dla Maxima. To jakaś grzechotkę, to inny gryzak. Moje mamy na przykład dały nam bujak. Daniel odbierał prezenty i kładł je do pokoju małego, ja natomiast nie mogłem odwrócić wzroku od naszego synka. Taki śliczny.

Zaproponowaliśmy podczas kolacji, żeby Lydia zamieszkała z nami, dopóki Maxim nie będzie już duży. Oczywiście nie wygonilibyśmy jej, jednak spodziewałem się, że w jej wieku i z jej urodą prędzej czy później znajdzie sobie chłopaka.

Gdy pożegnaliśmy naszych gości i położyliśmy Maxima spać usiedliśmy razem w salonie, obejmując się. Popijaliśmy wino, oglądając jakiś film, który leciał aktualnie w telewizji.

- Nie rozumiem - powiedział nagle Daniel, odkładając kieliszek na stół.

- Czego nie rozumiesz, kochanie? - zapytałem, wtulając się w niego.

- Dlaczego nie przyszła? Dlaczego nie chciała poznać swojego wnuka?

Czyli o to mu chodziło.

- Daniel. Naprawdę nie wiesz? Jest tylko jedno wyjaśnienie, dlaczego nie przyszła zobaczyć naszego syna. Twoja matka mnie nie lubi.

Twoja matka mnie nie lubiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz