–Co ty pieprzysz Ashton?– wrzasnęłam, wkraczając do jego domu.
Po jego telefonie zmusiłam mamę, aby mnie tutaj przywiozła. Przez drogę zaplanowałam sobie co powiem i co zrobię, gdy już tam będę. Nie mogłam odrzucić myśli, aby nie przywalić mu w twarz lub powiesić za te jego niedorozwinięte jaja. Przez jego głupotę dostanę słabą ocenę. Znajdziemy to dziecko, nawet jeśli mielibyśmy przeszukać ten obiad tysiące razy. Skierowałam się do salonu i opadłam z desperacją na kanapę, zakrywając twarz poduszką.
To się nie dzieje.
–Nie miałeś go nawet jeden dzień Ashton!–jęknęłam, mój głos przypominał stłumiony szloch.
– Wiem to – westchnął, siadając obok mnie.– Wiesz, zawsze mogło być gorzej.
– Jakim cudem? – zapytałam, odrzucając poduszkę i gapiąc się w niego oskarżycielsko.
On jednak tylko wzruszył ramionami, uderzając palcami o swoje udo. Czy nie mógłby chociaż na pięć minut wziąć sprawę na poważnie i zacząć działać?
– Mam ochotę cię udusić – stwierdziłam, kręcąc głową w desperacji. –Jest mi niedobrze, gdy na ciebie patrzę.
–To jest tak samo twoja wina jak i moja – bronił się, denerwując mnie jeszcze bardziej.
– Jak? – wrzasnęłam.
– Bo wyszłaś bez niego.
Na kilka sekund zatopiłam się w swoich myślach, zaciskając ręce w pięści.
Nie mylił się aż tak bardzo, ale to nie zmieniało faktu, że miałam ochotę mu nogi z dupy powyrywać.
– Gdzie je ostatnio widziałaś? – zapytałam, próbując uspokoić swój oddech.
Ashton przez kilka sekund wpatrywał się w sufit.
– Nie mam pojęcia.
Zaraz chyba naprawdę dam mu w mordę.
– Więc w jaki sposób mamy je znaleźć?
–Nie wiem! – wykrzyknął, gwałtownie wstając. –Ty jesteś ta mądrzejsza!
– To dlatego mnie tutaj sprowadziłeś? – zapytałam. –Dlatego, że jestem mądra?
– A jakżeby inaczej? –zdziwił się, sprawiając że zebrało mi się na mdłości.
Siedziałam cicho, wpatrując się w paznokcie i próbując powstrzymać się od płaczu. Nie rozumiałam czego to aż tak boli, w końcu z jego ust padały w moją stronę gorsze obelgi. Byłam pewna, że to przez stres związany z zaginięciem dziecka, a Ashton był tylko wisienką na tym ohydnym torcie. Pomimo tego, to bolało.
–Dora –powiedział delikatnie, a jego noga oparła się o stolik do kawy.
Zmarszczyłam brwi, słysząc do okropne przezwisko. Po jakiego grzyba on mnie tak nazywał?
–Nie mów tak do mnie– warknęłam, odwracając głowę w jego stronę.
–Sorry –zaśmiał się, a nasze spojrzenia się spotkały.
Szczęka opadła mi powoli, gdy zrozumiałam co właśnie powiedział. Czy on właśnie...? Nie, niemożliwe.
–Czy ty mnie właśnie przeprosiłeś? – uśmiechnęłam się, patrząc jak jego policzki przybierają kolor uroczego różu.
– Nie –burknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. –To był sarkazm.
–Coś mi się nie wydaje – postanowiłam mu trochę podokuczać. – Mam wrażenie, że chciałeś mnie przeprosić.
CZYTASZ
Project Daddy || a.i [Tłumaczenie]
Fanfiction- Możesz nazywać mnie Tatusiem. - Kurwa, ty chyba nie mówisz poważnie. Oryginał należy do @Esmereldah