4-"Martwiłeś się o mnie?"

3.3K 241 10
                                    

Siedziałam tam, tak jak kazał mi chłopak. Po chwili do pomieszczenia wbiegł zdyszany Freddy.
-Caludia! Szybko, musisz nam pomóc!
-Ale Foxy...- nie dał mi skończyć.
-Nieważne, co mówił. Jesteś nam potrzebna, chodź szybko!- wystraszona wybiegłam za nim z pirackiego kącika. Przemierzaliśmy w zawrotnym tempie korytarz, aż dotarliśmy do zamkniętych drzwi, do których dobijał się Bonnie.
-Jesteśmy...- wydyszał Freddy.
-To dobrze. Musicie mi pomóc. Lisiasty trochę się spoźnił, przez co musieliśmy zmienić taktykę. Wysłałem go do jadalni, żeby wbiegł na mój sygnał. Freddy podejdzie jak zwykle z prawej strony. Ja skryje się za pudłami, by ten w biurze nie mógł szybko zamknąć drzwi. Ty Claudia, pójdziesz z Freddym i też na mój sygnał wbiegniesz do środka. Ty zaskoczysz go z prawej, a nerwus z lewej, więc któremuś z was się uda.
-Ale co mam robić tam... W środku?- byłam przerażona tą wizją. Miałam coś zrobić niewinnemu człowiekowi?
-Skoczysz na niego, pogryziesz, zrobisz cokolwiek, byle by go poważnie uszkodzić, ale nie zabić.- odpowiedział szatyn.
-Nie chce wam przeszkadzać, ale musicie już iść, jeśli chcemy zdążyć przed szóstą.- powiedział brunet.
-Tak, Bonnie ma racje, chodź Claudia.- Freddy złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę korytarza. Po chwili byliśmy na miejscu.
-Widzisz te zagłębienie w ścianie?- zapytał a ja pokiwałam głową.- Tam się schowasz. Kiedy Bonnie gwizdnie, wybiegniesz z ukrycia i pobiegniesz tym korytarzem jak najszybciej do ostatnich drzwi po prawej. Rozumiesz?
-Tak, ale... Trochę się boję...
-Rozumiem, ja też tak miałem. Ale musimy to zrobić. Ja cię zostawiam, poradzisz sobie.- uśmiechnął się i odszedł gdzieś. Jak kazał, tak zrobiłam. Siedziałam tam w całkowitej ciemności i nasłuchiwałam, czy ktoś nie gwizda.
Minęło chyba dobre pół godziny, zanim usłyszałam ciche gwizdanie. Jak najszybciej umiałam wybiegłam z ciemności, potykając się o własne nogi. Biegłam, ile sił w nogach, aż ujrzałam otwarte drzwi, więc zaczęłam zwalniać. Wpadłam do pokoju, gdzie siedział jakiś facet. Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie ze strachem. W tamtym momencie zrobiło mi się go żal. Mężczyzna wstał i zaczął zmierzać w moją stronę, więc się cofnęłam. Nagle do pomieszczenia wbiegł rudzielec i widząc zaistniałą sytuacje, niespodziewanie rzucił się na mężczyznę. Nie chciałam się w to wtrącać, więc obserwowałam wszystko z boku. Foxy gryzł i szarpał chłopakiem, a ten krzyczał, płakał i wił się z bólu. Chciałam krzyczeć by przestał, lecz nie potrafiłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Kiedy zaczęła lać mu się krew, do pokoju wpadł Bonnie, który siłą odciągnął lisiastego od jego ofiary. Także przyszła Chica, która wzięła mnie za rękę i także wyprowadziła z pokoju. Jeszcze raz popatrzyłam się na rannego, który ledwo widział na oczy. Wybiła szósta, wiec ostatkami sił mężczyzna wyszedł z pizzerii.
Chica zaprowadziła mnie do jadalni, gdzie siedział już Freddy. Usiadłam cała roztrzęsiona na krześle, gdy do pokoju wszedł Bonnie, który trzymał nadal wyrywającego się rudzielca, po czym posadził na krześle.
-Już mnie puść, nie musisz mnie trzymać!- krzyknął lisiasty, po czym wyrwał się z uścisku bruneta.
-Odsapnij chwilę, należy ci się...- zaczęła Chica, ale widząc jego mordercze spojrzenie, nie chciała kończyć. On sam nie wyglądał najlepiej.  Jego ciuchy były całe we krwi, a sam był napewno bardzo zmęczony. Widać to było po jego twarzy. Gwałtownie wstał i podszedł do mnie ze złością wymalowaną na twarzy.
-Czy ja ci pozwoliłem wyjść?!Pozwoliłem ci?- krzyczał, a ja bardzo się wystraszyłam
-Ale Fre...
-Nie obchodzi mnie to! Wiesz co mogłoby się stać, gdybym nie wbiegł do biura? Zdajesz sobie sprawę z tego, do czego on jest zdolny? Co mógł co zrobić? Jesteś nieodpowiedzialna! Miałaś tam zostać i się nie ruszać! Martwiłem się!
-Martwiłeś się o mnie?- zapytałam cicho.
-Nie...-widać było, że był zakłopotany, gdyż nie wiedział co powiedzieć.- Zresztą, nie łap mnie za słówka. To co zrobiłaś było bardzo niebezpieczne i mam nadzieje, że już się to nie powtórzy.
-Oczywiście...- czułam się jak w wojsku.
Chłopak wziął Freddy'ego ze sobą i wyszedł z jadalni. Mimo iż to szatyn był takim "szefem" tej grupy, to czasem czułam, że to Foxy nim jest, ze względu na jego zachowanie.
-Ja już idę do siebie odpocząć.- oznajmił Bonnie i wyszedł z jadalni.
-Słyszałaś go? Martwił się o ciebie!- entuzjazmowała się blondynka.
-Co? Nie, przecież powiedział...
-Oh, przestań. Foxy mówi czasem różne rzeczy, a potem się ich wypiera, ale tym razem nie kłamał, mowię ci! Zależy mu na tobie.
-Nie Chica, przecież on mnie nawet nie lubi. Tu nie ma o czym mowić...
-Jednak znów cię uratował, to coś chyba znaczy...
Witam :)
Kolejny rozdział, w którym trochę się dzieje. Mam nadzieje, że wam się spodobało.
PS. 750 słów.

Nowa?| FNaFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz