09

474 40 1
                                    


Hugo wracał z kuchni. Nie był na kolacji, bo zajmował się zadaniami domowymi i zwyczajnie o niej zapomniał. Była już cisza nocna, więc musiał uważać na patrolujących korytarze nauczycieli i prefektów. Jednak napełniony jedzeniem brzuch i senna atmosfera w całym zamku uniemożliwiały mu skupienie się na nie robieniu zbytniego hałasu.

Właśnie przechodził obok zbroi rycerza, kiedy z dziury ze ściany wybiegła mysz. Nie spodziewał się jej i odskoczył w bok, wpadając na zbroję. Ta zachwiała się i runęła z głośnym hukiem na posadzkę. Hugo rozejrzał się dookoła i uciekł w pierwszy korytarz, który miał w zanadrzu wzroku. Postacie z obrazów mruknęły niezadowolone tym, że je ktoś obudził, ale w końcu dały za wygraną, ponownie zasypiając.

Chłopak znalazł się w korytarzu, w którym nigdy wcześniej nie był. Było w nim ciemno, a na jego końcu znajdowało się okno. Nie miał żadnych innych rozgałęzień, był ślepym korytarzem. Okno było ogromne, a na bladym tle księżyca widniał ciemny zarys jakiejś postaci. Domyślił się, że była to dziewczyna, ponieważ długie włosy i sukienka powiewały na wietrze. Hugo zatrzymał się po zrobieniu kilku kroków i przyjrzał się plecom postaci.

- E... przepraszam, nie chciałem przeszkadzać... - powiedział, podchodząc bliżej.
Delikatnie się nachylił, chcąc dojrzeć jakieś szczegóły. Będąc już parę metrów od nieznajomej zauważył, że sukienka wcale nie była sukienką, a koszulą nocną. Postać stała na murowanym parapecie bosymi stopami, spokojnie patrząc w dal.
- Powiedz mi tylko, gdzie... Inez? - Zapytał zaskoczony, widząc profil dziewczyny. Uniósł głowę do góry i otworzył szerzej oczy.
- Inez, co ty tu robisz? Dlaczego stoisz na oknie? - Zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi...

*

Rozdzielenie się to nie był dobry pomysł. To prawie nigdy nie jest dobry pomysł. Wszystkie filmy się na tym opierają. Jak grupa się rozdziela to każdy ginie. Ja nie chcę umierać. A pewnie już mnie coś namierzyło i teraz mnie śledzi.

Co to było? Te krzaki stały tam!

- Kto tam jest? - Zapytałam, patrząc na poruszające się krzaki. Wydawało mi się, że nie stały w tym miejscu, tylko kawałek dalej i tak jakby ruszały się mocniej niżby za sprawą wiatru.
- Malfoy, nie wystraszysz mnie - powiedziałam, uświadamiając sobie, że przecież „namierzyć mnie" mógł właśnie Ślizgon i chciał sobie porobić ze mnie żarty.

Jednak Malfoy wcale nie wyszedł zza krzaka. Nikt ani nic zza niego nie wyszło, a liście nadal poruszały się jakby były targane czyjąś ręką. To było dziwne. Wróć! Bardzo dziwne.

- Malfoy, jeśli to ty to przysięgam, że jak cię dorwę, to cię wykastruję - burknęłam w kierunku rośliny. Dziwnie się czułam gadając z krzakiem, tym bardziej, że nie miałam pewności, czy coś co się w nim chowało było rozumne. Choć w sumie nigdy nie udowodniono, że Malfoy jest rozumny.

Usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Obejrzałam się za siebie, ale niczego nie widziałam. Było ciemno i nawet światło księżyca nie mogło przebić się przez gęste korony drzew. Zmarszczyłam czoło i wzruszyłam ramionami, idąc dalej. Oświetlałam sobie drogę różdżką, co chwilę zerkając na kartkę. Już prawie umiałam jej skład na pamięć, kiedy znowu usłyszałam jak coś łamie gałęzie. Podniosłam różdżkę i wzrok i rozejrzałam się.

Wiedziałam! Wiedziałam, że rozdzielanie się to głupi pomysł! Pewnie wylądowali tu jacyś UFO. I teraz będą chcieli mnie zabić!

Stop! Weasley, co ty pieprzysz?! UFO? Ciebie już totalnie pogięło.

Uspokój się, weź głębszy wdech. To pewnie tylko wiewiórka, albo jakieś inne niegroźne stworzenie. Albo groźne, to byłby już problem. Trzymajmy się wersji, że jest niegroźne.

Rose ruda Gryfonka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz