*
Hugo siedział w Pokoju Wspólnym Gryfonów na kanapie przed kominkiem. Czuł się dziwnie spokojnie i jakby... radośnie. Tak, to była radośc. Było mu ciepło,a rumiane policzki to pokazywały. Wciąż rozpamiętywał wydarzenia sprzed godziny, kiedy to uratował Inez przed upadkiem z wieży i kiedy... całował ją. To było zakochanie? Tak, raczej było. Nikt raczej od tak po prostu nie rozpamiętywa sytuacji związanych z jedna i tą samą osobą
Zarumienił się nieznacznie. Inez była pierwszą dziewczyną, z którą się całował i musiał przyznać – sam przed sobą – że mu się to podobało.
Jej drobne ciało było wtulone w niego. Było to dziwne,ale fajne uczucie. Kruche dłonie Inez błądziły po jego lekko zgarbionych plecach, a jej wlosy muskału jego twarz i szyję. A kiedy się od siebie odsunęli, nie mógł oderwać od niej wzroku. Z błyszczącymi oczami wpatrywał się w czerwone jak cegły policzki Inez . Cała się zawstydziła i za pewne chciała się gdzieś przed nim ukryć, ale nie dał jej uciec. Chwycił ją za dłoń i odprowadził do wieży . Po drodze naśmiewali się z Filcha, który słysząc ich kroki postanowił ich złapać, ale trochę mu to niewyszło. Flich w nocy widział jeszcze gorzej. Byli nieuchwytni.Niezwyciężeni. Tak, adrenalina podskoczyła. Podobało mu sie to, ale nie bardziej niz Inez.
Hugo zaśmiał się cicho i podskoczył ze strachu, słysząc bicie starego zegara,który wisi w dalszej części salonu. Zamknął książkę i ulotnił się niezauważony do pokoju.
*
Kiera obudziła się w dobrym humorze. Otworzyła oczy i usiadła na łóżku przeciągając się jak kot i potężnie ziewając. Spojrzała na łóżko obok, gdzie spod pościeli wydobywały się ciche i miarowe dźwięki oddechu Rose. Uśmiechnęła się delikatnie i omiotła wzrokiem pokój. Reszta współlokatorek dawno wyszła.
- Dzień dobry – powiedziała szeptem Kiera, zerkając na koleżankę. Alsha odrapała się po głowie, jeszcze bardziej burząc swoją już roztrzepaną fryzurkę, która przez noc zamieniła się w pobojowisko i spojrzała na Martinez.
- Cześć – mruknęła zaspana. Pomrugała chwilę powiekami i spojrzała na smacznie śpiącą Rose. – Kiedy wróciła? – Spytała, odrzucając kołdrę na bok, siadając na materacu i zsuwając stopy wprost do kapci w kształcie dwóch głów lwów, które zamruczały cichutko, gdy poczuły, że są używane. Alsha uwielbiała te kapcie, ale blondynka nie chciała zdradzić, gdzie je kupiła, twierdząc, że nie byłaby już taka oryginalna, kiedy ALshamiałaby takie same.
- Nie wiem, nie słyszałam jak otwierała drzwi – odpowiedziała Gonzalez, głaszcząc kota, który wskoczył na jej nogi. – Biedaczka, spędziła całą noc z Malfoyem – mruknęła.
- Połowa damskiej populacji w tej szkole... a przynajmniej ta głupia połowa, dałaby się posiekać za noc z Malfoyem – zaśmiała się cicho Nicole. – Wiesz, ciemny las, jest strasznie, a przy boku mają seksownego, napalonego Ślizgona, który wymachując różdżką wrzeszczy: Nie bój się, mała! Ja cię ochronię! – Rose mlasnęła cichutko i jeszcze bardziej zakopała się pod kołdrą. Alsaha i Alsha wstrzymały oddechy. Żadna z nich nie chciała obudzić koleżanki, ale nie tylko dlatego, że były tak miłe, by pozwolić jej się wyspać, ale głównie z powodu, dla którego nikt nigdy nie odważył się budzić Rose bez powodu: obudzona i niewyspana była nie do zniesienia, wrzeszczała, warczała i wyzywała. - A później lądują gdzieś pod krzakami, bo Malfoy chce ją również ochronić przed zimnem nocy, wykorzystując do tego ciepło swego ciała – dodaje szeptem Kiera.

CZYTASZ
Rose ruda Gryfonka
FanfictionRude to wredne. Wszyscy tak mówią. W tym przypadku to prawda. Bycie idealnym nie zawsze jest dobre. Robienie sobie wrogów tym bardziej, ale co można zrobić? No właśnie nic. Bycie córką tych Weasley do czegoś zobowiązuje. Nikt nie jest idealny...