10

421 33 1
                                    

*
Kiera leżała na brzuchu, pochylając się nad książką. Zbliżała się pierwsza, a ona nie czuła się w ogóle senna. Czytała powieść romantyczną, którą pożyczyła od Rose.

Rose, pomyślała, przypominając sobie o przyjaciółce. Przygryzła paznokieć kciuka i spojrzała na okno. Księżyc unosił się na niebie, wpadając do pokoju, oświetlonego słabo przez różdżkę. Ciekawe, jak sobie radzą.

Coś wskoczyło jej na plecy. Cicho pisnęła i podskoczyła, obracając głowę.

- Dark, wystraszyłeś mnie - szepnęła, przewracając się na bok, przez co pers spadł na materac. Sięgnęła do niego rękę i przysunęła go bliżej siebie, zatapiając palce w miękkim, futerku.

Jukki, jedna z współmieszkanek Shili i Rose, chrapnęła głośno i mlaszcząc przewróciła się na drugi bok. Kiera zdusiła w sobie śmiech i podrapała kota za uszami. Zwierzę zamruczało przyjemnie, przymykając powieki i ułożyło się wygodnie na jej poduszce. Uśmiechnęła się i wciąż głaszcząc ciepłego zwierzaka, powróciła do lektury.

*

Zostały dwa składniki - powiedział Malfoy, wpatrując się w pogiętą już kartkę. Wraz z Weasley stali na stałym gruncie, przypatrując się brunatnej mazi, z której wystawały suche badyle. Gdzieniegdzie na powierzchni błota pojawiały się bąbelki, które pękały i kępki pożółkłej trawy. Po środku tego bajora znajdowała się niewielka wysepka, porośnięta zieloną roślinnością.

- Nie ma mowy, ja tam nie wejdę - powiedziała Wesley, wystawiając przed siebie dłonie i kręcąc głową. Cofnęła się krok do tyłu, dając tym do zrozumienia, że nawet nie zamierzała się zbliżyć do bagna.

- Ja zbierałem to coś-wskazał na dziwne,zgniłozielone owoce - teraz twoja kolej - stwierdził Malfoy, wzruszając ramionami i siadając na ziemi, w miejscu oświetlonym przez księżycowy blask.

- Dlaczego to ja muszę się babrać w tym błocie? - Zapytała, rozkładając bezradnie ramiona.

- To proste - powiedział Malfoy - ja jestem Malfoy, a ty Weasley.

- A co to ma do rzeczy? - Spytała, unosząc do góry brew i opuszczając ręce tak, że klapnęły o jej boki.

- Ludzie twojego pokroju powinni bawić się błotem, nie tacy jak ja - dodał, patrząc na nią sugestywnie. Zmarszczyła czoło i zamaszystym ruchem zdjęła z ramion plecak, rzucając nim w jego stronę. Sprawnie przechwycił przedmiot, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało, bo liczyła, że dostanie nim w twarz. No cóż, nie można zaprzeczyć, że nie jest wysportowany, ale to i tak oślizgły gad.

- A jeśli tego tam nie będzie? - Zapytała, patrząc z obrzydzeniem na bulgoczące błoto.

- Pech - wzruszył ramionami, zaciskając usta, by nie wybuchnąć śmiechem. Nie potrzebowali zbędnego hałasu.

Jeszcze bardziej zmarszczyła czoło, ściągając brwi razem i mrucząc wściekle pod nosem zdjęła buty, podchodząc do brzegu bagna. Wzięła głęboki oddech i już miała zrobić krok do przodu, kiedy on znowu się odezwał.

- Idziesz w ciuchach?

- A niby jak? - Zapytała, odwracając się. Założyła dłonie na biodra i przekrzywiła głowę, spoglądając na niego z uniesioną brwią.

- Ja bym zdjął przynajmniej bluzę. Później będzie ci zimno - powiedział.

- Za nic w świecie się przy tobie nie rozbiorę, nawet, jeśli miałabym zdjąć tylko bluzę - burknęła wściekle, znowu się obracając.

- Tylko później nie mów, że cię nie ostrzegałem. Swojej bluzy nie oddam - stwierdził. Usłyszała jak rozwija jakiś papierek, prawdopodobnie zamierzał zjeść kanapkę.

Rose ruda Gryfonka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz