~*~
Perspektywa Albusa
Nie wierzę. Nie wierzę, że mogłaby oddać się takiemu... takiemu... robactwu! Nie ona! Nie Julia! Nie ona! Ona jest taka... delikatna, wrażliwa, uczciwa... niewinna. Nie wierzę. Po prostu nie mogę uwierzyć, że mogłaby zrobić TO z... z Malfoy'em!
Kurwa mać! Nie z nim!- Albus, zaczekaj! - Nawet się nie zatrzymałem, gdy usłyszałem głos Lily.
Szedłem dalej przed siebie, z zaciśniętymi dłońmi i wzrokiem godnym Bazyliszka. Kopnąłem po drodze jakiś kamień, który uderzył w pień drzewa, odbił się i z powrotem poleciał pod moje nogi, kilka metrów dalej.
- Cholera, Al! Jak się nie zatrzymasz to walnę w ciebie drętwotą!
- Czego chcesz? - warknąłem niezbyt przyjemnie, odwracając się w stronę siostry.
Stanęła przede mną zdyszana jak po maratonie i schyliła się, opierając dłonie na kolanach i łapiąc oddech.
- Daj spokój, Al. Malfoy to zwykły głupek - powiedziała wyprostowując się.
- Głupek, który obracał Julię - warknąłem wściekły.
Byłem wściekły. Na Malfoya, na siebie, na Rose, na Julię, na wszystkich! Odwróciłem się i poszedłem dalej, słysząc kroki Lily.
- Albus, przestań. On tylko dużo gada, a nic nie robi. Nie przejmuj się głupotami tego mamuta po praniu mózgu - mówiła, ale jakby do ściany. Nie chciałem jej słuchać, choć dobrze wiedziałem, że ma rację i Malfoy to rzeczywiście dupek.
- Al, a co by powiedziała Julia, gdyby usłyszała to, co przed chwilą powiedziałeś? - spytała.
Stanąłem. Spuściłem wzrok. Zacisnąłem mocniej pięści.- Na pewno zrobiłoby jej się smutno, słysząc to z t w o i c h ust - walnęła w dziesiątkę. Dosłownie.
~*~
Padał deszcz. Piękna pogoda nagle zamieniła się w szary, chmurny dzień, a zimne krople smagały twarze zawodników wrogich sobie domów. Właśnie rozgrywał się pierwszy mecz w tym roku szkolnym; Slytherin kontra Gryffindor i żaden z nich nie pozwalał sobie na choćby chwilę odpoczynku. Wymagali od siebie stu dziesięciu procent normy, każdy chciał pokonać przeciwnika.
Rose wisiała na swojej miotle ponad stadionem i przyglądała się rozgrywającemu się poniżej meczowi. Na oczach miała ochronne gogle, które osłaniały ją od deszczu i pozwalały na względną widoczność.
Dłonie zaciskała na trzonku miotły i po cichu dopingowała swoją drużynę, rozglądając się przy okazji na boki w poszukiwaniu złotego znicza.
- 10 punktów dla Slytherinu! - Wrzasnął Ben Fourgt, który komentował dzisiejszy mecz. Rose zaklęła pod nosem i spojrzała na Scorpiusa, który krążył nad stadionem. Nie widziała dokładnie, ale mogła sobie wyobrazić, jak na jego twarzy pojawia się uśmieszek triumfu. Skrzywiła się i zawróciła miotłę, by rozejrzeć się nad trybunami.
Leciała z umiarkowaną szybkością, kiedy jej wzrok przykuł złoty błysk gdzieś nad głową dyrektorki. Zdziwiona zwolniła i przyjrzała się dokładnie postaci McGonagall. Po chwili błysk przeniósł się nad głowę profesora Longbottoma i była już pewna, że tego właśnie szuka. Przyspieszyła i zerknęła na Malfoya, który spostrzegł, że jego przeciwniczka ruszyła z miejsca.
Zainteresowany powędrował wzrokiem w miejscu, do którego zmierzała Weasley. Zauważywszy piłeczkę nad głową profesora zielarstwa ruszył w tamtym kierunku.
Nie Malfoy, nie przegram, pomyślała Rose, pochylając się do przodu i przyspieszając. Jednak za chwilę straciła znicz z oczu. Rozejrzała się pospiesznie, zmieniając kierunek lotu i pikując w dół. Tuż nad ziemią zawisła złota, cwana piłeczka.
Scorpius również zanurkował. Cudem uniknął tłuczka, którego odbił w jego kierunku Potter. Zachwiał się nieco, ale wyrównał lot i zanurkował mocniej.
Wtem oboje stracili widok na złotego znicza. Rose wyhamowała i ustawiła miotłę równolegle do podłoża. Zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła. Nie mogła dopuścić, aby Malfoy odnalazł piłkę szybciej od niej. Nie mogła pozwolić na to, żeby Ślizgoni wygrali.
Malfoy stanął tuż obok niej i również zaczął się rozglądać.
- Weasley, spłoszyłaś znicza! - Zawołał do niej, przekrzykując hałasy dochodzące z trybun i silnie wiejący wiatr. Spojrzała na niego.
CZYTASZ
Rose ruda Gryfonka
FanfictionRude to wredne. Wszyscy tak mówią. W tym przypadku to prawda. Bycie idealnym nie zawsze jest dobre. Robienie sobie wrogów tym bardziej, ale co można zrobić? No właśnie nic. Bycie córką tych Weasley do czegoś zobowiązuje. Nikt nie jest idealny...