ZDOLNOŚCI|LYDIA

390 45 3
                                    

- Cicho! -Uciszyłam moich przyjaciół po raz kolejny. Podczas dy oni planowali jak złapać Scott'a, ja słyszałam czyjeś głosy i różne dźwięki. - Słyszeliście to?

Wszyscy skierowali wzrok na mnie, a ja wgapiałam się w ziemie, starając się rozpoznać skąd dochodzi dźwięk. Coś z prawej strony szeptało do mnie, ale nie był to pojedynczy ani zrozumiały szept. Było ich tak wiele, że nie mogłam zrozumieć co do mnie wołają. Wyłapywałam tylko najgłośniejsze słowa, takie jak: śmierć, dziewczyna, zagrożenie, las. Zaczęłam szybciej oddychać, powoli składając fakty do kupy.

Skierowałam wzrok na prawo i ujrzałam jedynie, średniej wielkości drzewo. Podeszłam powoli do niego, a głosy stawały się coraz głośniejsze.

- Lydia? - Zawołała zdenerwowana moim zachowaniem Allison.

-Słyszysz te głosy?- Zapytałam ją, zerkając szybko w stronę stojącej grupki. Ona tylko przecząco pokiwała głową.

Ponownie odwróciłam się do drzewa. Głosy były coraz głośniejsze, z każdym krokiem.

- Lydia... Nikt nic nie mówił.- Odezwał się Stiles.

Lecz ja słyszałam wyraźnie głosy, które pochodziły z tego drzewa. Szeptały do mnie, że nie mam wiele czasu by JEJ pomóc.

Śmierć jest blisko Lydia. Śmierć jest w lesie, na czarnej ziemi.

Gdy tylko usłyszałam głośniejszy głos, w dodatku damski, odskoczyłam jak poparzona. Moja panika była coraz większa wybuchu, a serce łomotało mi w piersi, szybko i nierówno. Zamglonym wzrokiem od nadchodzących łez, zerknęłam na Stiles'a, który już biegł do mnie. Czułam, że nie wyglądam za dobrze, musiałam być blada, albo okazywać strach, ponieważ na twarzy mojego przyjaciela, rozpoznałam zatroskanie i przerażenie. W dodatku o mnie i bardzo znajome w ostatnich dniach.

Moje nogi zaczęły odmawiać współpracy, a słuch z każdą minutą się pogarszał. Nie słyszałam już otaczającego mnie świata, słyszałam tylko głosy wielu ludzi w środku mojej czaszki. To było przerażające. Dźwięki wypełniały moją głowę, słowa były jednym bełkotem, a ja nie mogłam pojąc co się działo.

Zatkałam rękoma uszy, by odciąć się od hałasu ludzkich głosów... Ich skowytu, jęków i płaczu.

Pośpiesz się Lydia, ona umiera.

Nie wytrzymałam, wrzasnęłam tak głośno jak tylko umiałam, nie z przerażenia, ale czułam, że to może przynieść mi ulgę. Krzyczałam tak długo póki powietrze w moich płucach starczało. Póki moje struny głosowe wytrzymywały to przeciążenie. To nie był zwykły krzyk. Był głośniejszy od normalnego ludzkiego wrzasku. Lecz ulga jaka przychodziła z tym, wydaje się niewyobrażalna.

Znad wpół przymkniętych oczu zobaczyłam jak moi przyjaciele zatykali uszy, a Isaa'c nawet padł na kolana nie wytrzymując tak wysokich fal dźwiękowych jako wilkołak.

Derek nie wyglądał lepiej, jego uszy krwawiły, a on sam spoczywał na ziemi obok Isaac'a.

Nie wiem jak długo krzyczałam, ale gdy przestałam wszystko ucichło, a ja wiedziałam co się stanie, jeżeli moi przyjaciele się stąd nie ruszą.

Poczułam słony smak łez w ustach, nawet nie wiem kiedy pozwoliłam im popłynąć. Teraz to nie miało znaczenia, bo zaczęłam coraz głośniej szlochać. Stiles, który najwcześniej odsuną ręce od uszu, znalazł się przy mnie, nim runęłam na ziemie jak kłoda. Przytrzymał mnie, a ja czułam jak moje mięśnie odmawiają współpracy.

Writewithme.com ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz