Duchy Czarnoksiężników z Iffish

345 35 7
                                    

ALLISON

Gdybym nie wiedziała w jakim świecie na prawdę żyjemy, nigdy nikomu nie uwierzyłabym, że siły nadnaturalne opanują moje życie. Ba, wyśmiałabym tą osobę w twarz i zaczęła strzelać z łuku by przegonić ją jak najdalej od siebie. Dziś jednak stając twarzą w twarz z czystym złem, nie żałuje, że znam prawdę. Wręcz przeciwnie, dzięki wiedzy, mogę kogoś uratować. Dziś właśnie miałam to w planach, ratować tych, których kocham za wszelką cenę. 

Widząc nadchodzące zjawy w czarnych pelerynach, jak noc, machnęłam do Scott'a ręką by szykowali się do ataku.  Nasi wrogowie szli wolno, tak jakby chcieli zrobić efektowne wejście lub nas zdenerwować. Jednakże, ja stałam wpatrzona w ich białe, jak dwie jaśniejące żarówki, oczy i nie mogłam oderwać od nich wzroku. Odchyliłam nawet lekko usta, przyglądając się baczniej w miejsce gdzie powinna być twarz zjawy. Nie było tam nic, tylko czarny dym, który wyglądał jakby był żywym organizmem. Może całe ich ciało było tylko czarnym dymem? Peleryny, które wyglądały jak czarne prześcieradła, mogły tylko kumulować ten gaz w jednym miejscu, tak by nie uciekło. 

A gdyby tak zedrzeć z nich materiał? Czy to by spowodowało rozproszenie tego co jest pod nim? 

To nie mogło by być tak łatwe jak mi się wydaje. To by było bez sensu, skąd mieli by taką moc, skoro zniszczyło by ich jedno pociągnięcie tkaniny? 

Mój telefon zapiszczał w spodniach. Szybkim ruchem wyjęłam go z kieszenie by zobaczyć, kto próbuje się ze mną połączyć. Deaton. Odebrałam bez zastanowienia, zjawy i tak były daleko.

- Allison?  Czemu Scott nie odbiera? - Usłyszałam po drugiej stronie zdenerwowany głos szefa Scott'a.

- Aktualnie szykujemy się do walki z...

- Z czymś o czym nie macie nawet pojęcia, Allison! - Mężczyzna przerwał mi. Jego głos był zdenerwowany i urywał się co chwilę jakby biegł. - Posłuchaj mnie, musicie się wycofać najszybciej jak to możliwe. 

Zdenerwowana rozejrzałam się po miejscu pułapki i odszukałam wzrokiem moich przyjaciół. Wszyscy spoglądali w stronę, z której nadchodziły trzy potężne duchy. Lucy jako jedyna miała zamknięte oczy, ale była zwrócona w ich stronę, wyglądała na skupioną, a Isaac za nią... Cóż nie wyglądał najlepiej. Szybko odszukałam wzrokiem Scott'a, który tak samo jak poprzedni wilkołak, stał w bezruchu cały blady, zerkając w stronę zjaw. Chciałam krzyknąć do niego, ale nie potrafiłam wydusić z siebie głosu. 

- Allison, to są  Duchy Czarnoksiężników z Iffish! Za życia władali potężną czarną magią, niszcząc wszystko co napotkali na swojej drodze! Po śmierci, mogą o wiele więcej, Allison. Oni władają śmiercią!- Krzyk Deaton'a spowodował, że ocknęłam się z otępienia i rzuciłam telefon na zieme, nie rozłączając się.

Stiles, stojący najbliżej mnie, patrzył w moje oczy jak gdyby wiedział, że nie mamy szans wygrać tej walki.  Duchy Czarnoksiężników, specjalnie pokazali Lu wizję, aby zamknąć nas w naszej własnej pułapce. Mój Boże, jeśli czegoś zaraz nie zrobię, moi przyjaciele zginą. 

- Scott, to jest zasadzka! Słuchajcie mnie wszyscy! To są Duchy Czarnoksiężników z Iffish! Porywając Lucy, zawładnęli jej mocami, wpędzając nas w naszą własną pułapkę!

Moi przyjaciele jak jeden mąż i żona spojrzeli na mnie zszokowani, nawet wilkołaki otrząsnęły się z dziwnego stanu. Wszyscy podbiegli do miejsca, w którym stałam i gorączkowo zaczęli krzyczeć. Zjawy stanęły naprzeciw nam, nie ruszając się ani centymetr więcej.

- Deaton jednak się czegoś dowiedział? - Krzykną zszokowany Scott.

- Szkoda, że tak późno.-  Warkną Derek, obnażając zęby.-  Nie mogę się przemienić w pełni, blokują nasze zdolności. 

Spanikowana spojrzałam na Lydie, która trzymała się blisko Derek'a i Stiles'a, który obejmował dziewczynę w pasie, chcąc dodać jej otuchy. Obróciłam się przodem do zjaw, nie wiedząc co dalej począć. 

Isaac i Lucy przysunęli się z mojej lewej strony.  Stali tak blisko siebie, że niemal stykali się ramionami, wyglądali na przestraszonych. Spojrzeli po sobie i w niemym porozumieniu spotlit dłonie. Gdyby nie fakt, że grozi nam śmiertelnie niebezpieczeństwo, ucieszyłabym się z ich postępów. Scott stojący za mną, starał się wyminąć mnie i zasłonić swoim ciałem, ale nie pozwoliłam mu na to. Zrównałam go ze mną po mojej prawej stronie, gdzie stała reszta moich przyjaciół. Posłał mi przerażone spojrzenie. 

- Załatwimy to razem Scott- spojrzałam na niego, wkładając w to całe uczucie.- Staniemy do walki wszyscy na równym poziomie. - Ominęłam go wzrokiem i spojrzałam na Stiles'a.- Zabierz ją do  samochodu, macie nie wychodzić. 

Stiles, chwile się zawahał, po czym musiał zrozumieć moją troskę i kiwną głową. Szybkim krokiem pospieszyli do stojącego Jepp'a. Lucy mogła nam się przydać w walce, ale nie mogłam być tego pewna, teraz jej zdolności mogą być zarówno zagrożeniem jaki wielką pomocą. Jednak jej nie odesłałam w bezpieczne miejsce, patrzyłam na nią z pytaniem utkwionym we wzroku, a ona pokiwała głową, na znak że chce zostać.  Uśmiechnęłam się do niej.  

Podniosłam łuk i wyjęłam jedną strzałę, oby była moją szczęśliwą dziś. Nałożyłam strzałę odpowiednio ją układając i napięłam, cięciwę.

 Scott, warkną u mego boku, wpatrując się w trzech cholernych Czarnoksiężników. Dalej obok niego Derek szykujący się do ataku i kłapiący zębami, zerkną na mnie z ukosa i kiwną głową. Isaac również przyjął bojową pozycję, a Lucy starała się skoncentrować na swoim celu. 

Ponownie spojrzałam za swoich wrogów.

- Który pierwszy ?

Writewithme.com ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz