Bohater

410 33 14
                                    

musialam usunąć i przenieść ten rozdział bo coś się zjebalo i nie mogłam dodać nowego.
;(
Mój Snapchat: cotarudaa

Mój ask.fm ( tak mam to xd ) : HALOREKINY

Mój TT: hiWolf

Dziś maratonik z okazji 2 K !

W prywatnych wiadomościach lub kom można zadawać pytania do bohaterów i do autorki :D

___________________

|Stiles|

- Stiles! - Lydia wybiegła z jaskini, którą i my się wydostaliśmy na powierzchnie. Była cała czerwona i ledwo łapała oddech. Podszedłem do niej zdziwiony i złapałem ją za ramię, w celu przyciągnięcia do siebie. Chciałem ją przytulić i uspokoić, ale dziewczyna wyrwała się, a po jej policzkach pociekły łzy.- Ktoś zginie!

Zamarłem, spoglądając w rozszerzone oczy Lydii. Nie mogłem się nagle poruszyć, zastanawiając się kto został w środku. Cholera, zostawiłem tam obolałego Scott'a, wraz z osłabionym Isaac'kiem. Spojrzałem na swoje dłonie, a następnie na Lydie stojącą przede mną, z wciąż załzawionymi oczyma. Złapałem prawą ręką jej policzek i delikatnie pogłaskałem. Dziewczyna spojrzała na mnie przytomnym wzrokiem. Gdzieś w oddali słyszałem płacz Allison i śmiech Lucy, zapewne musiały już tkwić w mocnym uścisku. Skupiłem się wyłącznie tylko nad Lydią, która tak samo jak ja nie poruszała się.

Mój wzrok przeniósł się na jej usta, nie kontrolowałem tego. Prawym kciukiem przejechałem po jej dolnej wardze. Już nie bałem się jak kiedyś z nią porozmawiać, podejść czy złapać za ramię. Nie jąkałem się co drugie słowo i nie zatrzymywało mi co chwila wdechu w piersi. Teraz stałem przed nią. Lewą ręką sięgałem po jej, a prawą wciąż trzymałem na jej policzku. Pragnąłem ją pocałować, ale nie wiedziałem czy i ona by tego chciała. Nie mogłem być nachalny, nie ważne jak bardzo bym tego pragną, nie mógł bym jej tego zrobić.

Ponownie zerknąłem jej w oczy, wysyłając bezgłośne pytanie o pozwolenie. Chwilę trwałem tak w zupełnej ciszy, czekając, nie ruszając się i chyba nawet nie oddychając. Wzrok Lydii po woli skierował się ku moich ust, a potem wrócił do oczu.

Nie czekałem dłużej, pocałowałem ją. Nie brutalnie czy mocno, ale delikatnie i wolno, by zapamiętać tę chwilę, ten smak. Jej smak. Jej piękne, wilgotne usta smakowały jeszcze truskawkową pomadką, która musiała zmyć się już dawno temu. Nie bałem się, że po tym pocałunku nasz kontakt znacznie się zmniejszy, czy sprawi, że zupełnie zniknie. Nie chciałem się tym zamartwiać, puki moje usta dotykały jej ust.

Ale niestety musiałem ratować najlepszego przyjaciela.

Kiedyś zabije za to Scott'a, ale nie dziś i nie teraz.

Lekko oderwałem swoje usta od ust Lydii i posłałem jej długie spojrzenie. Jej oddech znacząco się uspokoił, a łzy przestały ciec. Wypowiedziałem do niej cicho ostatnie słowa, nim skierowałem się do jaskini:

- Czytałem gdzieś kiedyś, że pocałunek,a raczej wstrzymywane powietrze, pomaga w ataku paniki lub lęku.

Uśmiechnąłem się do niej, a ona dalej stała zamurowana tym całym wydarzeniem. Lecz zauważyłem, że jej usta lekko drgnęły, a jeden kącik poszybował ku górze. Przeżyłem wewnętrzny triumf, krzycząc w środku " O TAK! KTO JEST BOGIEM?".

Usłyszałem krzyk dochodzący z jaskini i nim sam się zorientowałem byłem już w środku niej. Nie pamiętam jak tu wlazłem, ale czułem się silny nawet bez super mocy. To Lydia, była moją siłą, a ja wcześniej tego nie zauważałem. Wstawałem po upadku dla niej. Rozwiązywałem zagadki dla niej. Żyłem dla niej.

Obok mnie przeleciało bezwładne ciało. Stanąłem wystraszony, spoglądając czy to przypadkiem nie mój przyjaciel. Isaac.

- Stary, wszystko w porządku? - Podszedłem o krok do leżącego Isaac'a.

Mój przyjaciel otworzył oczy i spojrzał na mnie. Żółty kolor. O cholera.

Już zaczynałem się wycofywać, gdy nagle Isaac dostał jakiejś furii i szybkim ruchem wstał.

- Scott? Jesteś tu może? - Załkałem w przestrzeń za opętanym wilkiem. - Isaac patrzy na mnie jak na obiad. - Wycofałem się o kolejne kilka kroków. - Scott?

Nic zero odzewu. Musiał być nieprzytomny, albo już martwy. Beta nagle rzucił się w moją stronę, a ja nie zdążyłem w pełni uciec. Pazury Isaac'a wbiły mi się w bok brzucha. Jęknąłem czując przeraźliwy ból. Padłem na kolana, a przyjaciel wciąż trzymał swoją "broń" we mnie. W ustach poczułem metaliczny smak, wyplułem na bok ciecz. To była wściekle czerwona krew. Spojrzałem tępo na Isaac'a, wciąż nie rozumiejąc co się własnie stało. Czy ja umierałem?

Beta zrobił kwaśną minę i wyrwał ze mnie swoje szpony. Po chwili upał na ziemie, a za nim stal Scott. Musiał go obezwładnić.

Czemu tu było tak cholernie ciemno i zimno? Nie lubię ciemności, tak samo jak i zimna. Chciałem otworzyć usta i powiedzieć Scott'owi, aby podkręcił ogrzewanie, ale nie mogłem poruszać ustami. Klęczałem tak, a moje ciało wyginało się w tył.

-Stiles! -Usłyszałem niesamowicie głośny ryk, ale miałem wrażenie, że źródło było daleko ode mnie. - Nie, proszę, nie!

Ciemność wygrywała ze mną te rudne.

_______________________

o chochlik, co tu się dzieje?!

STILES ŻYJ !!!

Writewithme.com ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz