EMOCJE

349 31 3
                                    

Drzwi od szpitala zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem. Czułem jak moje serce wali o żebra jakby miało zaraz uciec z mojej klatki piersiowej jak najdalej od tego miejsca. Bylem wściekły na Lucy, na każde jej słowo, na samego siebie.  Po co ja głupi latałem za nią odkąd ją uratowałem i robiłem sobie złudne nadzieje? Nawet nie znałem tej dziewczyny, tyle co wiem o niej to fakt, że jest medium i nie panuje nad mocami. I jest ładna. Przestań!

Odszedłem kawałek od szpitala i schowałem się za ścianą. Nie panowałem nad gniewem, a to oznaczało najgorsze. Mogę się przemienić na oczach wszystkich tu obecnych ludzi. Scott nie był by zadowolony. Ciężko oddychając zatkałem sobie uczy dłońmi by nie słyszeć samochodów i rozmów przechodniów. Musiałem się skupić na tym by pozostać w ludzkiej formie. 

Jak ona śmiała tak mówić. Jestem potworem to fakt, ale nie skrzywdziłbym jej nigdy.  To, że część mnie ma w sobie demona, nie oznacza, że ja nim jestem. Kontroluje go, nie używam by zabijać. Ja pomagam. Pomagam całemu cholernemu Beacon Hills, Scott'owi i jemu stadzie i Lucy. Zwłaszcza Lu. Ale dla niej dalej jestem potworem. Pół człowiekiem pół wilkiem z wybuchowym charakterem i rządzą krwi. Ale ja też kocham. Też mam pieprzone uczucia. 

Ryknąłem by dać ujście swoim emocjom. Nie pomogło za bardzo, ale czułem się lepiej gdy znajdywały ujście w moim głosie. Opadłem na kolana i pochyliłem się nad ziemią, przykładając czoło do asfaltu. Chciałbym móc normalnie żyć, być w pełni człowiekiem i nie wiedzieć o istotach nadprzyrodzonych. Dałbym wiele by Lucy mnie pokochała. Co ja pierdole. Po co mi jej cholerna miłość. Znam ją tylko z tej głupiej strony. Nie można się zakochać w kimś kogo się nie zna, Isaac. Nie można. 

Mój oddech stał się ciężki i płytki, a paznokcie przemieniały się w pazury.

Nie dobrze.

|SCOTT|

Poczułem zapach gniewu tak silny, że niemal miałem ochotę coś rozwalić. Po chwili poczułem coś jeszcze, zapach zwierzęcia. Wilka. Isaac. 

Allison wyczuła, że coś jest nie tak i spytała:

- Scott? Wszystko dobrze?

Jeszcze raz powąchałem powietrze, a gdy uznałem, że zapach rzeczywiście należy do Isaac'a, zaprzeczyłem dziewczynie. Złapałem mocniej za plecak i ruszyłem przed siebie ostrożnie.

- Allison, idź do szpitala, poinformuj Lucy, że mamy wszystko co potrzeba na pułapkę. Zadzwońcie po Derek'a i Lydie. Niech pojadą wam pomóc w rozstawieniu tego żelastwa nad urwiskiem. - Gdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, zerknąłem na Allison. Oh, moja śliczna Alliosn. Dałbym wszystko by móc zabrać ją jak najdalej stąd i obiecać normalne życie, bez problemów, bez wilkołactwa i bez nadnaturalnych zjawisk. Lecz teraz to było nie możliwe. - Allison?

Dziewczyna patrzyła na mnie ze smutną miną. Podszedłem do niej i złapałem za policzki delikatnie. 

-Wiem, nic teraz nie jest proste, ale miasto się zniszczy jeśli nic nie zrobimy.  Muszę znaleźć Isaac'a, który jest okropnie rozgniewany, a teraz i tak nie brakuje nam kłopotów. Nie martw się, nic nikomu się nie stanie, dopilnuje tego.

- Skąd wiesz, że to Issac będzie tym, który walczy? - Zapytała, co zbiło mnie z tropu.

Odwróciłem na chwilę wzrok w stronę Isaac'a.

- To cię martwi? - Spytałem.

Pokiwała głową i poprawia torbę, w której trzymała łuk. 

- Co jeżeli wszystko potoczy się inaczej? Jeżeli oni wiedzą?-  Złapała mnie za rękę, zmuszając do ponownego spojrzenia jej w oczy.-  Co jeśli któreś z nas zginie? 

- Nigdy nie dopuszczę do tego, nigdy.- Zsunąłem ręce i złapałem ją za biodra przysuwając do siebie, zamknąłem ją w uścisku. - Nigdy nie pozwolę by coś nam się stało.

Allison oddała uścisk i pogłaskała mnie po włosach. Mógłbym tak stać do końca świata, albo dłużej lecz zapach gniewu był coraz silniejszy. Teraz mieszał się z rozpaczą. Allison odsunęła się ode mnie, dotknęła palcami moje usta po czym delikatnie pocałowała je. Mogło mi się to tylko wydawać, ponieważ pocałunek był szybki, delikatny jak muśnięcie płatka, ale nie dało się zapomnieć uczuć, które buzowały we mnie po tym gdy dziewczyna odsunęła się i wbiegła do szpitala. Chciałem ją zawołać, ale nie mogłem. Musiałem pomóc przyjacielowi.

Nie trudno było odnaleźć Isaac'a, leżał skulony za murami szpitala, a jego emocje dało by się wyczuć z drugiego końca hrabstwa. Wyglądał tak jakby walczył sam ze sobą i powoli przegrywał. Podbiegłem do niego, wołając go, ale nie nawet się nie ruszył, jakby był w amoku.

- Isaac? - Kucnąłem przy nim.

Wyciągnąłem prawą rękę by dotknąć go za ramie i lekko potrząsnąć, ale zawahałem się. W takim stanie mój przyjaciel jest nieobliczalny. Nie widziałem jego twarzy więc nie wiedziałem czy się przemienił. Zaryzykowałem. Musiałem mu pomóc.

Gdy moje palce ledwo co musnęły ramie Isaac'a, ten automatycznie spojrzał na mnie wystraszony.  Jego twarz była cała spocona, a oczy lekko rozszerzone. Oddychał ciężko przez usta. Zero oznak wilkołaka, odetchnąłem spokojnie i spojrzałem mu w oczy. 

- Już dobrze stary. Choć, musimy dokończyć plan.


|Lydia|

- Ten plan jest do dupy, ktoś z nas może zginąć! - Krzyknęłam, przedzierając się przez podniesione głosy moich przyjaciół. - Nie chce by ktoś jeszcze skończył w szpitalu jak Stiles...

Urwałam, czując, że mój głos mógłby odmówić posłuszeństwa. Allison ścisnęła moje ramie dodając mi otuchy. Nie wiedziała co zaszło pomiędzy mną, a Stiles'em, nie było jeszcze czasu by o tym porozmawiać i spytać o przyjacielską radę. Zamknęłam oczy czując, okropny ucisk w klatce piersiowej.  W uszach mi dzwoniło, a raczej słyszałam świst przecinającego powietrza. Zatkałam uszy  czując się niekomfortowo, ale dźwięk nadal był w mojej głowie. 

- Słyszysz to?- Zapytałam, ale już sama nie wiedziałam do kogo padło pytanie.

- Co słyszę? - Gdy nie odpowiedziałam, Allison stanęła przede mną.- Lydia?

Derek podszedł do nas szybkim krokiem i złapał mnie za nadgarstki, przyciągając do siebie. 

- Skup się. Co słyszysz? 

Jego głos mimo gwałtownego ruchu był spokojny i opanowany, a ja automatycznie odpowiedziałam. Otworzył szerzej oczy i puścił mnie równie szybko jak złapał, odsuwając się krok ode mnie. Wyglądał na zszokowanego lub nieobecnego. Odwrócił się przodem do wszystkich po czym rzekł:

-Ktoś dziś zginie. 


_____________

JEZU WIEM DO DUPY ROZDZIAŁ 

ALE NIE MIAŁAM SIŁY MYŚLEĆ :cccc

 JUTRO DODAM JAKIŚ MARATON NA WSZYSTKICH SWOICH OPOWIEŚCIACH BO WYJEŻDZAM W PIĄTEK NA 10 DNI.

Writewithme.com ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz