The Most Important

864 45 6
                                    

Na szczęście to tylko koszmar. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, a postać mojej ukochanej jest bardziej zamazana... Z resztą czego ja oczekuję, przecież już nic już nie jest i nie będzie takie same.

Lydia wraz ze Scottem najgorzej przyjęła śmierć przyjaciółki. Nie mogli się pogodzić ze stratą, więc całkowicie odcięli się od świata. Śmierć przyjaciółki... I jeszcze sprawy miłosne.

Tydzień po jej śmierci rozstaliśmy się z Malią. Dziewczyna wyglądała na wściekłą, gdy oświadczyłem jej, że ten związek nie ms sensu. Mimo wszystko wierzę, że w końcu się do mnie odezwie i będzie mogła nazwać mnie przyjacielem.

Dźwięk telefonu pozwolił mi odbiec od tych okropnych myśli. Była to mama Scotta, Mellisa.
Poprosiła mnie o pomoc... Chciała abym odwiedził Scotta i wkońcu wyciągnął go z domu.Po tym telefonie ujrzałem, jak zaniedbałem przez ten okres czasu moją przyjaźń ze Scottem. Wysłałem do wszystkich ze stada wiadomość, prosząc o spotkanie w domu przyjaciela. Już dłużej nie mogłem znieść braku jego obecności, stęskniłem się za tym nieodpowiedzialnym wilkołakiem.
Przez me ciało przeszły dreszcze, tak silne, jak gdybym został porażony prądem. Poczułem niepokój, a moje serce waliło jak szalone. To będzie pierwsze spotkanie od tamtego momentu Scotta, Malii, Kiry..i Lydii. Gdy myśli skierowały się ku niej ogarnęło mnie jedno uczucie... Radość. To dzięki niej trzymałem się przy życiu, mimo mojego natłoku samobójczych myśli. Nie mogłem się od nich uwolnić. Czułem, że jedynym kluczem do mojego spokoju jest właśnie ona

Godzinę później wszyscy spotkaliśmy się przy domie Scotta. Weszliśmy niczym wojsko pchające się na bitwę do jego pokoju i oblężyliśmy łóżko. Silny i zawsze zaradny Alfa wyglądał teraz na małe, niewinne szczenię, które zostało wyrzucone na ulicę. Było widać że za nią tęsknił... BYŁO WIDAĆ ŻE TAK NAPRAWDĘ TO ZAWSZE KOCHAŁ TYLKO ALLISON. Żadna strata nie boli tak bardzo jak śmierć ukochanej. Sam nie wiem co bym zrobił w momencie, gdyby to Lydia była na miejscu Allison... Moje życie nie miałoby sensu, mimo faktu że Lydia nawet nie jest moją dziewczyną.
-Scott... -usiadłem przy nim i szarpnąłem go za koszulę. Byłem pewien, że bycie stanowczym prędzej pomoże, niż siedzenie nad nim i ględzenie... W końcu ktoś musi go postawić na nogi- Scott do cholery! Wstawaj!
Wilkołak uniósł głowę, szlochał...
-Nic już nie będzie takie samo... Bez niej, jesteśmy jak bez głowy. Spisani na stratę- Wszyscy patrzeli się ma niego ze współczuciem, ale nie ja. Ja czułem tylko gniew skierowany w kierunku przyjaciela, jednak w głębi duszy byłem smutny. Wiedziałem, że wyciągnięcie tego skurczybyka na światło dzienne będzie trudniejsze, niż moje starania o względy Lydii. 
-McCall... Każdy tamtej nocy kogoś stracił... Allison nie była tylko twoją ukochaną, ale również naszą przyjaciółką, dla niektórych może i kimś więcej- pomyślał o Isaac'u, który roztrzęsiony jej śmiercią wyjechał za granicę,nic nie wspominając - Ale i straciliśmy też kogoś więcej. Umarł Aiden... Umarliśmy prawie i my! Otarliśmy się o śmierć poraz kolejny, stary. Ale przeżyliśmy, i zawsze uda nam się przeżyć, póki będziemy w stadzie, pełnym stadzie! Z alfą na czele, to jest to, czego pragnęłaby Allison. Chciałaby abyśmy znowu byli wszyscy razem. -wziąłem głęboki oddech po tym przemówieniu. Lydia złapała za rękę Malię co było dość dziwnym zdarzeniem, gdyż nie napawały one do siebie entuzjazmem. Ja siedziałem na łóżku obserwując reakcję Scotta, który powoli podnosił się z swego łoża. W jego oczach można było ujrzeć błysk nadziei, którą od zawsze mnie zarażał. Nareszcie.... W końcu jesteśmy jednością...

Jednak, czy nastały w końcu czasy naszego spokoju?

I jak wam się podoba?? Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle, choć jak to czytam to czuję, że nie wyszło mi dobrze xd

Stydia- Nie Odejdę Bez Ciebie... (POPRAWIONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz