Chaos in the forest

483 21 0
                                    

-Stiles....-wydukała przez łzy... Nie zwracała już uwagi na to, czy makijaż jej się rozmyje. Po raz pierwszy byłem tym najważniejszym, po raz pierwszy ja jestem tą wyjątkową osobą, która zagarnęła uwagę Idealnej LYDII MARTIN.
-Przepraszam. Ja, ja...Ja nie wiedziałem. To nie tak miało być. To wszystko przez... -przyłożyła palec do moich opuchniętych, popękanych warg uciszając mnie. Chyba nie oczekiwała wyjaśnień. Po prostu chciała tu być i mnie wspierać. Ten moment... Mógłby trwać wiecznie! Mimo tragicznej sytuacji, mimo mojego uszkodzonego ciała... Moja truskaweczka się o mnie martwiła.
Jej oddech, jej słodkie perfumy, jej piękne ciało... Wszystko blisko mnie.

Leżałem tak już długi okres czasu. Z tej niezręcznej ciszy wyrwał nas telefon Lydii. Szybko wstała i wyszła z pokoju. Krążyła po domu i rozmawiała z kimś przez telefon. Była widocznie zdenerwowana, choć za każdym razem gdy zbliżała się do mojego pokoju, starała się opanować... Czułem, że coś tu nie gra. Tylko jeszcze nie rozgryzłem co.

*LYDIA*
-Rozumiem, ale nie mogę go teraz tak zostawić!
-Lydia... Potrzebujemy twoich mocy Banshee w tym momencie. Nie możemy szukać ciał bez ciebie. -usłyszała głos Scotta przez słuchawkę telefonu.
-Ale....
-LYDS!!!! - moje uszy... Rozłączyłam go momentalnie i usiadłam na fotelu. Nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony jest stado, Ale Stiles.. On też należy do niego! O rannych członków watahy się dba, troszczy się o nich. Nie mogę go zostawić samego. Nie miałam wyjścia...wiedziałam, że Scott mi zabronił, ale...

*SCOTT*

Ciężko dyszałem... Ogarnęła mnie złość. Czułem jak kły powiększały się w zawrotnym tempie. Czułem nasilone emocje pozostałych członków stada. Strach,zagubienie... Theo wraz z Liamem stali jak wryci. Malia przyglądała mi się uważnie, a Kira... Kira szła w moją stronę powolnym krokiem. Obraz stawał się niestabilny, nie przejrzysty. Nie widziałem już Kiry... Widziałem ofiarę, którą miałem ochotę rozszarpać. To uczucie sprawiało mi przyjemność. Ta głupia postać szła coraz szybciej w moją stronę. Ruszyłem do biegu, już z oddali jedyne co chciałem zrobić to rozszarpać jej tętnice.

Zawróciła... Sprawiła tę gonitwę jeszcze bardziej ciekawą. Doprowadzenie ofiary do ostatku sił, upadającej na ziemię. Jednak nie tego chciałem. Chciałem ją dorwać jak najszybciej. Skoczyłem na dach samochodu i zawyłem. Niech wszyscy wiedzą, że Alfa tu jest! Nagle przez moją głowę przeminęły wspomnienia... To ONA. Położyłem łapy na swoich skroniach i momentalnie znalazłem się na ziemi. Coś, lub ktoś odebrało mi przytomność.

*LYDIA *

Musiałam... Otworzyłam drzwi, w których zastałam Jordana. Pocałowałam go w policzek i wpuściłam bez słowa do domu Stilesa... Wszystko wyjaśniłam mu przez telefon. Nie mogłam pozwolić, aby Czarnowłosy znowu cierpiał pod moją nieobecność... Nawet jeśli to oznacza spędzenie czasu z osobą, której nienawidzi.
-Parrish... Uważaj na niego, przechodzi trudny okres, martwię się o niego. -wyszłam najszybciej jak tylko potrafiłam, bez żadnego pożegnania. Nie potrafiłam teraz spojrzeć żadnemu w oczy... Widziałam w nich tylko swoje odbicie.

*SCOTT*

Leżałem na ziemi... Szybko wstając zakłopotany spojrzałem się na moich przyjaciół. Na ich przerażenie... Nikt nie miał zamiaru chociaż uchylić kącików ust. Nie wiedzieli co ze mną począć. Sam już tego nie wiedziałem, nie zasługuję na miano alfy. Bez swojej kotwicy, jestem zwyczajnym porzuconym Omegą.
-Przepraszam...-wydyszałem.
Gdyby nie te wspomnienie.. Gdyby nie Allison....

Biegaliśmy po lesie bez celu. Żadnej żywej duszy poza nami. Żadnego obcego zapachu. Która to już pełnia, które to już morderstwo?

-Liam...gdzie jest Kira?- dopiero teraz to zauważyłem. Dziewczyna zniknęła w trakcie poszukiwań. To tylko komplikowało sprawę. Mieliśmy trzymać się razem!
-Powiedziała, że ma coś do załatwienia z rodziną. Nie martw się Scotty, wszystko będzie w porządku. -chwycił moje ramię i się usmiechnął.
Liam nie wiedział, on był za młody żeby to zrozumieć. Ten cały bajzel, który się narobił, gdy on jeszcze nie wiedział o istnieniu wilkołaków.
Krzyk...! Krzyk Lydii wybudził nas z zadumy.
Momentalnie znalazłem się przy nastolatce, która klękała nad jakimś ciałem. Gdy stanąłem znacznie bliżej, widok mnie zszokował. To nie było zwykłe ciało... To nie była zwykła osoba. Kira! To imię rozbrzmiewało w moich uszach. Nie mogłem tego przyjąć do wiadomości. To nie mogła być ona. Nie dałaby tak łatwo za wygraną. Jednak jej rany, zapach krwi, który dopiero teraz uderzył w moje nozdrza....

*PARRISH*

-Siemka Stiles...-wszedłem do pokoju jakby nigdy nic. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, widziałem go pierwszy raz od jego wypadku. Generalnie nie wzruszyło mnie to jego kalectwo. Jednak jest on przyjacielem Lydii i wypadałoby być miłym...
- Miałem wziąć spaghetti, które przygotowała Lyds, ale zapomniałem zabrać z domu.- wyjaśniłem siadając obok nastolatka.
-Dumę też zapomniałeś zabrać ze sobą? - wyburczał, w jego oczach było widać ogniki... Mogłem być pewny, że ten wieczór nie będzie miły.
-Dumy może nie zabrałem, ale Lydię tobie tak. - powiedziałem bezmyślnie. Następna rzecz jaką poczułem to Ból w okolicach kości policzkowej.

Stydia- Nie Odejdę Bez Ciebie... (POPRAWIONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz