Because I Love You

347 19 12
                                    

*Scott's POV *

-Allison?  -Zapytałem niepewnie ledwo wyruszając z siebie jej imię.  Mój głos drżał, całe moje ciało drżało. Czułem się jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Serce waliło mi jak oszalałe, a dziewczyna powoli zbliżała się w moją stronę. Nie wyglądała ona na martwą... Jej cera była równie piękna jak rok temu, jej brązowe włosy mimo wiatru zawsze wracały do ładu.
Dziewczyna rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać... To uczucie jest niesamowite,  znowu mam ją dla diebie!  Spojrzałem się jej głęboko w oczy. Nie mogło być inaczej.. Ona stoi przede mną żywa!
-Scotty ja przepraszam za to wszystko.  Ja... -Nie zdążyła dokończyć, ponieważ nasze usta zetknęły się, całkowicie oddaliśmy się pocałunkowi.  Nie mogłem pozwolić by ten moment miał się zmarnować na jakieś głupie wyjaśnienia. Moja pierwsza i jedyna miłość wróciła do żywych!
-Allison,  to naprawdę ty...-uśmiechnąłem się i objąłem moją księżniczkę w talii.  Przeczesałem ręką jej włosy i nasze spojrzenia znowu się zetknęły. 
-Scott... Za pół godziny będzie ciemno, muszę... Muszę uciekać. 
-Uciekać, uciekać przed kim? Allison musisz mi to wszystko wytłumaczyć,  wtedy ci pomożemy!  -Stałem przed nią i chwyciłem jej rękę.  Gładka i przyjemna w dotyku, taka jak kiedyś... 
-Uciekam przede mną samą...  gdy nastąpi ciemność, nie jestem sobą.  Widzę wszystko co się dzieje, ale nie potrafię tego kontrolować.  TO rządzi moim ciałem,  rozumiesz? -Wydukała przez łzy zmartwiona.
-Pomożemy Ci...  Uratuję cię choćby nie wiem co. -szepnąłem.

*Stiles POV*
Podążałem za Lydią, słońce już powoli chowało się za horyzontem. Nasz piękny pocałunek przerwało przeczucie Banshee... Lyds czuła, że przydarzy się coś okropnego. Jej zmysł nigdy się nie mylił... To mnie najbardziej przerażało.

Opóźniałem jednak Lydię, jazda na wózku była czymś niebywale trudnym, moje ręce szybko się męczyły, i po paru minutach jazdy odmawiały mi już posłuszeństwa.  Lydia jednak dalej biegła. Nie zwracała już uwagi na to, że z każdym metrem oddalała się ode mnie. 

Nie chciałem jej opóźniać dlatego nic nie mówiłem, nie krzyczałem żeby na mnie poczekała. I tak jestem teraz piątym kołem u wozu dla naszej watahy.

*Lydia's POV*

W niecałe cztery minuty  znalazłam się na środku alejki prowadzącej do domu Stilisnkich. Scott... Tam Stał Scott razem z... Allison?! I to wtuleni w siebie! Zastanawiałam się, czy nas Scotty racjonalnie myśli... Obejmował osobę, która chciała nas zabić. Osobę, która... Osobę, którą tak naprawdę kochał. Zrobiłabym to samo na jego miejscu, przy każdej okoliczności. Gdyby zabili mi Stilesa i miałabym szansę przytulić go ponownie żywego... Zrobiłabym to. Ponad wszystko.

-Allison... Scott..-wypowiedziałam powoli  zbliżając się do nich. Czułam nieprzyjemną aurę, która z minuty na minutę stawała się silniejsza. Z kroku na krok czułam aurę zwiastującą smierć.  Mój brzuch dostawał kuchennych rewolucji, gdy stałam pięć metrów od nich.

-Lyds! -wykrzyczała nasza jeszcze niedawno martwa przyjaciółka. Chciała podejść w moją stronę, ale z każdym jej krokiem naprzód ja cofałam się o dwa. Wiedziałam, że coś tu nie gra. Słońce zaszło już całkowicie a nad nami zacisnął księżyc.

W tym momencie Allison zaczęła biec w moją stronę, a wyraz jej twarzy zmienił się. Był pusty, tak jakby całe życie z niej wypłynęło. Jakby jedynym jej celem było zabójstwo wszystkich osób w pobliżu. Aura którą wyczuwałam nasiliła się tak bardzo... Czułam się tak, jakby ten fetor pochodzący od Allison wyżerał mnie od środka.

Dziewczyna była szybsza ode mnie... Nie miałam szansy na ucieczkę. Już jest za późno... Więc moje przeczucie w końcu doprowadziło do mojej śmierci.  Ale co ze Stilesem... Nie mogę go tak teraz zostawić, bez żadnego pożegnania. Nie chcę, aby on przeżywał to samo co Scott. Kocham go. Tak, teraz jestem pewna, że go kocham.  Momentalnie leżałam na ziemi, jednak nie tylko ja. Nasz alfą rownież poległ, nie mógł się nawet ruszyć. Ale dlaczego ... Co ona mu zrobiła?

-Allison proszę... Proszę, ocknij się -spojrzałam się na nią... Ona musi gdzieś tam być.. Po prostu musi. Łowczyni zaśmiała się tylko i przykucnęła.

-Twojej przyjaciółki tutaj nie ma... I jak dobrze pójdzie, to już nigdy nie będzie. -dotknęła mojego policzka i przejechała po nim swoimi długimi paznokciami. -Mała, bezbronna Lyds... Zapewne zastanawiasz się jak to się wszystko wydarzyło... Prawda? -kiwnęłam tylko twierdząco głową, musiałam zdobyć trochę czasu ma obmyślenie jakiegoś sensownego planu, który nie zabije mnie, Ani nikogo innego.

-Ten narwaniec Argent chyba nie wie, że wszystko ma swoją cenę. Nie mógł wytrzymać bez swojej ślicznej córeczki. Więc szukał, jeździł w najciemniejsze zakątki świata i znalazł świątynię. Opuszczona stara świątynia w Nowym Orleanie. Jej ruiny znajdowały Się pod okiem jakiejś niewinnej staruszki, z tego co pamiętam.  No ale nieważne, zatem stary Argent wkradł się w łaski staruszki i dostał się do jej piwnicy, gdzie było sekretne przejście którego miała ona bronić. Jednak od bardzo dawna nikt tam się nie dostał, to właśnie uśpiło czujność tej staruchy. Reszta to tylko formalność.. -westchnęła cicho i zaczęła maszerować znudzona.-  Z ciałem naszej Allison wszedł do świątyni, a raczej kupy gruzu i ziemi. W samym środku pomieszczenia położył ją  i zaczął błagać mnie i moich braci o litość dla jej duszy, o danie jej drugiej szansy... Wiedział, że będzie to sporo kosztować jednak już mu to nie przeszkadzało. W tym momencie skłamałem. Życie za życie... A on w  to uwierzył. Gdy wszedłem w ciało tej biednej Dziewczynki zabiłem jej ojca oraz tą staruchę, która nawet nie potrafi zadbać o swoją pracę. Dostałem nowe życie za darmo, jednak jest jeden haczyk, dziewczyna żyje gdzieś tam w oddali mej duszy i gdy nastaje dzień potrafi ona się uwolnić... Dopóki was nie zabiję ma po co wracać, jednak kiedy wasze życie odfruną... -zachichotała przykładając nóż do mojego gardła. Nerwowo przełknęłam ślinę. Wiedziałam, co teraz nastąpi... Scott zaczął powoli odzyskiwać kontrolę nad ciałem, jednak teraz było  późno.

Z moich ust wydobył się krzyk, najgłośniejszy krzyk w całym mówią  życiu.

Rozdział znowu niesprawdzony Xd to wszystko przez to życie w internacie xdddd no ale mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, zostawiajcie gwiazdki i komentujcie, bo ostatnio brakuje mi motywacji do pisania.

Ps. Już niedługo epilog !! Jeszcze z dwa, trzy rozdziały i możemy się cieszyć.

Stydia- Nie Odejdę Bez Ciebie... (POPRAWIONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz