Back to me, Stilinski...

654 35 3
                                    


LYDIA

-Stiles przebrniesz przez to..Zawsze ocieramy się o śmierć, sam tak powiedziałeś. Pamiętasz? Bez ciebie... Bez ciebie nie wiem co zrobię, nie mogę stracić kolejnej osoby, rozumiesz? Głupku, dlaczego to zawsze spotyka mnie- chwyciłam jego dłoń i zaczęłam płakać, słone krople wody spływały mi po policzkach i upadały na twarz Biednego chłopaka... Tamtego dnia, ktoś postrzelił go w brzuch, Kira od razu zadzwoniła do szpitala, Scott pobiegł mu na ratunek. a ja upadłam i zaczęłam krzyczeć... Czułam się taka bezsilna, nie mogłam uwierzyć w to co się wtedy wydarzyło, dokładnie jak przy śmierci Allison.  Po raz Kolejny, nie byłam w stanie uratować kogoś bliskiego. Byłam tylko narzędziem do wykrywania ciał, chociaż nikt o tym nie wspominał.
-Lydia. Chodź już do domu, przyjdziesz do niego jutro, a teraz musisz odpocząć. -Powiedział Parish Jordan,zastępca szeryfa. Kiwnęłam tylko głową twierdząco i szepnęłam do Stilesa "Do jutra "

STILES
Słyszałem wszystko, głos Lydii...Jej łzy na moich policzkach, końcówki jej włosów łaskoczące mnie po twarzy. Słyszałem też Parisha, nawet Parisha. Przystawał się on do Lydii od samego początku. Nienawidziłem go. Zastanawiało mnie co on tutaj robi. Sam czuł do mnie obrzydzenie, widział jak bardzo zależy mi na tej dziewczynie. Wiedział, lub podejrzewał co do niej czuję. Był jednak dla mnie wielką konkurencją, przystojny policjant, który zawsz e
Nagle wszystko ucichło, pozostałem sam, w ciemności. To wygląda jak odzwierciedlenie mojej duszy... Nie było tam czasu, nie odczuwałem zmęczenia, nie czułem nic. Wiedziałem tylko, że omija mnie zapewne wiele rzeczy.

STILES OBUDŹ SIĘ.
Kim jesteś? i czego ode mnie chcesz ! -pomyślałem. Właśnie stałem się świadomy czyj to głos.. Był on zniekształcony i ochrypiały, ale z pewnością należał on... do mnie.
JESTEM TWOJĄ PODŚWIADOMOŚCIĄ, JESTEM TOBĄ. I NIE UCIEKNĘ, NIE UCIEKNĘ TAK JAK RESZTA. PO ŚMIERCI NOGITSUNE STAJĘ SIĘ SILNIEJSZY, JEDNAK TWOJA ŚMIERĆ... OBUDŹ SIĘ DO CHOLERY!!!!
NOGITSUNE....To jest ta mroczna strona która chce mną zawładnąć, chcąca abym dał upust emocjom, abym poczuł gniew. Niewyobrażalny gniew. Jednak ten głos miał rację, muszę wstać, muszę się przebudzić. Nie mogę zostawić ich samych z nowym zagrożeniem, nie mogę narazić Lydii na to,co spotkało mnie. Muszę ją chronić!

Zerwałem się z łóżka szpitalnego, rozglądałem się pospiesznie po pomieszczeniu. Czułem Niewyobrażalny ból w klatce piersiowej. Znowu on..
Chciałem wstać na podłogę, nie mogłem. Nie czułem nóg! Do pokoju szpitalnego weszła mama Scotta
-Stiles, przebudziłeś się! -wykrzyczała z uśmiechem.
-Pani McCall! -spojrzałem się na nią błagającym wzrokiem, chciałem by wytłumaczyła mi co się dzieje - Nie czuję nóg, kompletnie! - Mellisa usiadła obok mnie i spuściła głowę w dół wzdychając... Chyba nie wiedziała od czego zacząć.
-Stiles, wiem że będzie ci teraz ciężko... ale pocisk trafił w twój kręgosłup... Popadłeś w śpiączkę, twój organizm zadbał o to byś nie umarł z bólu. Jednak uszkodzenie kręgów to nie byle co.. Obrażenia były wielkie, niestety ale nie zdołaliśmy ci w stu procentach pomóc. Będziesz musiał poruszać się na wózku- powiedziała smutnym głosem. Mogłem zobaczyć jak bardzo była zatroskana. Była dla mnie jak mama...

-A gdzie jest tata? -zapytałem, a w drzwiach momentalnie pojawił się Szeryf, jak na wezwanie krótkofalówką.
-STILES!- podbiegł do mnie i objął mnie mocno swą dłonią. Mimo tych wszystkich złych informacji poczułem ulgę. Ulgę, że to spotkało mnie, a nie kogoś z bliskich mi osób. Oczywiście, teraz wszystko będzie inne... Ludzie będą na mnie patrzeli jak na dziwaka, w stadzie będę nieprzydatny, będę im kulą u nogi. I ten głos, ten głos, był przerażający. Nie wiedziałem do kogo należy, lub nie chciałem wierzyć. A słowa które wypowiedział, przeraziły mnie.
-Ile leżałem w śpiączce? - zapytałem wprost, wiedziałem, że wszyscy będą unikać tego tematu
-2 miesiące - odpowiedziała Mellisa. Wytrzeszczyłem oczy, tyle czasu, co mnie ominęło? Od razu przed sobą miałem wiele scenariuszy, w tym większość okropnych. Poprosiłem tatę aby zadzwonił do Scotta i poprosił o spotkanie.
Godzinę później dostałem wypis ze szpitala, tata zawiózł mnie do domu i wniósł do mego pokoju...
-Schudnij -zaśmiał się pod nosem stając u progu drzwi- Odpoczywaj, proszę. Ja idę na komendę, znajdę tego skurczybyka, który cię tak skrzywdził -warknął i wyszedł... Chciałem powiedzieć żeby tego nie robił bo to niebezpieczne. Jednak w pełni go rozumiem, jakby to on został postrzelony, zrobiłbym wszystko aby złapać winnego. Zatem, tak jak mi kazał leżałem... Po jakimś czasie Scott Wszedł do mojego pokoju i ucieszony jak jakiś pies z kością podszedł do mnie.
-Co mnie ominęło? - tylko to chciałem wiedzieć. W głębi duszy nie interesowała mnie ta zbędna paplanina o tym, jak się cieszy, że żyję. Jedyne czego chcę, to znać prawdę. Scott chyba to wyczuł bo od razu przeszedł do szczegółów, darując sobie zbędnie paplaniny.
- Sprawcy nie znaleźliśmy... po prostu się rozpłynął. W przeciągu tych miesięcy zdarzyło się tak wiele. W skrócie, mamy nowego betę, nazywa się Liam. Ugryzłem go, to była jedyna szansa na jego przeżycie. Do stada dołączył także Theo, kojarzysz go prawda?- kiwnąłem głową choć niezbyt ciekawiło mnie to co mówił... Czekałem tylko aż rozmowa przeniesie się na TEN temat. - A Lydia... Lydia jest z Jordanem- na te słowa wzdrygnęło mną. Wszystko czego się obawiałem, spełniło się. To koniec.... Już nie mam szans. Kto by zresztą chciał inwalidę, skoro szaleje za nią przystojny zastępca szeryfa.

Po tej dość krótkiej rozmowie oznajmiłem Scottowi, że się źle czuję, a ten bez słowa wyszedł. Wiedział, że ta wiadomość zraniła mnie bardziej niż moje kalectwo. Jordan, ta fałszywa gnida zawsze wyglądająca zniewalająco, wiecznie ułożone włosy, nienawidziłem go od samego początku... A teraz odebrał mi Lydię.
Aktualnie jedyne co mi zostało to oczekiwanie na tatę.

Muszę odejść,to jedyne co mogę dla nich zrobić. Nie jestem tam już przydatny i nigdy nie będę, szanse na wyjście z kalectwa są niewielkie... nawet nie pięcioprocentowe.
Mijała 3:00 a go dalej nie było. Zerknąłem na telefon... 1 nieodebrane połączenie od Scotta, 6 od Lydii i 3 od Malii! Wow...
Nie miałem zamiaru oddzwaniać ani odbierać jak znowu zadzwonią. Przeze mnie byli tylko rozproszeni, muszą się skupić na swych zadaniach, a nie na nic nie wartym członku stada... W sumie, byłego członka. Byłem pewny tego, że odejście to najlepsza decyzja. Nie była ona aż taka trudna. Teraz, największą rzeczą która mogła sprawić mi ból to brak tej przepięknej blondwłosej dziewczyny  przy mnie. Obiecałem sobie, że po tym wszystkim będę ją chronił, ale w obecnej sytuacji nie jestem w stanie obronić siebie. Na dodatek już jest ktoś inny... Ktoś to zajął moje miejsce. PARRISH.

Z Góry przepraszam za opóźnienie. Niestety mam testy gimnazjalne i trudno mi się w tym wszystkim połapać.
A tak poza tym już niedługo ujrzymy Liama i resztę ekipy!

Co myślicie o dobrym Theo? Przejdzie, czy jednak zły jest lepszy?

Stydia- Nie Odejdę Bez Ciebie... (POPRAWIONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz