Death without Love

710 35 2
                                    


Dwie godziny później ja,Lydia, Scott, Malia i Kira poszliśmy do parku. W końcu musimy się zjednoczyć i pokazać światu, że jesteśmy nie do złamania.

Razem, wspólnym gronem podeszliśmy do miejsca spoczynku Allison. W końcu nadeszła chwila, w której wszyscy razem możemy pożegnać się z przyjaciółką... JAK NA STADO PRZYSTAŁO!!! Wcześniej, nie byliśmy w stanie tego zrobić. Było za wcześnie, wszyscy pogrążyliśmy się w swoim żalu i na rożny sposób okazywaliśmy rozpacz po tej stracie.
Kira wtuliła się we Scotta, a ten objął ją ręką, wkońcu byli parą. Sam nie rozumiem jak to funkcjonuje, gdy Scotty dalej kocha tę jedyną łowczyni.
Lydia stała niedaleko mnie,nieudolnie powstrzymując łzy. Nigdy nie wiedziałem dlaczego bała się płakać... Zawsze wygląda przecież pięknie. Wyglądała niesamowicie, nawet gdy jej makijaż był całkowicie rozmazany. Moje serce krajało się za każdym razem na ten widok, jednak nie byłem w stanie nic powiedzieć, nie potrafiłem. Każde moje słowo skierowane w jej stronę, było ośmieszające.

Podszedłem do niej i chwyciłem jej rękę na gest wsparcia. Tylko tyle mogłem zrobić, na nic więcej nie zebrałem odwagi... niestety.
Moje serce przyspieszyło, a z czoła spływały mi malutkie kropelki potu. Nawet głupie trzymanie jej dłoni, sam poczucie jej obecności sprawiało, że czułem się lepiej.

O moich uczuciach wie tylko Scott... i nikt poza tym. Wielokrotnie starałem się powiedzieć Lydii co czułem. Ale zawsze panikowałem lub mym ciałem władał strach. A teraz... Teraz nie mogę tego zrobić, po tych wszystkich wydarzeniach... To byłoby niestosowne. Poza tym, czuję dalszą obecność Nogitsune we mnie. Mrok w mej duszy po tym okropnym stworzeniu został. Niepokojący, zapierający dech w piersiach mrok, który czekał na dobry moment, aby się ukazać. Aby znowu zagarnąć moje ciało i działać pod wpływem impulsów jak u dzikich zwierząt. Dlatego nie mogę sobie pozwolić na bliższe uczucia ...

STILES... Usłyszałem w swojej głowie. To było przerażające, ten głos wydawał się mi znajomy, byłem pewny, że go kojarzę! Postanowiłem jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. Po chwili zamysłu zobaczyłem, że przyjaciele oddalali się. Ruszyłem w ich stronę wyrywając się z zadumy. Usłyszałem huk. Następnie ujrzałem biegnącego w moją stronę Scott, Lydię upadającą na kolana i Krzyczącą moje imię, Malię niedowierzającą w to co się dzieje. Poczułem Przeszywający ból w podbrzuszu... Jak w moich snach. Upadłem na ziemię. Moja koszula była cała we krwi. Strumienie czerwonej cieczy zalały całe moje ciało. Nie wiedziałem co się dzieje. Czy w końcu mnie dopadło? W końcu jestem w stanie uwolnić się od tego okropnego miejsca, w którym funkcjonuje tylko zło i zawiść?

-Lydia... - zdołałem wypowiedzieć resztkami sił.

Następnie obudziłem się w ciemnym pomieszczeniu, jedyne co mogłem usłyszeć to pikanie. Pikanie tego cholernego urządzenia w szpitalu. Czy to sen??? A może tak wygląda śmierć...? Nie mogłem otworzyć oczu, moje powieki były za ciężkie, a każda próba wydania z siebie jakiegoś głosu kończyła się niepowodzeniem. Nagle usłyszałem głos... Ten piękny głos, który zawsze był dla mnie ukojeniem.

Tak więc, to tyle. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Mam także pytanie. Macie pomysł na wprowadzenie jakiś pairingów? Albo jesteście za wdrążeniem Liama i reszty do fabuły?

Stydia- Nie Odejdę Bez Ciebie... (POPRAWIONE) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz