Rozdział 14

202 7 2
                                    

Obudziłam się z wielkim bólem głowy. Nic nie mogę sobie z wczoraj przypomnieć. Gdzie ja w ogóle jestem?

Podniosłam głowe i zauważyłam, że leże na jakimś starym materacu w ciemnym pokoju z malutkim oknem.
Ostatnie co pamiętam to że wybrałam się pobiegać. Potem czułam, że za mną ktoś idzie i następnie  jakiś facet  przyłożył mi szmatkę do ust. Po co mnie znowu porwali? Nie dość, że uciekłam jednym to złapali mnie następni i bądź tu człowieku mądry jak uciec. Nie mogę się poddawać gdy jestem prawie na mecie. Życie mnie nauczyło, że trzeba być wytrwałym w swoim postanowieniu.
Może dla wielu wyda się to nie normalne, że mnie porwali, a ja walczę o swoją wolność jak lwica i się nie załamuję, lecz ja zawsze byłam inna.

Nagle do pomieszczenia wpadł jakiś wysoki, napakowany brunet. Widziałam, że miły to on nie jest i łatwo nie będzie uciec.
-Wstawaj kochaniutka! Szef chce cię widzieć.
Gdy powiedział co musiał ja nawet nie miałam ochoty go słuchać i się nie ruszyłam. Od razu się wkurzył i złapał mnie mocno za włosy i pociągnął. Czułam, że wyrywa mi włosy. Cholernie to bolało. Ja jednak nie pokazałam bólu. Nie dam mu tej satysfakcji z tego.
W końcu wstałam, a on mocno mnie pociągnął za ramie. Nie zwracał uwagi, że mnie to boli. Tylko robił to co mu szef kazał.
Szliśmy korytarzem, a potem weszliśmy do jakiegoś pokoju w którym śmierdzi papierosami. Za biurkiem siedział jakiś facet. Prawdopodobnie jest po czterdziestce, przynajmniej na tyle wygląda. Za piękny to on nie jest, ale no cóż nie każdy jest idealny.
-A więc pewnie masz do nas mase pytań. Na początek powiem ci tylko, że jesteś tu bo twój tatuś musi trochę pocierpieć i przy okazji dać trochę kasy.
-To nie macie co liczyć na kase od mojego tatusia. Jakoś nie zależy mu na mnie, ale nie,  w sumie nie wiem czy będzie mu się to opłacało. Wiesz to zależy czy będzię miał czas na martwienie się o mnie.
-Zamknij już swoją mordę. Ma zapłacić, bo inaczej zginiesz.
-To możecie mnie już zabić.
-Zabierz ją.-powiedział do swojego goryla. Haha miał mnie już dość. Żałosny jest skoro chce liczyć na to że mój ojciec się mną zainteresuje.
Mocno złapał mnie za ramie i prowadził do miejsca gdzie się obudziłam. Gdy weszliśmy z całej siły popchnął mnie na ten stary materac.
Z wielkim hukiem upadłam.
 
Czasem warto przyznać się do porażki.  Po prostu powiedzieć ''dobra wygrałeś''. Nie jestem aż tak silna jak myślałam. Z czasem wszystkiego mi się odechciewa i pragnę skończyć z tym raz na zawsze. Jednak chcę walczyć o swoje i zemścić się na tych ciołkach za to porwanie.
Można popłakać sobie w kącie w samotności, lecz potem trzeba otrzeć łzy i walczyć o lepsze jutro. W końcu kto powiedział, że tylko mięczaki płaczą? Nawet i najtwardsza osoba się popłacze.

Jak ja mam stąd uciec? Okno odpada, pozostaje mi tylko znaleźć sobie jakąś broń i zabić tego goryla co do mnie wejdzie, ale to nie ma sensu. Czym go niby mam zabić? Przecież tu nic nie ma. Żadnego nożu, nawet szkła ani widelca. Nic dosłownie nic.

                               ***

(Narrator)

Rozmyślenia dziewczyny przerwał dźwięk otwieranych dźwi. Na wstępie zauważyła, że to jej porywacz. Lekki dreszcz przeszedł po jej plecach, gdy pomyślała co on może jej zrobić.
Mężczyzna z uśmiechem zabójcy podeszedł do swojej ofiary. Już w swojej głowie obmyślał jak się zemścić za błedy jej ojczulka. Bez dłuższego namysłu złapał ją za ramiona i ustawił do pionu. Postanowił, że na początek się z nią pobawi, a później poznęca aż umrze.
Ona zaś patrzyła na niego pustym wzrokiem jakby wiedziała co jej zrobi. W końcu wie co to znaczy ból i cierpienie. Porywacz szybkim ruchem uderzył ją w policzek, a potem w brzuch. Ofiara nie wyrywała się, jakby już wiedziała, że jest na przegranej pozycji. Ból był ogromny, lecz wie,  że na tym się nie skończy. To dopiero początek. Dalej nie robił nic innego jak ją bił po całym ciele. Nie patrzył, że cierpi. Po prostu kierowała nim zemsta. Po długich minutach skończył, lecz przeszedł do kolejnego kroku. Chciał, aby cierpiała bardziej. Bardzo lubi, wręcz kocha patrzeć jak cierpią inni. Gdy błagają go o litość, albo o szybką śmierć. Nigdy nie miał wyrzutów sumienia. Zabijał z zimną krwią.
Z tą dziewczyną było inaczej. Nie prosiła go o nic, tylko znosiła ból.
W końcu postanowił się odezwać jako pierwszy, bo widocznie ona nie miała zawiaru tego zrobić.
-I co mała? Bolało? - zapytał z sarkazmem.
-Wal się kretynie! - odparła mu nie pokazując bólu.
-Kochaniutka, bo będziemy inaczej gadać. - i w tym momencie z całej siły uderzył ją z pięści w brzuch.
Zwijała się z bólu na podłodze.
On nie przestawał jej kopać. Jego siła wrastała wraz ze złością. Po bardzo  długich minutach w końcu przestał. Bez słowa wyszedł i skierował się do swojego gabinetu. Tam zaczął rozmyślać nad dalszą sytuacją. Dziewczyna zaś nie mogła wytrzymać z bólu. Próbowała wstać, lecz nie mogła. Wiedziała, że pomoc po nią tak szybko nie przyjdzie. O ile w ogóle przyjdzie.
Fala łez zalała biedną i  obolałą dziewczynę. Bardzo żadko płakała lecz teraz była bez radna. Nie widziała sensu swojego nędznego życia.
Zawsze była pogodną i uśmiechniętą dziewczyną, niestety przyszedł czas, który wszystko zabrał. Cały uśmiech na twarzy znikł.

                                 * * *

Ciszę chłopaków przerwał dzwoniący telefon Nicka.

- Czy was do reszty pojebało? Mieliście ją znaleść i mi przyprowadzić, a nie dawać w ręce Stweart'ów.

- Prawie ją mieliśmy, ale znowu uciekła.

-Co mnie tu obchodzi?

-Wiadomo gdzie jest?

-Oczywiście, że wiadomo. Jest w willi Edwarda. Macie tam pojechać i ją odbić przyśle wam kilku ludzi.

-Dobrze. Zaatakujemy wieczorem.

Po skończonej rozmowie wszyscy byli ciekawi o czym gadał Nick.

-Jest u Stweart'ów. Zayan przyśle nam kilka ludzi i wieczorem zaatakujemy. - poinformował chłopaków.

-Jak przeżyje to będzie cud. - odparł Erick.

   
                               * * *

Nagle do pomieszczenia wpadł mężczyzna, ten co zwykle. Tym razem mial ze soba narzędzia tortur i strzykawkę.
Dziewczyna usłyszawszy kroki szybko się wybudziła ze snu. Nie bała się już ani nie płakała. Czekała na śmierć.
On wziął w swoje ręcę nóż i zacząl zabawę. Najpierw lekko naciął jej skórę  na ramieniu.

-I co kotku? Bolało może? - spytał.

Ona nie odpowiedziała, bo nie widziała w tym sensu.

-Odpowiadaj jak się pytam.

Z całej siły uderzył ją w policzek i zrobił głeboką ranę na nodze.

-Wiesz co się dzieje z takimi szmatami jak ty?

-Nie...jestem...szmatą!

-Właśnie, że jesteś. To wiesz co?

-Nie, nie wiem co.

-U mnie w gangu,  albo je gwałcimy, a gdy są nic nie warte to w tedy je zabijamy.

-Co mnie to obchodzi?

-Właśnie, że obchodzi, bo ty jesteś taką bez wartościową szmatą, więc cię muszę zabić.

-To zabij, w końcu jestem nic nie wartą szmatą.

-I zabije. To jaką śmierć chcesz? Szybką i bolesną? Czy może wolną i  bolesną?

-Daruj sobie.

-Rozumiem, że wybrałaś obcje numer dwa. Tak szybko nie umrzesz złociutka. Musisz jeszcze pocierpić.

Szybkim ruchem wbił jej w drugią nogę nóż i dłużej nie czekając wyszedł z pomieszczenia.

Dziewczyna nie mogła wytrzymać z bólu. Trzy rany ciętę,  masa siniaków i nie tylko dają o sobie znać.
Z tego okropnego bólu i wycieńczenia oczy same jej się zamykały, aż w końcu usnęła.

     
                             * * *

-Przyjechali już jego ludzie? - spytał Erick chłopaków gdy wchodził do salonu.

-Jeszcze nie. Mam nadzieje, że to profesjonaliści i trochę ich będzię. - odpadł Harry.

Nagle po pomieszczeniu rozległ się dzwonek do drzwi. Nie czekajac długo Harry wstał i poszedł otworzyć drzwi. U ich progu zobaczył dziesięć umięśnionych mężczyzn.

-Wy od Zayna?

-Tak - odparł pierwszy facet.

Harry gestem ręki wpuścił ich do środka. Wszyscy usiedli w salonie.

-To najpierw musimy obmyśleć plan działania - powiedział Erick.

-To zrobimy tak...

Ostatnie chwileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz