Rozdział 20

156 1 0
                                    

Czy można coś zrobić aby nie czuć tego bólu...
Czy istnieje na to jakiś lek?
Czy można coś zrobić?

                               ***
...
-Dobra pogadamy jutro. - rozmowa się zakończyła a mi serce podskoczyło do gardła.

Nagle usłyszałam kroki za mną. Nie zdążyłam zareagować, ponieważ mężczyzna już mnie trzymał za ramię. Czułam, że tracę grunt pod nogami. 
Czy to był już koniec?

-A co ty tu robisz?  - mężczyzna przybrał groźną minę. Zaczęłam się go bać, a w szczególności, że w ręku trzyma pistolet. Patrzę na broń, a następnie na mężczyznę.

-Nie..e nie..e... - ze strachem próbowałam coś odpowiedzieć. Co się stało? Kiedyś bym powiedziała co myślę, ale teraz strach mnie paraliżował.

-Słuchaj mnie dziewczynko. Jeśli kolejny raz cię przyłapię to zginiesz na miejscu, a teraz się szykuj bo jedziemy. - przyłożył mi broń do gardła.

Moje serce nagle przyspieszyło, grunt mi się osunął z pod nóg. Ogarnęła mnie ogromna panika. Nie wiedziałam co robić. Czułam się bez radna.

- G...ggdzie? - serce mi walii  jak oszalałe.

- Nie interesuj się... - odrzekł stanowczo i zostawił mnie samą.

Nie nie nie nie. Tak nie może być...

Czyli co? Koszmar powraca...?

Ja muszę uciec. Nie mogę tu zostać... Muszę coś zrobić...
Moje życie nie może tak wyglądać.

***


Obudziły mnie promienie słoneczne. Czyli kolejny dzień męczarni...

Usiadłam na łóżku i nie wiedziałam co ze mną się dalej stanie.
Nie wiedziałam nic.
Gdzie mnie wywiezie lub co ze mną zrobi. Czy mnie zabije teraz czy pierw potorturuje, a potem zabije.

Na początku można udawać twardą i wmawiać sobie że jak nie pokaże strachu to będą mnie traktować poważnie. Niestety... tak nie ma. Nie ważne czy jesteś twarda czy słaba. Życie pisze swój scenariusz i ty nie masz nic do powiedzenia.

                           ***

Minęło  kilka minut nim przestałam na chwilę myśleć.

Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. Zeszłam po schodach prosto do salonu.
Zauważyłam, że nikogo tam nie było. Usiadłam na kanapie i czekałam. Ze stresu przeglądałam się kominkowi, który  znajdował się na przeciwko mnie.

Nagle do pomieszczenia przyszedł mężczyzna.

- Zbieraj się. Muszę się ciebie pozbyć.

Fajnie wiedzieć, że nie długo będzie mój koniec.
Nie pozostało mi nic innego niż wstać i pójść tam gdzie on chce. Na razie nic nie zrobię, muszę czekać.

Wstałam i skierowałam się do drzwi zewnętrznych. W tedy zatrzymał mnie jego głos.

-Może byś poczekała na mnie? KSIĘŻNICZKO!

-A może nie?! - nawet nie wiem kiedy to powiedziałam.

-Zamknij swoje usteczka, bo przydadzą się do czego innego.

Chciałam odpowiedzieć, ale coś mnie zatrzymało.

Z uśmiechem na ustach otworzył drzwi i wyszedł, a ja tuż za nim.

Ostatnie chwileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz