Miałem jedyne wyjście, udać się do parafii. Wciąż pamiętam minę księdza gdy zobaczył mnie w strzępkach bielizny i w jednej skarpecie ubrudzonego krwią i błotem z tępym i pustym spojrzeniem. No, ale cóż zaprosił mnie do środka. Opatrzył ranę. Kazał się umyć i dał jakieś ubrania. Obiecał mi solidny posiłek jeśli dam się zawieść na pogotowie i zszyć. Zgodziłem się słysząc jak bardzo burczy mi w brzuchu. Wciąż pamiętam tego lekarza w średnim wieku. Chyba wiedział, że jestem ćpunem. Może mnie kilka razy widział zdychającego na ulicy. Była chyba dwudziesta trzecia. Chłopina wziął mnie do gabinetu. Chciał podać znieczulenie. Nie powiem, miał problem gdzie. Miałem całe pokaleczone ręce. W końcu znudzony kazałem się szyć bez. Nie było to rozsądne. Gdy usuwał kamyki i szkło z rozcięcia trzymały mnie dwie pielęgniarki i tak już zmęczone dyżurem. Odkażanie przyjemne też nie było. A szycie całkiem znośne, na igły już się uodporniłem. Z pięknym opatrunkiem i zawstydzoną miną udałem się pędem do samochodu. Założyłem kaptur na głowę i milczałem. Cała ta sytuacja rozbawiła księdza. Nigdy w życiu tak nie krzyczałem jednocześnie próbują zbajerować pielęgniarkę w wieku emerytalnym aby jednak podała mi to znieczulenia. Długo chyba o mnie pamiętali. Tak jak kapłan przyobiecał dał mi posiłek. Wciągnąłem nosem gorące kotlety i zasnąłem na kanapie. Warunkiem pod jakim dostałem dach nad głową była szkoła. Nie wiele myśląc postanowiłem zostać księdzem. Już widziałem jak i w moich progach stanie taki zagubiony chłopak, któremu trzeba pomóc. Chociaż ładną blondyną też bym nie pogardził. Tak więc pokończyłem szkoły i zostałem kapłanem. Przydzielono mnie do parafii w sąsiednim mieście. Dostałem mieszkanie. Nie spojrzałem nigdy na inną kobietę. Nie wiem czy kochałem moją małą dziewczynkę z boiska. Za dużo ćpałem i piłem by cokolwiek czuć. Wiem jedynie, że spieprzyłem jej życie, nawet nie wiem czy ona jeszcze żyje. Nie zasługuje na nikogo innego. Mam swój kościół, wiarę i parafię. Spełniam swoje obowiązki jak najlepiej potrafię od miesiąca. Widać mój mentor się ze mną stęsknił bo zaprosił mnie jako gościa jak i przykład nawrócenia na mszę. Z chęcią się na to zgodziłem. Właśnie w tym momencie siedzę w pociągu i wspominam dawne dzieje. Podróż zajęła pół godziny. Autobusem zajęło by mi to z 15 minut, ale warto czasem powspominać i przypomnieć sobie historię, którą mam się dziś podzielić z wiernymi. Nie wstydzę się tego. Nie uważam narkotyki za zło. Złem są ludzie. Ludzie, którzy mnie na tyle skrzywdzili, że nie widziałem innego wyjścia poza ćpaniem. Chwilami ciężko mi bez tego wytrzymać. W trudniejszym chwilach chciałem i chcę uciec, odpłynąć. Obiecałem sobie, że nigdy więcej tego nie tknę. Nie tyle dla siebie co dla niej. Chociaż się nigdy o tym nie dowie. Moja stacja jest już blisko. Ściągam bagaż z półki.
- Może panu pomóc?- spytała młoda szatynka
- Nie, dziękuję pani- odparłem trzymając już bagaż w ręku. Dziewczyna uśmiechnęła się i wróciła na swoje miejsce. Opuściłem przedział i wyszedłem z pociągu. Na peronie powitał mnie chłodny wiatr. Zarzuciłem wojskowy plecak na plecy i ruszyłem przed siebie. Szarość budynków była przygnębiająca, zachmurzone niebo nie poprawiło mi humoru a jednak czuję się szczęśliwy. Chyba pójdę odwiedzić ulicę. Ciekawe czy wciąż tam ćpają. Może mają inne miejsce. A nawet jeśli to samo to papierosem nie pogardzę. Jest to kawałek dalej a ja mam sporo czasu. Chyba jednak poinformuję mentora. Wyciągam więc telefon z prawej kieszeni czarnych spodni i piszę sms'a: Jestem już na w mieście. Muszę odwiedzić jedno miejsce. Spokojnie przyjdę na czas. Wybieram nadawcę i naciskam wyślij. Wyciszam komórkę i skręcam w uliczkę po prawo. Idę starym popękanym chodnikiem. Mijam podniszczony plac zabaw i widzę TO miejsce.
CZYTASZ
Ja- ksiądz
Teen FictionProlog* Biegnę z uśmiechem na twarzy. Wokół mnie panuje ciemność. W garści ściskam strzykawkę. Gdzie jest ta pierdolona uliczka? Tam psy nie jeżdżą. Jest spokój i czasem ktoś puszcza muzykę. Moje serce ma już dość, nogi też ale nie poddam się. Za b...