Na rolkach troszkę pościeraliśmy kolana, ale wróciliśmy do domu względnie cali i zdrowi. Marta się ode mnie oddaliła, nie mam pojęcia czemu. Dni mijają a ona mnie unika. Nie mogę cały czas za nią gonić. Mam pracę. Ciągle tłumaczę sobie, że wyjście z nałogu to ciężka droga i ma prawo mieć humorki. Szkoda, że to nie działa. Dziś jest piątek. Mówiła, że zrobiła badania. Prywatnie. Wyniki były dobre, nawet bardzo. Żadnych chorób, no może poza anemią. Chociaż to nic dziwnego. Dziś jest piątek. Siedzę sam w domu. Jak silna i niezależna kobieta z pizzą, popcornem, papierosami i horrorem w tv. Strasznie dennym, ale na tą chwilę nie mam nic lepszego do roboty. Co jakiś czas sprawdzam powiadomienia na telefonie. Nic ciekawego. Martwi mnie, że od kilku godzin nie dała znaku życia. Cóż, jest dorosła. Odpalam pierwszego papierosa i idę do kuchni zrobić sobie kawusię. Wracam idealnie na koniec reklam. Dalej siedzę i tępo gapię się w ekran. Dochodzi 01:00... 02:00. Owinięty w koc zasypiam podczas gdy jakaś niewiasta idzie ciemnym lasem i krzyczy widząc jakąś postać. Wybudza mnie trzaśnięcie drzwiami. Momentalnie się podrywam na równe nogi i biegiem udaję się do korytarza. Widzę tam, jak jakiś opity ziomek niesie Martę.
- A Ty kto?- pyta zauważając mnie
- To ja powinienem spytać.- westchnąłem odpalając szluga. Zaciągam się dymem. Kolega spojrzał na mnie i trochę mu mina zrzedła.
- Sory, Małpa jestem!- Zaśmiał się- Podałbym ci rękę ale no- wskazał na dziewczynę, która najwyraźniej zaliczyła zgona. Poinstruowałem go gdzie ma zanieść blondynkę. Próbując się uspokoić coraz mocniej zaciągałem się dymem. Gdy położył ją na łóżku podszedł do mnie. - Sory jeszcze raz, że się tak wprosiłem
- A czemu jeszcze tu jesteś? Większość spieprzała by na twoim miejscu
- Bo nie jestem typkiem co bierze pijane laski na numerek. Uwierz nawet jej nie tknąłem. Tańczyła ze mną. Trochę za dużo wypiła. Koniec końców powiedziała gdzie mam ją odstawić i nie spodziewałam się, że ktoś tu będzie. Dała mi klucze.- Podał mi je.
- Dzięki. Wydajesz się w porządku. Piwem cię nie poczęstuję, ale mam zimną pizzę. Skoro już jesteś.
I tak spędziłem noc siedząc z obcym kolesiem, który jak się później okazało ma na imię Bartek. Gdy jedzenie się skończyła zaczął opowiadać mi o tym jak spotkał Martę. Coś w środku mnie skręcało, ale wydawał się całkiem trzeźwy więc wątpię aby zmyślał. Wymieniliśmy się numerami i ziomeczek zmęczony balangą przysnął na fotelu. Ja w końcu też na kanapie. Rano obudził mnie śniadaniem.
- Krzysiek, serio dzięki za nocleg, i że psów nie wezwałeś.- Usprawiedliwił się podając mi talerz z jajecznicą.
- Spoko.- Uśmiechnąłem się. Dobry humor mnie opuścił. Nowy kolega przed południem również się ulotnił. Marta spała za to jak zabita. Szczerze podkurwiony, wyszedłem na spacer. Ten uczuć gdy chcesz rzucić fajki, ale życie ci nie pozwala. Wyjąłem ostatniego kiepa i zapaliłem. Kropił deszcz więc naciągnąłem kaptur na głowę. Usiadłem na ławce w pobliskim parku. Czas mijał a ja rozmyślałem. Złość powoli przechodzi. Bardzo powoli. Na domiar złego dostałem rano wiadomość, że zostanie przysłany nowy kapłan, który ma mnie odciążyć. Chyba zacznę szukać dorywczej roboty. Fundowanie życia blondynie też chyba pora zakończyć. Wolę nie myśleć ile mojej pracy wczoraj przepiła, przejarała czy kij wie co. Zacisnąłem ręce w pięści. Czuję się chyba zraniony, zazdrosny i zawiedziony. Czyżbym jej nie wystarczał?
- Masz ognia?- Usłyszałem głos jakiegoś chłopaka. Podniosłem wzrok. Wysoki szatyn, na oko miał 17 lat.
- A ty masz paczkę?- Pokiwał twierdząco głową. Podałem mu zapalniczkę a on mi magiczny rulonik wypełniony tytoniem. Umieściłem go w ustach i czekałam na ogień.
- Co gryzie?- spojrzał na mnie.
- Lepiej nie pytaj.- Zaśmiałem się głucho.
- Jak chce ci się słuchać to ja nawiałem z chaty, bo nie zdaję a starzy mnie zajebią. - Mną się nikt nie przejmował, pomyślałem.
- Wróć na chatę, kup matce kwiatki, ojcu piwo i przeproś. Nie chcesz się stoczyć uwierz.
- Ty nie wyglądasz na złego chłopca- parsknął i buchnął mi dymem w twarz.
- Ale przeżyłem więcej niż ty. Nie wiesz jakie to uczucie być na głodzie, nie wiesz jak to tracić kumpli i jak uciekać przed psami. Masz za drogie buty, żeby to wiedzieć.
- Ćpałeś? Co, bakę?- Zaśmiał się.
- Herę, Amfę, Mefę, dopalacze. A majka to był deserek.- Chorą, dziecięcą satysfakcję przyniósł mi wyraz twarzy tego młodego.
- Zwracam honor.- Westchnął.- Mówisz, że zadziała?
- Pewnie taa...- Chłopak wstał. Odwrócił się na pięcie.
- Po co mi to powiedziałeś?
- Nawracam niedoszłych narkomanów.- Zaśmialiśmy się. A dzieciak udał się do kwiaciarni. Nie miałem ochoty wracać do domu. Spojrzałem na telefon. Jedna wiadomość od Marty...
CZYTASZ
Ja- ksiądz
Teen FictionProlog* Biegnę z uśmiechem na twarzy. Wokół mnie panuje ciemność. W garści ściskam strzykawkę. Gdzie jest ta pierdolona uliczka? Tam psy nie jeżdżą. Jest spokój i czasem ktoś puszcza muzykę. Moje serce ma już dość, nogi też ale nie poddam się. Za b...