16

85 5 0
                                    

Hmm o Krzyśku dużo wiecie, może coś z perspektywy Marty?

A więc miłego czytania:

~Marta 

Wyszłam dziś z domu... parafii. Kij wie jak to nazwać. Wyszłam zanim się obudził. Czuję się zmieszana. Nie chciałam go tak zranić. Stare ćpuńskie zwyczaje zawsze biorą górę. MONAR tez mi nie pomógł. Zwiałam przez okno zanim dostali szansę na pomoc. Boje się tego świata na trzeźwo. Boje się tych zwykłych problemów. Są zupełnie inne niż moje. Zbyt łatwe do rozwiązania. 

Moje życie? Hm najpierw patologia w domu, ojciec z wódkę i pasem w dłoniach. Matka chowająca się z podbitym okiem po kątach i ja. Mała głupia dziewczynka, która wierzyła, że "tatuś" kiedyś się wyleczy. Później ON. Jak bardzo można kogoś pokochać za odrobinę uwagi i łagodne spojrzenie. A co dalej? Ćpanie. Byle by uzbierać na nową dawkę raju. Kiedyś to może i był raj. Teraz to moje więzienie. Sama zakułam się w kajdany swoich słabości. Szkoda, że nie potrafię ich zerwać. Liczyłam, że Krzysiek mi pomoże. Tylko to nie od niego zależy. Powinien o tym wiedzieć. 

Lepiej będzie jeśli odejdę. Powinien znaleźć sobie kobietę, z którą stworzy zwyczajnym dom. Bez nałogów. Kłótni i przemocy. Chciałabym aby miał cudowną żonę. Piękną i dobrą. Zasłużył na to. Moje życie to nie jego wina. Chyba dzięki niemu egzystuję do teraz. Tylko czy to jego wina czy zasługa. Chyba powinnam chodzić z roślinką, która produkowałaby tlen, który ja zmarnowałam. 

Patrzę na siebie w szklanych drzwiach. Zmatowiałe włosy, szara skóra, widoczne kości. Wszystko na mnie wisi. Wyglądam jak zwykła szmata. Gdzie ta kobieta, którą wyobrażałam sobie jako dziewczynka? Wolontariuszka z pięknym uśmiechem. Cudowna dziewczyna, żona, matka. Idealny człowiek, którym nie mam szansy się stać. Czy kiedykolwiek ją miałam? Bez szkoły, matury... 

Bez perspektyw. 

Zaćpać...zapomnieć... 

Idę przed siebie. Mój 6 zmysł się budzi i ląduję przy nocnym klubie. Uśmiecham się do bramkarza. Zadaje mi kilka pytań. O dziwo nie pyta o wiek. Chyba już wyglądam na 40. Sama na to pracowałam. Wchodzę do tej pieprzonej meliny. Głośna muzyka, od kiepskiego DJ'a, kiepskie neony. Duży bar i zniszczony parkiet. Ah nie przyszłam się upić. Patrzę po oczach. Znajduję grupkę zaćpanych kobiet. Dosiadam się. Nie pytają czy chce. Podają mi skręta. Uśmiecham się do nich i palę. Jedna z koleżanek, ta ładna ruda wyciąga biały proszek:

- Już cię kocham- szepczę jej do ucha. Całuje mnie w policzek i daje pierwszej wciągnąć. 

-Spokojnie kochanie, to mefka.- Uśmiecham się do niej i czuje jak proch zaczyna działać...

Ja- ksiądz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz