XIV CHIONE XIV

162 20 18
                                    

Czasem się zastanawiam, czy nie męczę was tą perspektywą. Chyba tak. Huraaa! :D Teraz odpowiedź czemu to nie są Liebstery itp. Otóż...

WATTPAD MI WYJEBAŁ WSZYSTKIE POWIADOMIENIA W KTÓRYCH KTOŚ O MNIE WSPOMINA.

A jeszcze wczoraj było tego w ciul...

Jak ktoś nie chce mi darować, ma napisać w komentarzu koniecznie, podać jeszcze, gdzie i w którym rozdziale znajdę nominację (chociaż tylko ja nie prowadzę osobnej serii z nominacjami...) Dobra, skoro mam tyle czasu, jazda z rozdziałem!

BYŁA 12.00. Pod Wielkim Domem zebrała się cała grupa na wyprawę i jedna bogini. Konkretnie ja... Zauważyłam między innymi Travisa i Connora Hoodów, (bo nazwisko Stoll ssie), Clarisse La Rue, (oczywiście), Jake' a Masone' a i Katie Gardner. Łącznie 34 osoby, wliczam siebie w liczbę 34, ale jestem boginią, a nie osobą... Chyba wszystko jasne. Nico wstał.

-Do Whistler mamy spory kawałek. Na szczęście Apollo użyczy nam specjalnego środka transportu... A mianowicie tego swojego ohydnego kwiatkobusa. Dzięki niemu na miejscu będziemy za 2 dni. (Sprawdźcie sobie na mapie google, jak daleko jest z Manhattanu do Whistler). Przygotujcie się na... Nudę! Weźcie sobie książki, PSP, gazety czy tam zabawki. Co chcecie.

W przeciągu godziny wszyscy upchaliśmy się do ogórkokwiatkobusa. Było trochę ciasno, nie powiem. Rozejrzałam się. Do środka właśnie wszedł Apollo. Uśmiechnął się promiennie do wszystkich zebranych. Następnie usiadł i odpalił silnik. A kiedy wszyscy byli w trakcie wyciągania różnych rzeczy, byle by tylko zająć czas, coś zatrzeszczało. A był to mikrofon. Dało się słyszeć głos:

-Witajcie, witajcie, moi mili, na pokładzie Apollorakiety 3047! Mówi wasz prześwietny, olśniewający, cudowny przewodnik! Jak się macie?

Czego można było się spodziewać? Cały autobus zaczął jęczeć. Chyba nikt nie lubi wycieczek z przewodnikiem, szczególnie, jeżeli jest nim Apollo. A przed nami 2 dni...

-Uznam to (w sensie jęki) za wyrażenie aprobaty! Jedziemy! Przez całą drogę będę was zabawiał sowimi prześwietnymi odami, wierszami i haiku! Życzę miłych dwóch dni!

Po pierwszym haiku nikt nie słuchał. Reyna i Nico całowali się na tyłach i myśleli, że nikt nie widzi. Bracia Hood już to nagrywali. Katie czytała książkę, a Clarisse po prostu siedziała ze wzburzonym obliczem i pewnie rozważała sposoby zabijania nieśmiertelnego, cudownego przewodnika Apolla. Ja po prostu gapiłam się przez okno. W końcu zasnęłam.

-POSTÓJ! Wszyscy możecie z bólem zrobić sobie przerwę od mej cudownej poezji i wyjść na stację benzynową! Zjeść, załatwić się, bla, bla, bla. Ruszamy za pół godziny!

Ocknęłam się. Postój! W końcu!

Grupa wysypała się z autobusu. Wszyscy pobiegli jak najszybciej po hot-dogi, częściowo z głodu, a częściowo, żeby oddalić się od "mistrza" haiku. Niestety nie odpuścił on jednej dziewczynie. Dorwał ją w połowie i zaczął układać haiku na jej temat, brzdąkając dodatkowo na lirze. Nikt nie pomógł tej nieszczęsnej ofierze. Jakoś się nie dziwię. Sama przeszłam obok i weszłam na stację. Rozejrzałam się. Wszyscy kupowali batony, orzeszki ziemne, chipsy itp. Sama skusiłam się na żelki. Obsługa była nadzwyczajnie miła. Po załatwieniu wszystkich spraw wyszliśmy ze stacji i skierowaliśmy się w stronę ogórkokwiatkobusa. Ta dziewczyna, która stała się ofiarą Apolla, powiedziała, że skoczy jeszcze po hot-doga, bo była torturowana przez całą przerwę. Nikt nie miał nic przeciwko. Czekaliśmy 5 minut. 10 minut. 15 minut.

-Yyyy... Może pójdziemy sprawdzić, co się z nią stało? - zapytałam.

Wszyscy rzuciliśmy się do drzwi. Kiedy weszliśmy do środka, syczący głos oznajmił:

-Czekaliśmy na wasss..

Z sufitu zeskoczył sprzedawca, ten, któremu zapłaciłam za żelki. Trzymał pod pachą dziewczynę, której nam brakowało. Jego twarz była zdeformowana, a buty zniknęły. Na ich miejscu pojawiły się owłosione stopy z wielkimi pazurami. Język oczywiście był wężowy. Nico wyciągnął miecz.

-Zrób krok, a ją zabiję! - ostrzegł szalony sprzedawca-potwór.

Nico skrzywił się, ale schował miecz.

-Czego chcesz?

-Och, niczego. Ja tylko pracuję dla mojego pana. Mam was opóźnić. No i wykonuję moje zadanie!

-Aaa... Co mamy zrobić, żebyś oddał nam naszą koleżankę?

-No nie wiem. Wymyślcie coś atrakcyjnego!

Ale na myślenie nie było czasu, bo nagle w czole ekspedienta utkwiła gigantyczna, złota strzała. A potem druga. I trzecia. Do środka wpadł Apollo.

-NIKT NIE BĘDZIE PORYWAŁ MOJEJ DZIEWCZYNY, ŚMIECIU! - to łagodna wersja, z pominięciem wszystkich bluźnierstw, przekleństw i tak dalej na temat martwego potwora.

Wszystkich trochę zatkało. Apollo rozejrzał się dookoła, po czym podniósł swoją pseudodziewczynę i zapytał:

-No na co się tak gapicie?

-Na nic - odpowiedziałam.

Reszta skinęła głowami.

-W takim razie jedziemy dalej! - na twarz boga wrócił promienny uśmiech - Ładować się do busa!

To była długa podróż. W końcu jednak dotarliśmy na miejsce. Kiedy zobaczyłam kryjówkę Oktawiana, zastanawiałam się, czy skromniej się nie dało.

Dziś taki trochę krótszy, bo się nie przygotowywałem, miało być coś innego. Poza tym jakość chyba też gorsza, ale mam nadzieję, że miło się czyta. Dzieci Apolla, lubię waszego tatę, ale same musicie przyznać, że jego haiku są... średniej jakości? Nwm. Pa pa!

Wojna (Reynico)(Na teraz zawieszone)(czytaj reboot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz