DOTASZCZYLIŚMY SIĘ DO 10 ROZDZIAŁU! A teraz: Czemu znów mnie nie było? Brat chory, zawody snowboardowe, basen, szkoła, testy... Poza tym zapomniałem o istnieniu Wattpada. Przypomniało mi powiadomienie na telefonie dziś rano. Ale! Zapisałem sobie "WATTPAD" na ścianie, więc to nie powinno się więcej zdarzyć. Ale ze mną to nigdy nic nie wiadomo... :D
A MY SIEDZIELIŚMY SOBIE W LESIE NA FLANCE. Wooow. Czad. Szczerze mówiąc, nic tu się nie działo. Po prostu leźliśmy przez krzaki. A jak już doszliśmy na miejsce, okazało się, że Chione odwaliła za nas całą brudną robotę. Tym samym zabrała nam całą zabawę. Postanowiliśmy więc, że pójdziemy dalej. Może znajdziemy ten sekretny obóz. Ten, który Rzymianie musieli założyć gdzieś w lesie. Osobiście miałem nadzieję, że się na niego nie natkniemy. Bo wiecie... Wizja 1000 wrogich żołnierzy i 5000 potworów nie napawała mnie optymizmem. No i Reyna mogłaby poczuć chęć pójścia do nich na rozmowy. Bez broni. Rozumiem ją, ale nie chcę, żeby coś się jej stało. Nie mówiłem jednak tego na głos. W ogóle się nie odzywaliśmy. Nie działo się nic złego, ale... Stres itd. To chyba na nas wpłynęło. W każdym razie kontynuowaliśmy naszą nudną podróż. Ta, dalej nic się nie dzieje. Wreszcie Reyna powiedziała:
-Stój.
Był to raczej szept, ale stanowczy. Zatrzymałem się niemal natychmiast. Popatrzyłem w lewo. Nic. Prawo. Nic. Góra. Nic. Dół... CO TO JEST?! Nie wiem od kiedy ziemia wybrzusza się w kształt węża... Chyba, że coś pełnie pod ziemią. Wreszcie trzęsienie ustało. Reyna odetchnęła. Powiedziała pełnym napięcie głosem:
-Wypuścili Popusia. (Żeby było jasne: NIENAWIDZĘ GANGU ALBANII! :')
Parsknąłem śmiechem.
-Popuś? Skąd takie imię?!
-Nie wiem. Jakiś rekrut kiedyś poddał mi pomysł...
Teraz uderzyła mnie kolejna myśl.
-Reyna - spojrzałem na nią - czemu wy trzymacie... Trzymaliście w Obozie takie rzeczy? Gdzie one były?
Uśmiechnęła się tajemniczo.
-Dokładniej mówiąc, te rzeczy nie są w Obozie. Ale Hannibal (tak się zwał ten ich słoń?) zdecydowanie nie jest największym słoniem, jakiego widziałam. Kto wie, może kiedyś pokażę ci resztę?
Pfyfnąłem sfrustrowany. (Pff!)
-O czym jeszcze nie wiem, pani pretor?
Nie dostałem odpowiedzi. Kontynuowaliśmy nasz "spacer". Zaczęliśmy rozmowę o niczym, czyli o klockach, pokerze, sportach, kredkach, rysunkach i broni. Nie pytajcie, skąd taka rozbieżność tematów. Sam wiem, że wy też tak czasem toczycie rozmowy. Po następnej godzinie wreszcie coś dostrzegłem. Wreszcie i niestety. Z małego zagłębienia terenu wystawała mała, fioletowa chorągiewka. Kiedy poszliśmy bliżej w tamtym kierunku, okazało się, że jest to większa kotlina. A w środku były... Lustra. Miliardy luster. Spróbowałem zawrócić. Za mną też znajdowały się jednak odbicia moje i Reyny. Skąd to się tu wzięło?! Spojrzałem na moją dziewczynę. Jak ja nienawidzę jej tak nazywać. Ona z resztą też tego nie lubi.
-Idziemy? - zapytała pierwsza.
-Chyba nie mamy wyboru... Ale nie podoba mi się to. Czyli tak. Idziemy.
Trzymając się za ręce wleźliśmy między odbicia. Z początku było łatwo. Po prostu parliśmy do przodu, przewracając wszystko na swojej drodze. Potem zrobiło się trochę ciężej. Dostawałem oczopląsu. Próbowałem chwytać odbicie Reyny w przekonaniu, że aktualnie trzymam za rękę jej lustrzaną wersję. Wtedy jednak ściskała mnie mocniej. Po pewnym jednak czasie totalnie się zgubiliśmy. Wtedy wydarzyło się to. Jedno z luster upadło, uderzyło moją dłoń i... przerwało chwyt. Pierwsze co usłyszałem to krzyk:
-Nico! Gdzie jesteś?! Czemu mnie zostawiłeś? Nico? NICO?!
Przyznam, że teraz momentalnie stałem się bliski płaczu. Zacisnąłem jednak zęby i krzyknąłem:
-Reyna! Jestem tu! Nie zostawiłem cię!
-ZOSTAWIŁEŚ MNIE! NICO? Gdzie...
Rzuciłem się w jej stronę. Lustro upadło i stłukło się.
-Nico! To ty?
-Tak, ja! Nie ruszaj się!
Spróbowałem w lewo. Pudło. Ale, wiecie jak bardzo stresujące jest milion odbić mówiące tak samo, ruszające się tak samo? Będę miał koszmary. Mijały godziny. Nie wiem, ile lustr zdążyłem już stłuc. To nic nie da. Upadłem na ziemię, wyjąc z rozpaczy. Super. Nie tak wyobrażałem sobie moją śmierć. Myślałem, że może najpierw zostanę tatą, wygram jeszcze kilka wojen i tak dalej... Ale nie. Umrę sobie tak tutaj, leżąc i płacząc. A, zapomniałbym o darciu się "Reyna" przez 3 godziny. Potem wysiadło mi gardło, więc teraz mogłem już tylko coś charczeć. I wtedy, właśnie wtedy, moja ręka dotknęła czegoś ciepłego. Odwróciłem się. Obok mnie leżała... ONA! Teraz już nie miałem wątpliwości. Była mniej więcej w takim samym stanie psychicznym jak ja. Objąłem ją i mocno pocałowałem. Najpierw była zaskoczona, potem jednak roześmiała się. Wstaliśmy.
-Chodź przejść ten labirynt - powiedziałem.
Skinęła głową.
Trochę później wreszcie upadliśmy na ziemię po drugiej stronie. Była już noc. Księżyc świecił jasno. Niebo było bezchmurne. Wyściskaliśmy się raz jeszcze. Wstałem i popatrzyłem w dal. Przed nami rozciągał się widok rzymskich namiotów.
Piszcie błędy, bo jestem dziś coś trochę zmulony. Czekajcie na następny rozdział! XD
CZYTASZ
Wojna (Reynico)(Na teraz zawieszone)(czytaj reboot)
FanfictionWięc, no nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że szybko. Ale to chyba dobrze, prawda? Okładki nie zmieniam, ta mi się podoba. UWAGA! Jest to Sequel mojej pierwszej historii ("Wszystko od początku"), więc jak nie czytałeś to wróć i rozeznaj się we wcześ...