Po LA i SBT wracamy do rozdziałowania! Artemidę też zawsze bardzo lubiłem. I po prostu kocham wydłużać czekanie do zobaczenia, co się stało z Reyną i Nico xD. Jest to jednorazowa perspektywa, chyba, że będziecie chcieli więcej. Zapraszam!
BYCIE JEDNĄ Z BOGIŃ I BOGÓW JADĄCYCH TYM AUTOKAREM BYŁO... ŻAŁOSNE. W sensie, fajnie pomóc herosom itd., ale... Kto NORMALNY wkłada MNIE do autobusu pełnego... FACETÓW! Może i z żadnym nie sympatyzuję, ale przecież to jest NIEETYCZNE! OK, Art, spokój... Nie jesteś tu po to, żeby histeryzować. Masz pomóc w obronie Obozu. Tak. Od czego tu zacząć... Muszę znaleźć moje Łowczynie. Mówiły, że będą w lesie, niedaleko, tylko z 200 km na północ stąd. 3 godziny drogi w tą i z powrotem. Żeby w sytuacji krytycznej pomóc. Lub pomóc w sytuacji niekrytycznej. Jak tam sobie chcą, w końcu tu są mężczyźni. Nie dziwię się.Przebywanie z tymi tworami mogło szkodzić zdrowiu. Nędzne kuchty. <kto pamięta "a co to do cholery jest kuchta?! z "Klątwy Tytana"? :')> Zagwizdałam na palcach. Z lasu wypadł srebrny jeleń. Wpakowałam się na jego grzbiet.
-Dawaj do Łowczyń, malutki!
-<tu powinien być dźwięk, jaki wydaje jeleń>!
Niedługo potem dotarliśmy na miejsce. Cudownie tu, jest śnieg, las... Wszystko, czego mi trzeba do pełni szczęścia! No tak, jeszcze moja załoga. One też sprawiają, że jestem happy. Thalia ukłoniła mi się z uśmiechem.
-Witaj, Pani.
-Cześć, Thalia - odpowiedziałam.
-Czy to już czas?
-Ta, już czas, Obóz zaatakowany, herosi w niebezpieczeństwie, trzeba pomóc, blablabla.
Phoebe wyszła przed szereg.
-To oznacza, że...
-Tak - popatrzyłam na nie przepraszająco - to oznacza, że musicie przebywać w swoim własnym domku w Obozie. Z facetami.
Usłyszałam to, czego się spodziewałam - donośny jęk niezadowolenia.
-Life Is Brutal - powiedziała jedna z wojowniczek - idę się pociąć. I tak jestem nieśmiertelna.
Reszta parsknęła śmiechem i uspokoiła się. Spojrzałam na moje podopieczne, wiedząc, że być może jutro nie będę mogła nasycić moich oczu tym widokiem.
-Więc, moje drogie... Ruszamy!
Trochę później żegnałyśmy nasze jelenie w Obozie Herosów.
Tyle, bo więcej nie zdążyłem xD Zapomniałem wcześniej dodać :') Jutro skończę!
Wiem, że dziś to nie wczoraj, w sensie miało być jutro. Wiecie, o co mi chodzi. Mnie po prostu zabrakło czasu. Też już macie śnieg? :D
Jelonki odbiegły w las. Słodkie zwierzęta. Rozejrzałam się. Sytuacja wydawała się... Spokojna. Hm. Wspięłam się na Wzgórze Thalii. Leżała tam masa nieprzytomnych Rzymian. Wzdrygnęłam się. Potem usłyszałam coś innego... Chrapanie. I dotarło do mnie. Oni nie byli nieprzytomni. Oni wszyscy spali. OK, dziwaczne. Przekazałam Łowczyniom informację językiem migowym. Były zbyt zajęte przyglądaniem się swojemu domkowi. Thalia chyba jako jedyna odmigała mi, że już, zaraz przyjdzie. Czemu migamy? Oczywiście nie chcemy obudzić armii. Popatrzyłam trochę dalej. Na horyzoncie stał... Wielki lodowo - śnieżny olbrzym. Pobiegłam w tamtą stronę. Chwilę później stałam tuż obok. Spojrzałam w górę. Stwór unosił coś do ust. To był... Chejron!
-Ej, ty! - nic lepszego nie przyszło mi do głowy, ale przynajmniej zwrócił na mnie uwagę - nie jedz go! Dostaniesz zgagi!
-Hmprf.
Po czym wsadził sobie centaura do ust i zaczął przeżuwać. Byłam wstrząśnięta. Co on... Przepełnił mnie smutek, złość. Zaatakowałam.
**************************************************
Obudziłam się. Oddychałam ciężko. Rozejrzałam się wokół. Las. Ten sam, do którego przyjechałam. Wstałam i wyszłam na dwór. Pierwsze promyki słońca padały mi na twarz. Odwróciłam się gwałtownie, kiedy ktoś powiedział:
-Pani.
Uff, to tylko Thalia.
-Witaj, Thalio.
-Obudziła się Pani już - odparła z uśmiechem.
-Co się ze mną działo?
-No więc, po tym, jak powiedziała Pani "ruszamy" upadła Pani na ziemię. Innymi słowami, daleko nie zajechałyśmy.
-Więc chyba już czas ruszać. I tak jesteśmy spóźnione.
Perspektywa specjalnie dla Tratie.
Usłyszałem gwizd. Czego ona znowu ode mnie chce?! Nawet partii pokera nie można skończyć. Pożegnałem się z żoną i wybiegłem w las. No co? Jelonki też wiodą życie prywatne, ignoranci!
Może gdybym nie przybiegał na każde gwizdnięcie to ta kobita nabrałaby trochę szacunku. No, ale cóż. Jest boginią. Stanąłem na 4 łapy i pogalopowałem w puszczę. Artemida pogłaskała mnie czule na miejscu.-Laurenty - powiedziała do mnie w myślach - Do Obozu Herosów.
-Wiedziałem - odpowiedziałem.
Trochę później byłem już w Obozie.
-Możesz iść - stwierdziła moja Pani.
-Zawsze do usług! - oznajmiłem nieszczerze i pobiegłem do domu. Zenon pewnie już zna każdą moją kartę. Czyli przewaliłem 10$.
Wracamy do Artemidy.
-No dobra, moje drogie. Zachowywać się. Możecie olewać każdego chłopaka poza Chejronem. Wasz wybór. A teraz marsz na Wzgórze!
Nie mówiłam "Wzgórze Thalii", aby komuś nie zrobiło się nagle melancholijnie i niepewnie. Na miejscu spotkałam centaura.
-Witaj, Artemido - skłonił się lekko - czekaliśmy na ciebie.
-Niestety, szybciej nie mogłam przybyć - uśmiechnęłam się do niego - ale dzięki, że zostawiłeś mi i moim Łowczyniom trochę Rzymian do rozwalenia.
-Tak, w rzeczy samej. Chione miała kontrolę nad śnieżnymi stworami, jak ja to nazywam, które zaszły wroga od tyłu. Wszystkie zginęły, ale osłabiły przeciwników znacząco. Sama bogini nie jest teraz w zbyt dobrym nastroju do rozmów. Co gorsze... Oni ciągle otrzymują posiłki. Gdzie jeden padnie, pojawia się 10 następnych. Wygląda to tak, jakby się nie kończyli.
-OK, Chejronie, ale gdzie oni są?
Centaur zamarł. Spojrzał w bok. Odchrząknął i powiedział:
-Tu przed chwilą była... Była...
-Chyba jesteś już trochę stary - uśmiechnęłam się do niego.
-Chyba tak - powiedział z oczami wielkimi jak talerze - chodź na herbatę.
Niestety tego dnia nie udało mi się wypić herbaty.
CZYTASZ
Wojna (Reynico)(Na teraz zawieszone)(czytaj reboot)
FanficWięc, no nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że szybko. Ale to chyba dobrze, prawda? Okładki nie zmieniam, ta mi się podoba. UWAGA! Jest to Sequel mojej pierwszej historii ("Wszystko od początku"), więc jak nie czytałeś to wróć i rozeznaj się we wcześ...