two

319 57 14
                                        


Biuro zatrzymywało żelkowe misie w recepcji specjalnie dla Michaela. Dlatego Mike spędzał najwięcej czasu na flirtowaniu z recepcjonistką i jedzeniu żelkowych misiów –wykluczając zielone.

Luke spóźnił się cztery minuty, kiedy wpadł do biura można było dostrzec, że miał zaczerwienione policzki od jesiennego zimnego wiatru. Ściągnął swoją kurtkę i rzucił na wieszak. "Czy są już moi pacjenci?"

Michael posortował wszystkie czerwone żelkowe misie, zjadł je na raz. "Nikt nigdy nie jest na czas. To jest Nowy Jork idioto." Mike spojrzał na niego – blondyn miał na sobie przylegające jeansy i dopasowaną koszulkę. "Czemu jesteś w stroju do nurkowania?"

Luke przewrócił oczami i podszedł bliżej do Michaela. Wziął głęboki wdech aby poczuć wodę kolońską młodszego chłopaka. "Świetnie pachniesz."

"Serio?" Michael podniósł swoje ramię i się powąchał. "Wow, faktycznie."

Luke sięgnął do miski pełnej żelkowych misiów, brał zielone. Wiedział, że Michael nie byłby zadowolony gdyby wziął inny smak niż zielony. "Jak tam twoja sekcja C?"

"Dobrze, nikt nie umarł. A jak tam twój fałszywy chłopak?"

"Dobrze, nadal żywy." Luke sięgnął za recepcję, wziął do ręki plik kartek czekających na podpisy. Otworzył 'manilla folder'* rozdzierając górę swoimi zębami. "Co robisz w ten weekend?"

"Modern Baseball jest w mieście, i chciałbym się dowiedzieć czy byś chciał ze mną iść?" Zapytał szybko Michael trąc jednocześnie tył swojej szyi w nerwowym przyzwyczajeniu. Powędrował wzrokiem od swoich stóp w górę, spotkał znudzone niebieskie oczy.

"Co to za nazwa?"

"Są bardzo fajni, pochodzą z miasta gdzie dorastałem." Mike oparł się o recepcję, kładąc na dół pustą miskę po żelkowych misiach.

"Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że Pensylwania jest prawdziwym stanem?" Zapytał Luke, nie odrywając swojego wzroku od papierów w jego dłoniach.

"Tak, rok temu mieliśmy konferencję gdzie upiłeś się tequilą z baru."

Luke spojrzał w górę, wpatrywał się w głupawo uśmiechającego się młodszego chłopaka. "Obiecałeś, że przestaniesz o tym wspominać." Podniósł swoją pracę po czym włożył ją pod ramię biorąc głęboki oddech. "I nie, nie pójdę z tobą na jakiś rockowy koncert."

"Alternatywny!" Poprawił, pozwalając Luke'owi przejść parę metrów w stronę jego biura.

„Zapytaj kogoś innego!" Krzyknął blondyn, zamykając drzwi.

Michael westchnął niezadowolony z sytuacji. Rozejrzał się po urokliwym budynku. Obserwował pielęgniarzy i pielęgniarki, recepcjonistki i recepcjonistów oraz innych lekarzy kręcących się blisko niego. Kto wygląda spoko? „Hej, Matt!" Krzyknął Michael, biegnąc za lokatym pielęgniarzem.

„Matty," poprawił go, jego brytyjski akcent wyróżniał się w ich Manhattańskim biurze, „Zapamiętaj." Blady chłopak który zawsze miał koszulki z długimi rękawami zakrywające jego liczne tatuaże kontynuował spacer bo biurze, dostarczając poranną pocztę. Nie zatrzymał się dla Michaela, nikt się nie zatrzymywał.

„Chcesz pójść ze mną na koncert dzisiaj wieczorem? Będzie super."

„Koncert?" Zapytał ożywiając się. „Dobrze grają?"

„Są zajebiści, bracie."

Matty zmarszczył brwi zgrzytając zębami. „Jesteś Amerykanem, przestań."*

Mike przytaknął, „Racja, przepraszam."

„Wyślij mi szczegóły sms'em i odbierz około piątej."

Matty nie był pierwszym wyborem Michaela, prawdopodobnie też nie drugim, ale jego pierwszy wybór zakopał się we własnym biurze starając się być bardziej prestiżowym niż jego koledzy z bractwa.

„Okej." Powiedział Mike, spoglądając na biuro Luke'a. We wszystkich jego fantazjach, starszy mężczyzna wyszedłby z biura i zgodził się na koncert. Jak w piosence Blink-182. Zakochaliby się w sobie na koncercie rockowym. Albo alternatywnym, prawie to samo.

W końcu jednak, Michael czekał pięć lat i wie, że może to być równie pięć lat więcej.

-

*napisałam bracie, w oryginale było „mate", Matty'iemu to się chyba po prostu nie spodobało

piszcie wrażenia:))

you love me ▷ mukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz