~5~

207 11 0
                                    

-Jak sie czujesz?- spytal kiedy szlismy do mojego domu. Spojrzalam na niego katem oka i dostrzeglam, ze on wpatruje sie w moja twarz.

-Jest dobrze.-odpowiedzialam niepewnie.

-Caitlin posluchaj mnie. Ja nie wiem kim byl ten koles z wczoraj i dlaczego dzisiaj jestes taka poobijana, ale prosze cie. Daj sobie pomoc. Zglosmy to na policje.-powiedzial zatrzymujac mnie. Spojrzal blagalnie w moje oczy.

-Luke zrozum, ze ja nie moge. A poza tym... Ty wczoraj juz zrobiles to za mnie.-unioslam brew patrzac na niego.

-Cait... Chce ci tylko pomoc... Zrozum to. Widze, ze cos jest nie tak... Od kad cie zobaczylem pierwszy raz widzialem, ze masz sporo siniakow... Jak ci sie przygladalem to widzialem, ze caly czas przybywaja nowe. Nie wiem co sie dzieje... Zaufaj mi i daj sobie pomoc Cait.-zakonczyl swoj monolog lapiac moje dlonie w swoje wieksze. Nie wiedzialam co powiedziec. Patrzylam tepo w swoje zniszczone trampki.

-Luke to jest dla mnie trudne... Musisz mnie zrozumiec.

-Dzisiaj jest piatek... Moze poszlibysmy sie jeszcze gdzies przejsc? Opowiedzialabys mi wszystko?-spytal podnoszac moja glowe.

-Dobrze.-mruknelam ledwo slyszalnie po tym Luke zaczal mnie prowadzic w kompletnie nie znane mi miejsce.

~~~~~~~~~

Po okolo pol godziny doszlismy w bardzo ladne miejsce. Jest to wysoka gorka z ktorej widac Sydney. Usiedlismy i wpatrywalismy sie w ciszy w krajobraz przed nami.

-Dwa lata temu zmarla moja mama...- odezwalam sie nagle przez co moj towarzysz spojrzal sie na mnie.

-Przykro mi.- powiedzial a ja tylko pokrecilam glowa.

-Jechala na moj wystep. Byla spozniona wiec spieszyla sie. Byla rozpedzona i nie zdazyla sie zatrzymac na czerwonym swietle. Wjechala w nia ciezarowka... Zmarla na miejscu.-w moich oczach pojawily sie lzy, ktore powoli zaczely wyplywac z moich oczu. W jednej chwili poczulam oplatajace mnie ramiona. Usmiechnelam sie smutno do niego.

-Juz dobrze.- powiedzial glaszczac mnie po glowie.

-Moj ojciec i brat teraz obwiniaja mnie o jej smierc. Oni... To oni mi to robia...-moj glos zaczal sie zalamywac. Z oczu wyplywalo coraz wiecej lez z coraz to wieksza szybkoscia. Po chwili kontynuowalam.-Luke oni od dwoch lat mnie bija dzien w dzien... Nie moge nic robic... Bija
a mnie za wszystko co powiem lub zrobie zle... Nie maja dla mnie litosci... Najgorsze jest to, ze oni... Oni mnie...-zaczelam sie jakac. Teraz juz poprostu ryczalam nie moglam sie opanowac.

-Ciii. Juz dobrze. Spokojnie.

-Luke nic nie jest dobrze! Oni mnie gwalca rozumiesz?! Odebrali mi to co bylo dla mnie cenne! Czuje sie brudna! Czuje sie poprosyu jak szmata!-wybuchlam. Szlochalam glosno wtulajac sie w jego klate.-Nie chce zyc Luke. Nie chce takiego zycia. To wszystko mnie wykancza.-szepnelam w jego tors.

Powoli zaczelam sie uspokajac. Czulam jak Hemmings mnie podnosi w stylu panny mlodej i gdzies niesie, ale nie obchodzilo mnie to, poniewaz ze zmeczenia usnelam.

Rozdzial dodaje juz teraz, poniewaz pomyslalam, ze jak bede miala czas w dzien to dodam jeszcze jeden.

Kocham xx.

Pathology [L.H]Where stories live. Discover now