Po wejsciu do domu uderzyl we mnie smrod alkocholu... Weszlam do salonu i zobaczylam jak na kanapie spi calkiem zalany ojciec i Sam. Chcialam sie bezszelestnie dostac do swojego pokoju, tak żeby ich nie obudzic, ale jak zwykle Caitlin Rogers ma takie szczescie, ze jak juz wchodzilam po schodach to potknelam sie i przewrocilam, niemilosiernie przy tym chalasujac...
-Kurwa!- warknelam pod nosem i uslyszalam jak nakanapie ktos zaczyna sie wiercic.
Odwracam sie i widze przebudzajacego sie ojca. Wstal przetarl oczy i zlapal sie za glowe, jeczac przy tym z bolu. Spojrzal na mnie i usmiechnal sie zlosliwie a ja juz wiedzialam, ze mam przesrane...
-No, no, no... Sam! Wstawaj! Znalazla sie nasza zguba mowi i zaczyna do mnie podchodzic.
Boje sie... Strasznie sie boje tego co moga mi zrobic... Siedze na schodach sparalizowana. Ze strachu nie moge sie ruszyc...
-No prosze, prosze kogo my tu mamy... Nasza mala Caitlin w koncu postanowila wrocic do domu? Co? Pewnie najpierw dalas dupy temu blondaskowi suko?!- nawet nie zauwazylam kiedy oboje znalezli sie kolo mnie.
Sam zlapal mnie za reke i mocno pociagnal tak, ze spadlam ze schodow. Oczywiscie, poniewaz siedzialam na piatym czy szostym schodku, spadajac uderzylam sie o nie.
Kiedy juz bylam przed nimi puscil mnie, a ja upadlam pod ich nogi. Lezalam na ziemi i z dolu widzialam te ich perfidne usmieszki.
-Wstan szmato!- wydarl sie moj ojciec, a ja poslusznie wstalam. Dlugo w tej pozycji nie bylam, bo niemal odrazu dostalam w twarz z taka sila, ze cofnelam sie do tylu i spowrotem upadlam na schody.
Bicie trwalo okolo dziesieciu minut i za kazdym razem dostawalam z taka sama, jezeli nie wieksza sila. Kiedy juz ledwo przytomna lezalam nadal pod schodami przed tymi katami uslyszelismy dzwonek do drzwi.
Sam poszedl otworzyc a ja zostalam z ojcem. Po chwili moglismy uslyszec rozmowe:
-Dzien dobry. Jestem Henry Moris, a to Nick Stevenson. Jestesmy z komendy policji i dostalismy zgloszenie o pobiciu niejakiej Caitlin Rogers. Czy w tym domu znajduje sie ktos taki?- po uslyszanych slowach zamieram. Jezeli to wszystko sie teraz wyda to albo ich zamkna w wiezieniu, a mnie zamkna w domu dziecka i bede miala spokoj, albo oni wszystkiemi zaprzecza, udowodnia swoja niewinnosc i zostana na wolnosci, a ja bede miala bardzo, bardzo, bardzo przesrane...
-Tak, Caitlin tu jest, ale ja o zadnym pobiciu nie mam pojecia... Moze to poprostu jakis zart.- odpowiada Sam. W jednej chwili czuje jak unosze sie do gory.
Otwiieram oczy i widze mojego ojca, niosacego mnie na rekach do gory. Wchodzi do mojego pokoju i kladzie mnie na lozko przykrywajac koldra.
-Masz udawac, ze spisz. Jesli pokazesz chociaz troche, ze cos jest nie tak to nie bedziesz mogla sie nigdzie dotknac, bo bedziesz cala w siniakach. I juz ja o to zadbam.- warknal i wyszedl z pokoju. Przykrylam sie bardziej koldra i probowalam chociaz troche przysnac. Nagle uslyszalam jak drzwi sie otwieraja i duzk ciezkich, zblizajacych sie krokow.
-Widza panowie? Mowilem, ze spi.-szepta Sam.
-No coz... Dobrze, ale my tego tak nie zostawimy... W koncu swiadek, ktory nam to zglosil nie mogl sobie tego wszystkiego tak poprostu zmyslic...
-Dobrze panie wladzo.-i wyszli z mojego pokoju, a ja zmeczona calym dniem usnelam.
--------------
Przepraszam!!! Naprawde przepraszam bardzo, że dopiero teraz dodaje, ale poprostu jakos tak nie mialam zbytnio czasu... :/

YOU ARE READING
Pathology [L.H]
FanfictionCaitlin Rogers to 15-latka, która ma bardzo złą sytuacje w domu. Jej matka zginęła 2 lata temu w wypadku. Od tego czasu jest źle traktowana przez swojego brata i ojca, którzy obwiniają ją o śmierć matki. Gwałcą ją i biją. Pewnego dnia o patologii do...