Rozdział 15

535 34 1
                                    

Rozdział ten będzie inny niż wszystkie. Dzięki wam dobiliśmy 1000 wyświetleń. Dziękuję bardzo, że ktoś czyta to, co chciałbym wam przekazać. Co dzieje się w mojej małej główce i jak, według mnie, wyglądał by świat, gdy wszystko jest martwe, lub pół martwe

To już był ten czas, czas na ucieczkę. Emocje sięgały zenitu. Kiedy doszlismy do drzwi mój ojciec powiedział:
- Uważajcie na siebie.
Po tych słowach otworzył drzwi. Były bardzo stare, a zawiasy były mocno zardzewiałe. Pierwsze co zobaczyliśmy, to samochody. Mój tato wpadł na pomysł, aby jeden z nich im ukraść. Z kolei bardzo byłoby słychać odpalony silnik.
- Raz sie żyje - Powiedział Rafał.
Mój ojciec tylko mu przytakiwał, nie jakby miał na niego "wylane" co może zgadzał się z tym, co powiedział. Zakradliśmy się do wozów, otworzyliśmy bagażnik, w którym było dosyć dużo zapasów jedzenia i wody. W drugim były bronie i amunicje, które również zabraliśmy.
Następnie pobiegliśmy prosto w las. Był strasznie mroczny, jak to mówił Rafał. Moja mama, wraz z moim ojcem, poszli bardziej do przodu, natomiast ja, Rafał i ta tajemnicza matka z synem byliśmy w tyle i obserwowaliśmy, czy żaden zombie za nami lub na nas nie idze. Zbliżała się noc, a my byliśmy w samym środku lasu. Emma i Carl, tak mają na imię ci nieznajomi, z którymi tak ciągle idziemy.
Postanowiliśmy się zatrzymać. Położyliśmy się przy dużym kasztanie. Ojciec miał pilnować warty, co 2 godziny będziemy się zmieniać. Jako ostatni w kolejce, poszedłem spać.

Nagle usłyszałem wrzaski.
- Pomocy, moja mama, ugryzły ją! - Krzyknął Carl.
Matka już nie żyła. Krótko mówiąc, zostala przez nich zeżarta. Zombie nawet nie zwracały na nas uwagi, dlatego mogliśmy od tyłu wbić im nóż w głowę. Carl był rozpaczony, widząc swoją matke wpół zjedzoną i martwą. Wyjął z plecaka pistolet. Przyłożył go sobie do głowy i trzymał palec na spuście.
- Carl nie! - Krzyknąłem. I rzuciłem się na niego, zabierając przy tym mu z ręki pistolet.
- Zostaw mnie! - Wykrzyczał najmocniej z siebie te słowa.
Nagle zjawila się reszta zombie. Liczyła z jakieś 50 tych potworów.
- Uciekajmy, krzyknął ojciec, zabierając przy tym plecak z zapasami.
Ja natomiast, wziąłem szybko plecak z brońmi i amunicją.
- Zostawcie mnie tutaj. - Odrzekł Carl.
Zombie zbliżały się coraz bliżej.
- Nie możemy czekać! Biegniesz z nami czy chcesz skończyć jak twoja matka?!
Po długim zastanowieniu, powiedział :
- Dobra.
Wszyscy, prócz Emmy, biegliśmy w kierunku małego miasta "Georgia".
Tam weszliśmy do pierwszego lepszego domu, sprawdziliśmy czy nikogo lub niczego nie ma. Zabarykadowaliśmy drzwi starą kanapą. Okna zasłoniliśmy, i weszliśmy na górę do jednego pokoju się schować. Słychać było, od strony ulicy, głosy zombie. Trzymaliśmy się wszyscy za ręce z nadzieją, że nas nie wyczują.
Czekaliśmy tak do rana.

Horda zombie przeszła już miasto. W miasteczku nie było nikogo i niczego.
Zeszliśmy na dół, do kuchni, sprawdzić, za jakąś żywnością.
- Jest! Znalazłem 5 batoników. Akurat dla nas.
Zaśmialiśmy się. Tak dawno nie jadłem nic słodkiego. Odpakowałem jednego i w jedną sekunde go zjadłem. Był taki pyszny, o smaku czekoladowym z nadzieniem toffi. Mniam. Usiedliśmy w salonie, aby zobaczyć, ile mamy jedzenia i na ile nam wystarczy. Mieliśmy pełną torbę puszek z jedzeniem i zupek chińskich. Ja osobiście "błyskawicznych zupek" nigdy nie lubiłem, ale muszę cieszyć się z tego co mam. Wszedłem z Carlem na górę, ponieważ chciałem dowiedzieć się czy wszystko z nim w porządku. Oczywiście rozumiem, że utrata matki to coś okropnego, ale żyjemy w świecie w jakim żyjemy i musimy się z tym uporać. Carl był w moim wieku. Mieszkał w mieście, gdzie był sklep, w którym przebywaliśmy ostatnimi czasy. W końcu zapytałem się czy jest z nim wszystko ok. On natomiast nic mi nie odpowiedział. Widziałem po jego twarzy, że nie jest zbyt szczęśliwy. Odsłoniłem zasłony, by można było rozkoszować się wschodem słońca.

The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz