Uwaga!!! Nie zabijcie mnie po przeczytaniu tego rozdziału!!!
Niecałe pół minuty po przywitaniu się z Amorą, Loki wyszedł.
Wiedziałam, że coś kombinuje, więc przeprosiłam po chwili moją "rzekomą siostrę" i wyszłam na zewnątrz.
Popatrzyłam w górę, szukając wzrokiem jakiejś półki skalnej, albo jaskini. Nie czekając na rezultaty moich oględzin, wystrzeliłam jak z procy.
Jeszcze nigdy wcześniej nie udało mi się osiągnąć takiej prędkości, jak teraz.
Doleciałam do wysokości chmur, ale nawet tego nie zauważyłam. Leciałam jeszcze wyżej, aż w końcu zauważyłam szczyt.
Płynnie wylądowałam i zamknęłam oczy, skupiając się na Vitaym. Wiedziałam już, że jest w Stark Tower i obserwuje kolejno każdego z Avengers. Teraz miała być kolej mojego ojca.
Leciał właśnie przez korytarz, prowadzący do sali treningowej. Poczułam jego niepokój i lekkie zdenerwowanie. Byliśmy jak jedna dusza w dwóch ciałach. Czułam to co on, a on to co ja. Pomimo odległości, jaka nas dzieliła, nasza więź nie osłabła.
Brał właśnie ostry zakręt i o mało nie wpadł na Kapitana. Mężczyzna zastygnął w miejscu. Tylko jego wzrok powędrował za ptakiem. Vitae zaskrzeczał coś i odwrócił do blondyna. Wiedziałam, że krzyczy "Nie stój tak, tylko biegnij za mną!"
Steve najwyraźniej zrozumiał, że to nie jest zwykły ptak, bo po chwili biegł za nim.Słyszałam, jak wyjmuje komunikator i przekłada go do ust.
- Wszyscy do sali treningowej! Już! - krzyknął, rozpoznając trasę, którą prowadził go sokół.
- Co się dzieje? - usłyszałam głos Starka.
Bez zbędnej zwłoki połączyłam się z jego komórką. Na moje "szczęście" w pokoju, w którym był, siedziała reszta bohaterów. Wszyscy patrzyli się na mnie, jak w obrazek.
- Nie czas na wyjaśnienia! - rzuciłam szybko. - Biegiem! - krzyknęłam, widząc, jak patrzyli na mnie zdezorientowani i zaskoczeni. - Już!!! - dopiero na te słowa wszyscy rzucili się do drzwi.
Odłączyłam się od komórki i wróciłam umysłem do ciała drugiej połówki mojej duszy.
W czasie tej krótkiej nieobecności zdążył już dotrzeć na miejsce. Steve dobiegł kilka sekund po nim. Szarpnął za drzwi, ale one nawet nie drgnęły.
Vitae skrzeknął głośno, a ja pozwoliłam mojej świadomości połączyć się z jego. Nie powiem, że nie bolało, bo musiałabym umieć nieziemsko dobrze kłamać. Stęknęłam cicho i poczułam, jak z dwóch ciał stajemy się jednym.
Słyszałam jak przez mgłę odgłos kroków. Nie zwróciłam na nie jednak najmniejszej uwagi.
Czułam, jak moje ciało znika z jednego miejsca i pojawia się w drugim. Ból był potworny. Każda komórka mojego ciała paliła żywym ogniem. Trwało to kilka sekund, chociaż mnie wydawało się, że minęły godziny, zanim proces dobiegł końca.
W jednej chwili wszystko ustało. Czułam pod stopami równą podłogę korytarza oraz coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Otworzyłam oczy i wstrzymałam oddech.
Otaczały mnie olbrzymie skrzydła.
Moje skrzydła.
Rozłożyłam je delikatnie i wstałam.
Wokół zebrała się już cała drużyna, która po raz kolejny zamarła ze zdziwienia. Wśród nich brakowało tylko jednej osoby, która znajdowała się na sali.
Wiedziałam, że drzwi są zabezpieczone przez magię. Jednak czarodziej, który je rzucił nie spodziewał się, że do akcji włączy się ktoś, kto posiada moc równie potężną co jego.
Stanęłam w lekkim rozkroku i warknęłam do reszty, żeby się odsuneli. Na szczęście szybko wykonali moje polecenie, a ja skupiłam się na mojej barierze magicznej. Otoczyłam nią drużynę, tuż przed tym jak zaczęłam zdejmować osłonę, trzymającą moją magię pod kontrolą.
Poczułam, jak po mojej skórze rozchodzą się płomienie. Pozwoliłam by rozeszły się po całym ciele. Potrzebowałam ogromną ilość energii, by się udało.
Moje włosy zaczęły się wydłużać i rozjaśniać. Oczy widziały o wiele ostrzej niż przedtem. Nie zdawałam sobie dotąd sprawy, jak potężna jestem w rzeczywistości.
Cały ten ogień skoncentrowałam w mojej ręce, z której po chwili wystrzelił potężny pocisk.
Drzwi nie opierały się ani przez chwilę. Zawiasy strzeliły z ogłuszającym hukiem. Drzwi stanęły otworem.Przekroczyłam próg bez większych ceregieli i pozwoliłam płomieniem ponownie opanować każdy fragment ciała.
Usłyszałam cichy świst wypuszczonej strzały.
Wystrzeliłam płomienie w jej stronę i poczułam, że nie spaliła się ani... o zgrozo... Nie zatrzymała!
Dopiero kiedy znajdowała się niecałe dwa metry ode mnie, zauważyłam, że jest przesiąknięta trującą magią.
Byłam już przygotowana na jej przyjęcie, kiedy ktoś mnie popchnął i przyjął pocisk na siebie.
Tym kimś okazał się Sam.
CZYTASZ
Wróg czy sojusznik [ZAKOŃCZONE]
FanfictionDzień, który zmienił moje życie. On powrócił i jest żądny zemsty. Zrobi wszystko, bez względu na cenę. Nigdy się nie podda, będzie walczył do końca. Tylko Avengers są w stanie go powstrzymać. ------------------------ Druga część już dostępna!!! Ma...