Przebudzenie i Pożegnanie

851 41 1
                                    

Nadal czułam pulsujący ból w miejscu, które miało bliski kontakt z podłogą w moim... śnie? Wizji? Nie wiem jak najlepiej nazwać to, co miało miejsce. Wiem za to, że Loki musiał mieć rację. Teraz byłam tego pewna. Z trudem rozchyliłam powieki  i syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Widzę, że ktoś tu się obudził - usłyszałam jak przez szklaną szybę. Dużo się nie pomyliłam. Otworzyłam powoli oczy przyzwyczajając się do ostrego, jasnego światła. Byłam zamknięta w szklanej klatce podobnej do tej sprzed paru miesięcy. Lecz tym razem nie znajdowałam się nad ziemią jak w Helicarierze. Tym razem byłam głęboko pod ziemią. Skąd to wiem? Może stąd, że dostałam ataku klaustrofobii, zupełnie jakby ktoś zakopał mnie w trumnie! Z resztą właśnie w takim kształcie było to dziadostwo! Nie miałam praktycznie żadnej możliwości ruchu. Nie mogłam się nawet przekręcić z na bok, bo nie była dostatecznie wysoka! Spróbowałam podnieść ręce do twarzy i pchnąć tę cholerną szybę, gdy poczułam szarpnięcie kajdanek zaciśniętych na moich nadgarstkach. Mieliście kiedykolwiek możliwość poczuć się jak dzikie zwierzę zamknięte w małym, ciasnym pudełku? Albo - dla łatwiejszego wyobrażenia - czy utkneliście kiedykolwiek pod łóżkiem, w jakiejś dużej szufladzie, lub innej szafce i nie mogliście się poruszać? Dodajcie do tego dziesiątki osób, które pragną twojej śmierci, porwanie, morza kłamstw oraz zdradę kogoś bliskiego, pomnóżcie to razy dwadzieścia i będziecie w stanie zrozumieć co czułam w tamtej chwili.
- Aleeeeeex?! - krzyknęłam, czując napływającą panikę. - Alex!!! Do cholery jasnej! Wypuść mnie stąd!!!
- Ehhh... - usłyszałam westchnienie. - Obawiam się, że to nie takie proste Lencia...
Poczułam narastającą furię, która zaczynała rozsadzać mnie od środka.
- Jak śmiesz...?! - warknęłam nieludzko. Naprężyłam każdy mięsień w swoim ciele i wrzasnęłam z wysiłku oraz gniewu jaki mnie ogarniał. Czułam palący ból naciągniętych do granic możliwości mięśni. Słyszałam trzeszczenie kajdanek i szum za szybą. Chwilę przed tym jakbym rozerwała kajdanki poczułam ukłucie w szyję. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to zastrzyk. Jego zawartość była jak jakaś substancja żrąca. Czułam jak rozchodzi się błyskawicznie po całym moim ciele i kolejno paraliżuje kolejne narządy i kończyny. Ból był niewyobrażalny. Ciało ogarnęły konwulsje i ostatnie co czułam to piana cieknąca mi z ust.
- A teraz zobaczmy jaki plan miał dla ciebie Odyn... - usłyszałam echo słów człowieka, który był mi kiedyś bliski jak brat. I którego zdrada była tak bolesna. Chwilę później poczułam jak serce przestaje uderzać mi w piersi.
"A więc tak wygląda koniec. Tak wygląda śmierć..." - pomyślałam. Przywołałam obraz moich przyjaciół, a właściwie rodziny jaką stali się dla mnie Avengers. Zawsze przygotowana na wszystko Natasha, sarkazstyczny Tony, skromny Bruce, ukochany zawsze gotowy się dla mnie poświęcić ojciec, szalenie odważny Thor, tak sprzeczny sam ze sobą Sam oraz Steve, którego już od jakiegoś czasu darzyłam emocjami, których nie potrafiłam nazwać. Teraz wiem, że zakochałam się w nim... Poczułam łzę spływającą po policzku zanim ostatnie tchnienie opuściło moje płuca i zapadła ciemność.

"W tym samym czasie"
Steve's POV

Poczułem nagły ból i pustkę gdzieś wewnątrz. Zarówno w myślach jak i w sercu. Złapałem się w miejscu serca, myśląc, że to zawał. Jednak w tym samym czasie usłyszałam, że reszcie zapiera dech. Przyklęknąłem na jedno kolano, by złapać powietrze i zagryźć zęby. Stało się coś okropnego... Czułem to.
- Nie... Nie proszę! - usłyszałem jak przez mgłę załamujący się głos Bartona. Spojrzałem w jego kierunku. Siedział na piętach przyciskając do ziemi pięści, na których oparł czoło. Skoro ja czułem tak silny ból, to co dopiero on... - Nie... Ona nie może przecież... Nie mogła zginąć... Nie mogła...
Rozejrzałem się po towarzyszach. Oni też to poczuli. Poczuli jak jej cząstka, którą kiedyś wszczepiła nam na naszą prośbę, opuszcza każdego z nas. Każdy z nas czuł pustkę, jaką po sobie zostawiła. Usłyszałem westchnięcie naszego wilka, który doskonale rozumiał, co musiało się stać. W jednej chwili doskoczyłem do niego i chwyciłem za fraki.
- Co z nią zrobiliście?! Gadaj! - krzyknąłem podnosząc go do góry. On uśmiechnął się smutno i pokręcił głową.
- Ona nie żyje... - odparł smutno. - Cholera! To nie miało się tak skończyć! - skrzywił się i szybciej niż byłem w stanie zareagować zgryzł coś, co wcześniej wziąłem za kamyk z rzemykowej bransoletki. Ze środka popłynęła substancja prosto do jego gardła.
- Nie! - zdążyłem krzyknąć, ale było już za późno. Doskonale znałem tę zagrywkę. Połykanie przez szpiega trucizny, gdy trafi w ręce wroga... On od początku miał nam mydlić oczy, byśmy nie dotarli do Leny na czas. Mężczyźnie zaczęła toczyć się piana z ust, a z oczu popłynęły krwiste łzy. Usłyszałem jak szepcze współrzędne geograficzne i kod do bunkra, zanim wyzionął ducha. Puściłem go, a jego ciało bezwładnie upadło na ziemię. Drżącym głosem powiedziałem najtrudniejsze słowa w swoim życiu:
- Lećmy odzyskać naszą małą dziewczynkę i zabrać ją do domu...

---------------------

Witajcie wszyscy, którzy zostali ze mną, pomimo ciszy jaka zapadła z mojej strony.

Oto najtrudniejszy rozdział, jaki przyszło mi napisać, lecz na pewno jeszcze nie ostatni.

Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was, mimo takiego zakończenia tej historii. Chociaż w sumie zakończenie ostateczne tej historii ukaże się dopiero w Epilogu, który postaram się specjalnie dla Was ukończyć i opublikować przed zakończeniem tego roku szkolnego.

Całuję Was gorąco!

Do przeczytania
~ szczepka ~

Wróg czy sojusznik [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz