Bestia

1.2K 100 10
                                    

Steve's

Po opuszczeniu pokoju Leny ruszyłem w kierunku sali konferencyjnej, w której chciał się ze mną spotkać Fury.
Minąłem kilka korytarzy i wsiadłem do windy. Szybko dojechałem na miejsce i przeszedłem do odpowiedniej sali.
Nick, Natasha i Sam już na mnie czekali. Gdy tylko przekroczyłem próg, rozmowa ucichła. Zmarszczyłem lekko brwi i popatrzyłem na nich kolejno.

- O co chodzi? - spytałem lekko rozdrażniony. Nie lubiłem, gdy ktoś próbował coś przede mną ukryć.
Milczenie przerwał Sam.

- Jak się czuje Lena?

- Dochodzi do siebie - odpowiedziałem wciąż czujnie. Nie wiedzieli, jak przekazać mi tę informację, więc zaczęli okrężną drogą. Znałem ten typ rozmów. - Możemy przejść już do sedna? Co się dzieje? Co próbujecie przede mną ukryć?

Wymienili między sobą spojrzenia. Nick już otwierał usta, gdy rozległ się alarm.

- UWAGA!!! Nieznana istota na poziomie szpitalnym. Powtarzam. Nieznana istota na poziomie szpitalnym!!! - usłyszeliśmy przez głośniki.

- Poziom szpitalny?! - zdenerwowała się Wdowa. - Przecież tam jest Lena!!!

- Kamery!!! - rzucił Fury w stronę najbliższego ekranu. Ekran zaczął śnieżyć. Dyrektor S.H.I.E.L.D. zaklął cicho. W tym momencie usłyszeliśmy donośne wycie. Zdawało się, że dochodzi z każdej strony. Po chwili usłyszeliśmy kolejne, dochodzące z zewnątrz budynku... a później kolejne. Każde różniło się od poprzedniego.

Rzuciłem się w stronę drzwi, jednak Natasha powstrzymała mnie, łapiąc za ramię. Bez słowa podała mi pistolet wyjęty z kabury przy pasie. Nick i Sam również sięgnęli po broń. Muszę przyznać, że nie wiedziałem o tym, że Sam używa innej broni, niż kostium sokoła.

Pamiętaj, że on kiedyś służył w armii - upomniałem się w duchu.

Ruszyliśmy biegiem w stronę schodów.

Lena's P.O.V.

Podniosłam się na łokciach i usiadłam najszybciej, jak mogłam w obecnym stanie. Drzwi zdawały się trzymać ostatkiem sił. Odczepiłam szybko wszystkie "kable" od ciała i opuściłam nogi na podłogę. Miałam zbyt mało czasu, by się stąd wydostać inną drogą niż drzwi, więc założyłam tylko resztę ubrań, jakie mi zostawiono. Na szczęście weszło mi w nawyk noszenie broni. Złapałam za pistolet dosłownie sekundę przed tym, jak drzwi puściły.
Podniosłam broń celując w - jak z początku myślałam - osobę, lecz to co zobaczyłam, w najmniejszym stopniu nie przypominało homo sapiens. Był to największy wilk, jakiego w życiu widziałam. Rozmiarami mógł rywalizować z koniem gorącokrwistym. Jego oczy zdawały się świecić na żółto. Co jak co, ale gdybym spotkała go w Halloween, pomyślałam, że to jest najlepszy kostium wilkołaka, jaki w życiu widziałam. Tylko, że to wcale nie jest Halloween, a ja nie jestem bezbronnym Czerwonym Kapturkiem.

Zwierzę podeszło do mnie kilka kroków, na co zareagowałam strzałem tuż przed jego łapami. Wilk warknął głośno. W tym momencie doszło mnie przeciągłe wycie z wnętrza korytarza.
Chwilę później do pokoju wpadł jakiś mężczyzna w kominiarce. Bez uprzedzenia postrzeliłam go w obie nogi, lecz on wyglądał, jakbym nic mu nie zrobiła. Rzucił się na mnie. Musiał ważyć przynajmniej sto kilo, bo poleciałam na podłogę jak szmaciana lalka. Próbowałam go z siebie zrzucić, lecz on przygwoździł mnie do podłogi. Nie wiem, kiedy w jego ręce pojawiła się jakaś chustka. Wiem za to, że cuchnęła niemiłosiernie. Skąd to wiem? Bo ten cholerny dziad próbował mnie nią udusić!!! Na dodatek opsypał mi twarz jakimś dziwnym proszkiem. Spróbowałam odrzucić go magią, ale coś ją blokowało. Zaklęłam w myślach i zaczęłam się rzucać. Nie miałam jednak żadnych szans z tym gościem. Nie minęło dużo czasu, zanim moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie byłam całkowicie nieprzytomna, ale obraz zamazywał się raz za razem, a ciemność próbowała mnie pochłonąć.
Ostatnie co pamiętam, to miękkie futro, na którym mnie położono.

------- W tym samym czasie ------
Baza Avengers

Clint's P.O.V.

- Że co się dzieje?! - wykrzyknąłem do komunikatora. - Gdzie jest moja córka?... Jak to na łóżku szpitalnym?! I mówisz mi o tym dopiero teraz?! Będę tam za kwadrans - rzuciłem i już biegłem w stronę windy, kiedy moje spojrzenie powędrowało w stronę pasa startowego. - No, może będę tam w pięć minut - mruknąłem i ruszyłem szybko do samolotu.

Wróg czy sojusznik [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz