Park cz. I

1.4K 108 15
                                    

- Alex... - szepnęłam i zakryłam twarz dłońmi. Wciąż siedziałam na ziemi po zderzeniu się ze Steve'em. Chłopcy z początku stali nade mną, lecz po około dwóch minutach Sam chwycił za telefon i zadzwonił do Avengers Tower po transport dla nas. Steve przez cały ten czas klęczał przy mnie i obejmował mnie ramionami.

- Kim jest Alex? - spytał po licznych próbach uspokojenia mnie.

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, więc chwyciłam go za rękę i pokazałam wspomnienia z nim związane. Czułam, jak się spina i wstrzymuje oddech.

- Buck... - szepnął. Jego wzrok stał się nieobecny, zupełnie jakby jego umysł przejęły wspomnienia. Po chwili spojrzał na mnie z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. - Skąd go znasz? Gdzie? Kiedy? - wyrzucał słowo za słowem. - Przecież on zginął!

Teraz to ja stałam się osobą, która uspokajała drugą. Czułam, jak jego  serce bije z szybkością tętentu konia w galopie. Odwróciłam się do niego i zamknęłam w mocnym uścisku. Wtedy zobaczyłam jego wspomnienia. Najpierw zanim stał się Kapitanem Ameryką. Wojsko i ich wszystkie procedury. Jak odrzucano go raz za razem. Jak dostał szansę. Później kampanie i pierwsze misje. Jak odbił innych żołnierzy. Jak wraz z Alexem... znaczy Buckym leciał samolotem i...
Czułam, jak łza spływa mi po policzku, gdy ujrzałam, jak spadają do wody. To było przerażające.

- Tak mi przykro Steve - szepnęłam. - Tak strasznie mi przykro - powiedziałam ledwo słyszalnie i przytuliłam go najmocniej, jak potrafiłam. Odwzajemnił uścisk tak, że prawie straciłam oddech, lecz nic nie powiedziałam. Wiedziałam, jak bardzo potrzebował teraz bliskości innej osoby. Zupełnie jak ja, kiedy zginęła moja mama. Po kilku minutach Steve uspokoił się i poluzował żelazny uścisk. Wzięłam głęboki, lekko świszczący wdech. Zauważył to i od razu zaczął przepraszać. W odpowiedzi chwyciłam go za ramię i przesłałam kilka uspokajających wspomnień. Czułam jak jego ciało się rozluźnia, a oddech uspokaja.

- Dziękuję - powiedział cicho. Skinęłam głową i zaczęłam się powoli podnosić. Zachwiałam się jednak i po raz kolejny poczułam uderzenie mojego średnio zgrabnego tyłka o ziemię.

"Super, jakbym nie miała innych rzeczy do roboty, jak tylko padać co chwilę na ziemię..."

Steve w tym czasie podniósł się i pomógł mi. W jego oku błysnął jakiś płomyk, którego u niego nigdy wcześniej nie wiedziałam. Biło z nich ciepło i coś, czego nie potrafiłam rozszyfrować.

Spojrzałam na Sama i pomyślałam o ostatnich tygodniach. Z idealnej pary staliśmy się prawie obcy. Co chwila się o coś kłuciliśmy i darliśmy ze sobą koty. Nie powiem, że tego chciałam, lecz miałam wrażenie, że już do siebie nie należeliśmy. On myślał podobnie. Nawet przyjął to dość spokojnie, kiedy o tym rozmawialiśmy. Teoretycznie jeszcze nie jesteśmy po zerwaniu, ale wszystko do tego zmierza. Oboje to wiemy i rozumiemy, że tak będzie najlepiej.

Spuściliśmy wzrok w tym samym momencie. Byliśmy niedaleko wyjścia na ulicę.  Usłyszałam cichy warkot silnika. W jednej chwili rozpoznałam w nim mój prezent urodzinowy od Tony'ego. Czarne Lamborghini najnowszej generacji z kuloodpornymi oknami i całą resztą. Nie można zapomnieć o wszelkich gadżetach, które wgrał mi Stark. Krótko mówiąc, jest to jedno z najdroższych aut na świecie oraz pancerne jak czołg (nie mogło obyć się bez wciśnięcia w niego miniaturowego magazynu broni - pomysł tatusia).

Ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę maszyny, kiedy dobiegły nas odgłosy wystrzałów. W ostatniej chwili podniosłam tarczę i ochroniłam nas przed gradem pocisków. Wypuściłam kilka kul ogłuszających w stronę, z których padły strzały. Usłyszałam kilka przekleństw po rosyjsku.
W jednej chwili poczułam uderzenie potężnym pociskiem ogłuszającym. Nie byłam przygotowana na tego typu kaliber. Siła, z jaką mnie odrzuciło, była naprawdę oszałamiająca. W ostatnim momencie złapał mnie Steve. Wypuściłam Vitaego i rzuciłam szybki rozkaz zarówno jemu, jak i komputerowi w samochodzie, który po chwili pojawił się koło nas. Podniosłam kolejną - tym razem silniejszą i dodatkowo przeciw armatnią - tarczę, tuż przed kolejnym uderzeniem. Drzwi pojazdu stanęły otworem i już po chwili jechaliśmy z niedozwoloną prędkością przez miasto, by z poślizgiem wjechać na parking w bazie S.H.I.E.L.D.

Wróg czy sojusznik [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz