Wychodząc z jednostki nigdzie nie widziałam Steve'a. Zdziwił mnie fakt, że w środku też go nigdzie nie było. A być może wrócił już dawno do domu. Mam tylko ogromną nadzieję, że w końcu się zakwalifikował do przyjęcia. Stara się o to od zbyt długiego czasu i zbyt dużo razy go odrzucali. Ciekawe jakby to zniósł tym razem, bo w jednostce był już znany jako mężczyzna o wielu nazwiskach. Steve każdego tygodnia starał się podawać inne dane osobowe oraz wyglądać jak inna osoba by postarać się o przyjęcie; ale każdy głupi wie, że to nierozsądne. Spoglądając na zegarek, na którym widniała godzina 11:30 stwierdziłam, że warto się przejść do domu pieszo, skoro pogoda dopisuje. Wczesny początek wiosny był jednym z lepszych momentów w roku podczas, których czułam się naprawdę lekko. Ciepłe promienie słońca otulające twarz, delikatny wiatr rozwiewający włosy i cudowny zapach placków jabłkowych praktycznie przy każdym malowniczym domku. Są miejsca, w których naprawdę idzie się zakochać, wyglądają jak żywcem wyciągnięte z Europejskich snów. Przed wojną wraz ze Steve'm bardzo lubowaliśmy latać na krótkie wakacje do Florencji, bo krajobraz wokół był zawsze taki spokojny i kolorowy. Zakochałam się w tamtejszej architekturze oraz zieleni, spędzaliśmy długie godziny wśród kwiecistych alejek. Idąc rozmarzona ulicami Nowego Jorku minęłam jedną ślepą uliczkę, znajdującą się za pobliską cukiernią starego Josefa. Słysząc jęki oraz przekleństwa, postanowiłam zawrócić. Widok, który ujrzałam ani trochę mnie nie zdziwił. W zaułku był nie kto inny, jak mój brat bijący się z silniejszym i większym od siebie mężczyzną. Dzień z życia Steve'a Rogersa, można to nazwać codziennością. Słabszy posturą chłopak zawsze staje się celem dla tutejszych osiłków.
Lecz za każdym razem pada na Steve'a, gdyż ten nigdy nie umie ugryźć się w język.- Cholera - zaklęłam pod nosem, postanawiając powstrzymać napastnika - Przepraszam, nie ma Pan nic innego do roboty, jak bicie cywilów w zaułku? Naprawdę aż tak nisko upadła Pańska duma? - zwróciłam mu uwagę.
Mężczyzna puszczając kołnierz Steve'a, odwrócił się w moją stronę, mierząc przenikliwie od dołu do góry, splunął niedaleko mnie.
- No proszę, proszę, będzie mnie pouczać kobieta w mundurze? Sądzisz, że przez ten frak masz większe przywileje? Nie wtrącaj się Paniusiu, bo Tobie też się oberwie. Ale w gorszy sposób niż Twojemu koleżce - uśmiechnął się łobuzersko, gładząc dłonią po moim policzku.
- Zostaw ją! - krzyknął Steve, uderzając w mężczyznę wiekiem od kosza, które najwyraźniej było jego tarczą. Słabą, ale wciąż tarczą.
Gdy ten podenerwowany złapał ponownie Steve'a za kurtkę i wymierzył w jego twarz mocny cios pięścią, zerwałam się z miejsca i łapiąc za jego nadgarstek, wykręciłam mu rękę w przeciwnym kierunku. Mężczyzna wyjąc z bólu z całej siły odepchnął mnie, prosto na ceglaną ścianę. Czując ból i bezradność, była w stanie jedynie obejrzeć się za siebie. Ujrzałam tam postać, która energicznym krokiem zmierzała w naszym kierunku.
- Ładnie to tak postępować z damą? - rzekł czyjś głos, tuż za mną.
Do zaułka przyszedł najlepszy przyjaciel Steve'a, sierżant James Buchanan Barnes. Choć dla przyjaciół był po prostu Bucky'm.
- Zmierz się z równym sobie - dodał, podnosząc podbródek do góry.
Buck podchodząc do osiłka szarpnął go za kubrak i zadając kilka silnych ciosów w twarz, zmusił poturbowanego mężczyznę do ucieczki.
- Steve! - podnosząc się z ziemi, szybko podbiegłam do brata.
- Wszystko w porządku, Hedy - odparł Steve, przecierając krew z warg.
Bucky pomógł Steve'owi wstać, wyciągając w jego stronę dłoń.
Mozolnym krokiem ruszyliśmy w stronę naszego mieszkania.
Zatrzymując się otrzepałam mundur, po czym błyskawicznie dorównałam kroku chłopakom.
CZYTASZ
Lost Everything // Bucky Barnes
Fanfiction❝Za maską, twarz cierpi z samotności.❞ © 2017 nixsia; fanfiction with James "Bucky" Barnes / Captain America (Marvel)