Było już dość późno, około godziny 22:00, z tego co się orientuje. Dzisiaj wyjątkowo musiałam zostać dłużej w jednostce ze względu na papierkową robotę, którą ponownie powierzyła mi Peggy. Opierając głowę o biurko, przymknęłam na chwilę ociężałe powieki.
Ogień otulał spaloną trawę na polanie. Było dość cicho. Żadnych szmerów, ani wrzasków. Jedynie pojedyncze strzały oddawane gdzieś w oddali. Mężczyzna leżał po środku pola minowego.
Czując dziwne uczucie, które pchało mnie do niego, ruszyłam. Poruszałam się powoli, omijając każdy skrawek ziemi, aby nie nadepnąć na ową niespodziankę. Mężczyzna leżał na boku. Jego twarz była zasłonięta czapką, a zielony niegdyś mundur stał się cały zakrwawiony. Sprawnym ruchem ręki, pozbyłam się jego nakrycia głowy. Ujrzałam pod nią twarz tego, o którego tak bardzo się bałam.- Bucky! - wykrzyczałam na cały głos, wybudzając się ze snu.
Do namiotu momentalnie wbiegł przestraszony Stark, który od razu przygarnął mnie w swe silne ramiona.
- Hedy, moja droga! Już dobrze, jestem tutaj - mówił spokojnym tonem.
Nie wiem jakim cudem, ale jego głos był dla mnie tak bardzo kojący. Słysząc obojętne jakie słowo, które padało z jego ust było dla mnie jak lek na uspokojenie. Opierając dłonie na jego ramionach, wtuliłam się mocniej.
- Śnił mi się - wydukałam, starając się zatrzymać napływające łzy - Jak każdej nocy, ciągle to samo. Spalone pole, strzały, miny i on pomiędzy nimi. Ukryta pod nakryciem głowy, twarz. Poturbowana i postrzelona w niektórych miejscach. A mundur? Cały we krwi. Ja... - urwałam, czując jak Stark przykłada swoją dłoń do moich ust.
- Nie myśl o tym Hedy. To nie jest dobry moment na rozpamiętywanie snów. Im bardziej będziesz sobie o nich przypominać, tym częściej będziesz to przeżywać - wytłumaczył, unosząc mój podbródek, tak bym spojrzała prosto w jego oczy.
- Stark ja...Ja nie potra... - ponownie urwałam, widząc jak nasze wargi łączą się w delikatnym pocałunku. Nie chciałam psuć chwili, bo szczerze powiedziawszy było mi bardzo przyjemnie.
Tak naprawdę, nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam. Lecz momentalnie przeszła mi przez głowę, myśl o Bucky'm i to co by sobie pomyślał, widząc mnie całującą się z Howardem. Łapiąc za rogi jego koszuli, odsunęłam mężczyznę od siebie. Delikatnie przetarłam dłonią mokre usta, po czym jak gdyby nigdy nic, wróciłam do swoich obowiązków. Zerkając potajemnie za siebie, dostrzegłam Starka, który z grymasem na twarzy wychodzi z namiotu. Westchnęłam ciężko, grzebiąc wśród sterty papierów. Po paru minutach błądzenia wśród akt, natknęłam się na beżową teczkę z czerwoną pieczątką Tarczy. Czyżby Peggy się pomyliła i zapomniała przejrzeć papiery? Bez wahania otworzyłam teczkę, wysuwając zawartość na biurko. To co tam ujrzałam, zmusiło mnie do ugryzienia się w wewnętrzną stronę dłoni. Byłam wstrząśnięta. Phillips przez cały ten czas ukrywał przychodzące listy z angielskiego frontu. Na tyle teczki leżało niewielkie zdjęcie Jamesa, takiego go zapamiętałam przed wyjazdem. Ubranego w galowy mundur z tym swoim zdziwieniem na twarzy, którego nigdy nie umie się pozbyć. Czując napływ całej masy emocji zgniatających mnie od środka, chwyciłam za zdjęcie i przypięłam je na pierwszej stronie teczki, wycierając jednocześnie skrawkiem koszuli wilgotne policzki.

Słysząc kroki zbliżające się do mojego obecnego miejsca pracy, zamknęłam teczkę chowając ją w szufladzie pod biurkiem. Widząc Peggy stojącą z złożonymi rękami na biodrach, odetchnęłam z ulgą.
- Uhh, to tylko Ty, już myślałam, że ponownie odwiedzi mnie Phillips - prychnęłam cicho, nie odrywając wzroku od papierów.
Chciałam pokazać jak dzięki niej się wspaniale bawię. Najlepsza praca jaką można wykonywać w jednostce wojskowej jest przecież papierkowa robota.
CZYTASZ
Lost Everything // Bucky Barnes
Fanfic❝Za maską, twarz cierpi z samotności.❞ © 2017 nixsia; fanfiction with James "Bucky" Barnes / Captain America (Marvel)