Maska

1K 95 33
                                    

Część 9

Byłam dostatecznie blisko by zauważyć, że ich ubrania oraz bronie są przybrudzone krwią. Lepiej być nie mogło. W środku nocy zgubiłam się w lesie i w dodatku wpadłam na trójkę morderców. Jeden z nich zaczął się do mnie zbliżać. Nie mogłam zrobić nic innego, niż uciekać.

Chyba nie jestem dobra w uciekaniu. Biegłam ile sił w nogach, ale drzewa cały czas wyglądały znajomo... Nie mogłam już znieść tego, że się zgubiłam i zatrzymałam się by się rozejrzeć. Ich nigdzie nie było, na szczęście. Udało mi się uciec trzem uzbrojonym, profesjonalnym mordercom. Mogę to wpisać do CV, kto by nie zatrudnił takiej osoby? Ale na razie pracy nie potrzebuje, dobrze mi się żyje u Berny i Florenta. Teraz jedyne czego chcę, to wyjść z tego lasu. A wydaje mi się, że już piąty raz mijam to drzewo, z wyciętym, przekreślonym kółkiem. Znam ten znak. To ten tego... Znak proxies Slenderman'a, czy jakoś tak. O Boże... Jesteśmy w lesie Slenderman'a. Chwila, jakie "jesteśmy?" Poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam się. Za mną stał... Chwila, jak mu było? Trzeba było uważniej słuchać Ali, kiedy mi opowiadała. Wolałabym chyba znać nazwę osoby, która mnie pozbawi życia. Co ja mówię? Nikt nie ma prawa, bez mojej zgody pozbawiać mnie życia! Chociaż zgaduję, że oni o zgodę się pytać nie będą. No bo kurcze jak by to wyglądało?
- Cześć, mogę cię zabić?
- Nie mam nastroju...
- Aha, to może później.
No ludzie, czego ja się naćpałam. Tak w ogóle, to o czym ja myślę? Powinnam raczej się zastanawiać jak im zwiać, a nie myśleć o jakiś głupotach. Eh... Cała ja, nie potrafię zachowywać się adekwatnie do sytuacji. A może to tak strach na mnie działa?

Przyjrzałam się tej osobie. Wyglądała znajomo. W końcu Aurelia mi wczoraj o niej czytała, nie? Ale czułam, że kojarzę ją z czegoś więcej niż z opowieści Ali. Był już niebezpiecznie blisko. Za nim stała tamta dwójka. Jednemu z nich.. O, przypomniałam sobie! Ticci Toby'emu, mignęło światło księżyca w goglach. Ukryte za nimi oczy były szeroko otwarte w zdziwieniu. Kiedyś już widziałam te oczy, tak samo rozszerzone i za tymi samymi szkiełkami gogli. Przypomniało mi się coś. Jakieś wspomnienie, z czasów zanim obudziłam się w rzece. Spotkałam Ticci Toby'ego w parku. Był tak samo jak teraz zdziwiony mym widokiem. Czemu wszyscy się tak mną dziwią? Popatrzyłam na swoje zielone pasemka włosów. A no tak.. Już rozumiem.

- Patrycja.. - Odezwał się chłopak w białej masce. Chyba Masky. Kiepską sobie ksywkę wymyślił. Ale co ja będę psychopatów oceniać.

Obejrzałam się za siebie. Czy to drzewo za mną nazywa się Patrycja? Gadanie do drzew jako tako chyba jest normalne, w porównaniu z mordowaniem. Odwróciłam się z powrotem w stronę morderców i wskazałam palcem na siebie.

- Że ja? - Zapytałam. Chyba mnie wcześniejsi rodzice nie kochali, że mi dali tak na imię. Arleta lepsze. Chyba. W sumie to sama nie wiem.

- Tak, ty. - Masky mnie przytulił. Morderca mnie przytulił. No chyba, że próbuje mnie udusić, tyle że ma za mało siły.

- Yyy... Co ty robisz? - Łuhuhu, jestem z mordercą na "ty". Nie wiem czy się śmiać czy płakać. No ale w sumie, to miałabym do niego mówić "panie Masky"? On jest w moim wieku. Przynajmniej na tyle wygląda. Okej, Arleta, Patrycja czy kim tam jestem, ogarnij się, to nie jest odpowiedni czas na żartowanie. Ale jakby nie patrzeć, moja sytuacja jest przezabawna.

- Jak to co robię? - Odsunął się ode mnie. I bardzo dobrze! Gdyby się jeszcze odsunął na jakieś dwa-trzy metry... Ewentualnie dwa kilometry.

Patrzyłam na nich. Rozmawiam z nimi już jakieś dwie minuty i jeszcze żyję! To moje największe osiągnięcie życiowe. Wszyscy patrzyli się na mnie. Jak oni zabawnie wyglądali. Ja pewnie tak samo. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Jaka ja jestem głupia.

- Co cię tak śmieszy? - Toby dalej starał się zrozumieć o co chodzi.

- Po pierwsze: Twoja mina, po drugie: To, że jeszcze żyję. - Śmiej się dalej Arleto, śmiej się, to skończysz z siekierą w brzuchu. Cóż, przynajmniej moja śmierć będzie zabawna.

- Ona chyba nas nie pamięta.- Toby podszedł do Masky'ego i szepnął do niego.

- No brawo geniuszu. - Masky odepchnął go dłonią. - No hej, przypomnij sobie. - Ściągnął swoją maskę i mi ją podał.

Patrzyłam to na niego, to na maskę. Hoodie i Toby również pokazali swoje twarze. Nic sobie nie przypomniałam, ale przynajmniej spoważniałam.

-Y-y, nic nie pamiętam. - Pokręciłam głową i wyciągnęłam dłoń z maską przed siebie, by oddać ją Masky'emu, który na moje słowa spuścił głowę.

Nagle usłyszałam czyjeś szybkie kroki, ktoś tu biegł. Spojrzałam w stronę dźwięku. Oślepiło mnie światło latarki. Przymrużyłam oczy i zauważyłam machającą do mnie Aurelię. Odmachałam jej i się uśmiechnęłam.

- Kto to? - Zapytał Masky, również patrząc na Ali.

- Aurelia. Jak ona tu dobiegnie to wytuli was na śmierć. - Powiedziałam nie przerywając uśmiechania się.

Kiedy Ali była na tyle blisko, by zauważyć, że mam towarzystwo, aż podskoczyła z radości. Toby, Masky i Hoodie czym prędzej odbiegli, zostawiając mnie z maską w ręce. Pomachałam im na pożegnanie.

- Pozdrówcie ode mnie Jeff'a! - Krzyknęłam.

Aurelia w rozbiegu wpadła na mnie i wylądowałyśmy na chłodnej ściółce.

- Uciekli? - Zapytała smutno, kiedy zobaczyła, że Proxies uciekli.

- Niestety, a gdzie Kasjan? - Popatrzyłam na znikające wśród drzew sylwetki.

- Biegł tuż za mną. - Wskazała za siebie, ale nikogo tam nie było.

- Albo masz jakieś urojenia, albo... - Nie zdążyłam dokończyć, bo po całym lesie rozległ się okropny, gardłowy wrzask.

Amnezja | Tajemnicze Morderstwa 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz