Pukanie

858 77 17
                                    

Część 22

Pukanie? Tak, na pewno coś pukało. Cicho, ale słyszalnie. Może to tylko myszy albo inne gryzonie? Nie... To pukanie na pewno było zamierzone i miało na celu zwrócenie naszej uwagi. A może to one się przed nami ukrywają? Chociaż.. To nie miało by sensu. Po pierwsze: Skąd miały wiedzieć, że przyjdziemy je tu zabić? A po drugie: Skoro już się ukryły, to po co pukają zdradzając swoje położenie? Całkowicie bez sensu.

Pukanie nie ustawało, a nawet zdawało mi się, że się nasilało. Popatrzyłem na znudzonego Toby'ego. Albo tego nie słyszał, albo nic sobie z tego nie robił. Hoodie natomiast chodził od drzwi do drzwi i nasłuchiwał. W końcu zatrzymał się przy jednych i dokładnie je obejrzał.

- T-też to s-słyszycie? - Zapytał, opierając się rękoma o drzwi.

- To pukanie? - Odezwałem się i wstałem by podejść do brata.

- Yhym, t-to chyba s-stąd. - Uderzył pięścią krótko dwa razy w drzwi.

- Zamknięte. - Stwierdziłem po naciśnięciu klamki.

- Dla nas nic nie jest do końca zamknięte. - Ożywił się Toby, gestem dłoni kazał nam odsunąć się od drzwi, a następnie rąbnął w nie jedną z swoich siekier, robiąc w drzwiach niemałą dziurę.

Powtórzył to jeszcze kilka razy, po czym kopnął w drzwi, a raczej w to co z nich zostało. Resztki drewna wypadły z zawiasów, a nam ukazały się schody prowadzące na dół, do piwnicy.

Bez zastanowienia zacząłem schodzić na dół. Dopiero po chwili uznałem, że przydało by się jakieś światło. Wróciłem się parę schodków i nacisnąłem włącznik. Rozległo się głuche kliknięcie, ale ciągle było ciemno. Kliknąłem jeszcze raz... I jeszcze kilka razy, ale nic się nie działo.

- Prądu nie ma czy co? - Mruknąłem do siebie.

- Tim! - Usłyszałem swoje imię.

- Hm? - Popatrzyłem na Hoodie'go, który trzymał w dłoni latarkę.

- Łap! - Wykrzyknął i rzucił latarką.

- Dzięki! - Odpowiedziałem, kiedy złapałem przedmiot.

Z włączoną latarką było o wiele lepiej. Usłyszałem kroki schodzących za mną Brian'a i Toby'ego. Czemu zawsze ja idę na przodzie? Chociaż na przodzie zawsze stoją dowódcy, a mi ta rola nie przeszkadza. Ta.. Jeszcze żeby się mnie słuchali, to by była idealna posada. Przyznaję, lubię się rządzić, ale kto nie lubi?

Na samym dole był kolejny włącznik. Tym razem działał. Lampy mrugnęły kilka razy, nieco oślepiając mnie i moich towarzyszy, a następnie już normalnie świeciły, pozwalając nam rozejrzeć się po pomieszczeniu.

Znajdowaliśmy się w małym pokoju, jakimś korytarzyku. Można by klaustrofobii dostać. Ściany były ceglane i puste, oprócz drewnianych drzwi po obu stronach. Oby dwa były zamknięte. Zza jednych wydobywały się głośne dźwięki. Pukanie przemieniło się dosłownie w walenie i przyłączył się do tego odgłos tłuczonego szkła. Dało się też słyszeć jakiś cichy, niezrozumiały bełkot. Prawdopodobnie były to słowa po innym języku. Podszedłem do tych drzwi i lekko zestresowany nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się z przeraźliwym piskiem. W tym momencie odgłosy zza drzwi ucichły. Skierowałem światło latarki na zaciemniony pokój. Nikogo ani niczego tam nie było. W powietrzu unosił się zapach alkoholu, a na podłodze leżały drobne kawłki szkła. Byłem zdezorientowany, skąd się brały te dźwięki? A drugie drzwi? Podszedłem do nich. Toby i Hoodie odrazu znaleźli się za mną i wpatrywali się w drzwi, które miałem zamiar otworzyć. Nacisnąłem na klamkę.

- Dzień dobry! - Włosy stanęły mi dęba na karku, kiedy niespodziewanie rozległ się rozbawiony głos. Wydawało by się, że jest gdzieś tuż nade mną...

Błyskawicznie skierowałem latarkę nad siebie i popatrzyłem na sufit. Właścicielem głosu był chłopak w czarno-białej, uśmiechniętej masce.

- Eh... Dzień dobry, KageKao. - Rozpoznałem w nim swojego dawnego kolegę.

- Kekeke... Dzięki, za wypuszczenie mnie stamtąd. - KageKao wrócił na podłogę.

- Nie ma sprawy, ale co ty tutaj robisz? - Odpowiedział za mnie Toby.

- A co wy tu robicie? - Zapytał zakładając rękę na rękę i się roześmiał. Wkurza mnie czasami takim zachowaniem.

- Czekamy na taką jedną... - Przewróciłem oczami. Pierwszy raz czekam na ofiarę.

- Zielonowłosa taka? - KageKao gestem pokazał dwa kucyki po bokach głowy.

- Dokładnie, wiesz gdzie jest? - Toby szturchnął KageKao w ramię.

- Wyszła. - Znowu po pomieszczeniu rozległ się śmiech KageKao.

- Tyle to już wiemy... Dobra, ale co tu robiłeś? - Wtrąciłem się.

- Wina szukałem, oczywiście! Ale oni tutaj nie mają nic dobrego. - Popatrzył z obrzydzeniem na butelkę, którą trzymał w dłoni. - I utknąłem tam, bo drzwi się zatrzasnęły.

- Ile tam siedziałeś? - Niezbyt mnie to interesowało, ale chciałem podtrzymać rozmowę.

- Dzień? Dwa? Tydzień? Bo ja wiem, trudno się połapać. - Wzruszył ramionami.

Wróciliśmy wszyscy razem na górę. Chciałem grzecznie namówić KageKao, by wrócił do rezydencji, ale on uznał, że chce nam pomóc. Pomoc nie była nam potrzebna, ale nie chciało mi się dłużej dyskutować.

Siedzieliśmy na kanapie w salonie i graliśmy w statki. Ja z Toby'm, Hoodie z KageKao. Nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, że to ja wygram. Ale z nudów i tak nie miałem co innego robić.

Zatopiłem właśnie trzeci statek Toby'ego, kiedy usłyszeliśmy zgrzytanie klucza w zamku. Wróciła.

----------------------------------------------------------
★Polsat zmartwychwstał★

Amnezja | Tajemnicze Morderstwa 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz