Monstrum

918 95 19
                                    

Część 10

To był najgorszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałam, a w dodatku wydawało się, że źródło tego dźwięku znajdowało się niedaleko nas. Byłyśmy tak przerażone, że nie mogłyśmy się ruszyć. Aurelia nerwowo przyśpieszyła oddech.

- Myślisz, że to był.. - Jej oczy się zeszkliły.

- Myślę, że powinnaś ze mnie zejść. - Już robiło mi się niewygodnie na tej ściółce.

- Jasne... - Ali wstała, a następnie pomogła mi podnieść się z ziemi.

Patrzyłyśmy chwilę na siebie. Nie miałam pojęcia co robić. A jeśli serio to był krzyk Kasjana i coś mu się stało? Długo nie myślałam, ponownie rozległ się okropny wrzask. Aurelia czym prędzej zaczęła biec w stronę dźwięku. Chciałam jej powiedzieć, że to niebezpieczne, ale wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha. Ścisnęłam mocniej maskę w dłoni i pobiegłam za nią.

Bieganie na oślep po lesie nie należy do najfajnieszych czynności. Wpakowałam się w jakieś gałązki, które podrapały mi twarz. We włosach miałam pajęczyny, liście, a nawet chyba pająka. Nigdy więcej nie pobiegnę do lasu o trzeciej w nocy, by szukać Aurelii. Ba, nigdy nie pozwolę jej iść w nocy do lasu. Przywiążę ją do krzesła i zakażę gdziekolwiek wychodzić.

Biegłyśmy kilka minut. Dziwne, wydawało mi się, że powinno to być nieco bliżej, jednak po drodze nie znalazłyśmy nic niepokojącego. Dostawałam już zaduszki, więc pociągnęłam Aurelię za rękaw, byśmy się zatrzymały. Ale ona z wściekłością w oczach powiedziała, że nie spocznie póki nie znajdzie Kasjana. Nigdy nie zrozumiem zakochanych ludzi. Truchtałam dalej za Ali, która ciągnęła mnie za rękę. Tyle determinacji w niej jeszcze nie widziałam. Ciągle miała nadzieję, że znajdzie tego swojego chłoptasia żywego. Jeżeli się tak darł, to chyba nie dla tego, że nawoływał nosorożce, co nie? Musiało mu się coś stać. Jestem okropna, mój przyjaciel, chłopak mojej najlepszej przyjaciółki umarł, a ja sobie z tego żartuję. Gdzie się podziała moja empatia?

Nudziło mnie to bieganie. Popatrzyłam na białą maskę. Będę miała na pamiątkę. Uśmiechnęłam się. Trochę nie wygodnie się ją trzymało w dłoni. Założyłam ją sobie na głowę, nie na twarz. Tak o wiele lepiej, z dwiema wolnymi rękoma mogłam szybciej biec, chociaż nie za bardzo mi się chciało. W końcu to chłopak Ali, nie mój. Ale Aurelia jeszcze mocniej pociągnęła mnie za rękę.

- Widzę go! - Krzyknęła i przyśpieszyła na tyle ile mogła.

- Co? - Nie za wiele zrozumiałam z tego jej pisku.

Aurelia puściła moją rękę i pobiegła do swojego chłopaka. A raczej do resztek tego, co zostało z jej chłopaka. Aurelia wybuchła płaczem. Obudziło się we mnie trochę współczucia. Przykucnęłam przy niej i objełam ją ramieniem. Jednocześnie przyglądałam się roszarpanemu ciału Kasjana. Kim, a raczej czym, trzeba być by zrobić coś takiego? Wyglądał, jakby został podapany przez koty. Dzikie koty. Z pazurami o szerokości pięciu centymetrów. Równie dobrze to mógł być jakiś inny chłopak. Z jego twarzy nie zostało praktycznie nic.

- Ali, a może to wcale nie on...? - Próbowałam ją jakoś pocieszyć. Od tej jego płaczu już mnie bębenki bolały.

Aurelia podniosła obszarpaną rękę chłopaka. Na nadgarstku zwisały resztki zielonej bandanki, którą Kasjan dostał od Ali. Teraz już nie mam żadnej wątpliwości, że to Kasjan. Chciałam powiedzieć Ali, że urządzimy mu przynajmniej piękny pogrzeb, ale w porę ugryzłam się w język. Co jak co, ale ludzi to ja pocieszać nie umiem.

Oprócz szlochu Aurelii, w lesie było cicho. Od czasu do czasu jakiś ptak zagwizdał, ale tak to nie było słychać nic. Spojrzałam w niebo nad nami. Zaczynało się robić już jasno. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Już prawie piąta. Błakamy się po tym lesie już około dwie godziny, a zgaduję, że droga powrotna zajmie nam mniej więcej tyle samo. Bo przecież najpierw musimy tą drogę powrotną znaleźć. Chociaż patrząc na Aurelię, czułam, że jeszcze długo zostaniemy przy tych zwłokach. Jakby nasza obecność tutaj miała go ożywić.

- Ali, serio, powinnyśmy wracać. - Wstałam i wyciągnęłam do Aurelii rękę, by pomóc jej wstać.

Ocierając łzy powoli wstała. Popatrzyła na mnie. Jej oczy były zaczerwienione. Uśmiechnęłam się, by troszkę ją pocieszyć. Próbowała również się uśmiechnąć, ale na jej twarzy pojawiło się zdziwienie zmieszane ze strachem. Usłyszałam dyszenie za sobą. Odwróciłam się i spojrzałam na te przerażające, skulone monstrum. Znam go. To był Rake.

Amnezja | Tajemnicze Morderstwa 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz