Droga

852 81 29
                                    

Część 31

Czyli to tutaj leży Arleta... Dziwne to uczucie, patrzeć na swój własny grób. Jeszcze dziwniejsze jest to, że tak blisko mnie żyła dziewczyna, która wyglądała prawie dokładnie jak ja. Co się stało, że jej już teraz nie ma? Wiem co zrobiła, ale po co? Przez ten czas, który byłam nią, nie mogłam narzekać. Cudowny dom i rodzina, wspaniali znajomi... Co się stało?

- Musimy tutaj siedzieć? - Zapytałam nie spuszczając wzroku z nagrobka. Mam dziwne uczucie, jakby to było przeze mnie.

- A co? Nie podoba ci się tutaj? Przedtem to było twoje ulubione miejsce. - Popatrzył w niebo i się rozmarzył.

- Groby źle mi się kojarzą. - Wstałam i otrzepałam spodnie ze ściółki.

- Tobie się wszystko źle kojarzy. - Uśmiechnął się do mnie.

- Taka już jestem. - Odpowiedziałam i skierowałam się na drogę powrotną.

- Czekaj! Nie chcesz zobaczyć swojego starego domu? - Złapał mnie za kostkę, przez co omało się nie wywaliłam.

- Nie. - Powiedziałam stanowczo.

- Nie? Myślałem... - Był lekko zasmucony moją reakcją.

- Coś ci nie wychodzi to myślenie. - Przerwałam mu. Nie mam czasu na pogaduszki z nim, muszę sprawdzić co u Adrii.

Zaczęłam trzęść nogą aby mnie puścił. Poczekałam aż wstanie i ruszyliśmy do rezydencji. Tim'owi raczej już polepszył się humor, mi niekoniecznie. Szłam z obrażoną miną. Jak mogę tak poprostu przebywać w pobliżu mordercy? Nie to, że się boję, nie ma przy sobie broni, a ja mam, nic mi się nie stanie, ale odczuwałam do nich kiedyś nienawiść i obrzydzenie, a teraz? Teraz zachowuję się tak, jakby to był mój dobry kolega.

- Dlaczego to robisz? - Zapytałam bezbarwnym głosem.

- Co robię? - Zapytał zdziwiony.

- Mordujesz niewinnych ludzi. - Z całej siły starałam się nie płakać. Przypomniała mi się śmierć Berny i Florentego.

- Takie mam rozkazy. - Westchnął.

- To się ich nie słuchaj. - Zaczynałam być zdenerwowana.

- To nie takie proste. - Nic, nic kuźwa oprócz linijek nie jest proste. Niech moje życie będzie linijką.

- Aha. - Odparłam.

- Tak bardzo ci to przeszkadza? - Znowu go zasmuciłam. Jak ja lubię psuć ludziom humor.

- Zgadnij. - Nie wiedziałam już, czy tylko udaję obrażoną, czy serio jestem obrażona.

- Bardzo... Zgadłem? - Pierwsze słowo ledwo wyszeptał.

- Zgadłeś, wygrałeś kredki. - Prychnęłam.

- Wolałbym sernik. - Rozmowa znowu przerzuciła się na mniej poważne tematy.

- Fuj. - Moje usta same odpowiadały. Całym umysłem wysilałam wzrok, by dostrzec światła rezydencji.

- Jest dobry. - Wzruszył ramionami.

- Jak można jeść ciasto z sera? - Zmarszczyłam brwi.

- Widelcem. - Odpowiedział. Bardzo zabawne.

Postanowiłam już nic nie mówić. Nie mam nastroju, a zresztą mam ważniejszą rzecz do zrobienia. Czyli wypatrywanie rezydencji. Po kilku minutach już można było ją dostrzec. Mój ściśnięty ze stresu żołądek wrócił do normalności i dał o sobie znać. Jestem głodna. Cholernie głodna. Czemu nie mogę po prostu wrócić do domu? Z Adrią, oczywiście. Bez Adrii nigdzie się nie ruszam.

- Dzięki. - Odezwałam się nagle.

- Za co? - Patrzył na mnie zdezorientowany.

- Przez twoje paplanie o serniku zrobiłam się głodna. - Pomyślałam o tych wszystkich pysznościach, które czekają na mnie w domu. Żegnaj, dieto. A no chwila, przecież ja nie jestem na diecie. Ha, zrobimy sobie pizza party.

- Dostaniesz coś jak będziemy już na miejscu. - Odpowiedział.

- Nie, zrozum, że ja nie wracam. Przyszłam tylko po Adrię. - Stanowczość to podstawa.

- Nie ma opcji, musisz zostać. - W jego głosie dało się wyczuć nutkę zdenerwowania.

- Na co ja wam jestem potrzebna? - Podniosłam trochę głos. Nie chcę aby wynikła z tego kłótnia.

- Jesteś naszą przyjaciółką. - Mówił spokojnie.

- Znajdziecie sobie inną... - Westchnęłam. Od rezydencji dzieliło nas tylko kilkanaście metrów.

- Nie chcemy innej. - Odpowiedział szybko.

Popatrzyłam na niego jak na wariata, ale on tego nie zauważył. Ponownie wbiłam wzrok w ziemię. Moje buty były przybrudzone błotem i rozkładającymi się liśćmi. Dobrze, że są czarne, łatwo się je wypierze. Zadziwiająco często ubieram się na czarno. To chyba źle.

Stanęliśmy przed rezydencją. Czemu muszę tu ciągle wracać? A no tak, oni tego chcą. Ale dlaczego ja mam się ich słuchać? Tim otworzył mi drzwi i weszłam do salonu. Był pusty, nie licząc Jeff'a rozłożonego na kanapie. Chyba spał, ale trudno to wywnioskować po jego wiecznie otwartych oczach. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Od razu podbiegła do mnie mała dziewczynka. Rzuciła się na mnie i mocno przytuliła.

- Nareszcie jesteś! - Wykrzyczała swoim wysokim głosem.

- Jestem... - Odpowiedziałam niepewnie.

Odstawiłam dziewczynkę na ziemię. Nie była to Adria, tylko Sally. Faktycznie dawno się z nią nie widziałam. Zza jednych z drzwi wychyliła się Adria. Podeszła do mnie, a ja wzięłam ją na ręce i mocno przytuliłam. Nic jej nie zrobili, tak się cieszę. Znaczy, nie zrobili nic złego. Złamany nos Adrii był bardzo dobrze opatrzony.

- Arleta... - Powiedziała stęskniąnym głosem.

- Tak? Już wracamy do domu. - Pogłaskałam ją po główce.

- Ale... Ale ja chcę tu zostać. - Zmroziło mnie. Nie możemy tu zostać.

Wycofałam się do wyjścia. Chciałam otworzyć drzwi i jak najszybciej stąd wybiec, ale Tim dobiegł do drzwi przede mną i nie pozwalał mi do nich podejść.

Cholera jasna.

Amnezja | Tajemnicze Morderstwa 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz