Nienawiść

902 80 13
                                    

Część 25

Cholera. Coś na pewno jest nie tak. Ale potem o tym pomyślę. Najpierw muszę zająć się Adrią. Przebiorę ją i sprawdzę, czy nic jej się nie stało. Jestem pewna, że jej się nic nie stało. Cały czas była tam pod moją opieką, no może oprócz tego momentu kiedy się troszkę podtopiłam... Ale ogólnie cały czas ją pilnowałam. Jestem dobrą siostrą. Chcę być dobrą siostrą.

Kiedy kładłam ją do łóżka, przebudziła się na chwilkę. Pogłaskałam ją po głowie i powiedziałam, że już po wszystkim. Zasnęła spokojnie. Przynajmniej ona jest spokojna. Ja nie będę spokojna. Czemu? A to dlatego, że słychać było dźwięki zza niektórych drzwi, a po korytarzach od czasu do czasu przebiegały cienie. Nie był to mój cień. Jestem pewna.

Zeszłam na dół i z głupim uśmiechem na twarzy udałam się do kuchni. Wysunęłam szufladę z sztućcami, które zadźwięczały obijając się o siebie. Powinnam zainwestować w jakąś lepszą broń, a nie ciągle te noże. Z tego co wiem, to Toby ma siekiery, a czym jest mój mały nożyk przy takich siekierach? I to w rękach profesjonalnego mordercy. Ale w sumie ja też kiedyś byłam profesjonalnym mordercą... Nie mam innego wyjścia, jak wygrać.

Podrzucałam nóż. Skąd w ogóle wiem, że to oni? Nie wiem, ale nawet jeśli ktokolwiek włamał się do mojego domu, to i tak lepiej mieć przy sobie nóż. Ale moja intuicja włączyła alarm bombowy i krzyczała: TO NAPEWNO CREEPYPASTY!!! A jak wiadomo, moja intuicja nigdy się nie myli. Zastanawiały mnie jeszcze dwie rzeczy: Po co są w moim domu? I czemu się ukrywają? Chcą się ze mną bawić w chowanego? Niech będzie, tyle że ja nie szukam. Zrobię sobie kawę i poczekam w tej kuchni, aż ktoś do mnie nie przyjdzie. W sumie zrobię dwie kawy. Ten, który mnie znajdzie będzie sobie mógł wypić. Taki ostatni posiłek. Chociaż kawa raczej jest napojem, a nie posiłkiem.

Usiadłam sobie przy stole i czekałam... Po kilku minutach usłyszałam pisk otwieranych drzwi. Potem ciche tupanie i kolejne skrzypnięcie drzwi. Poszli sobie. No ja tu nie wytrzymam. Zaczęłam się śmiać. Nawet nie wiem czemu mnie to tak śmieszyło. Wystraszyli się mnie? Przecież jeszcze nie zdążyłam nic zrobić. No ja nie mogę... No trudno, rozprawię się z nimi kiedy indziej.

Dokończyłam drugą kawę. Teraz to już chyba nie zasnę... No trudno. Wstałam powoli i westchnęłam. Popatrzyłam na nóż leżący na stole. Lepiej wziąć go ze sobą. Dla bezpieczeństwa. Wzięłam jeszcze butelkę wody i wyszłam do salonu, siorbiąc chłodną wodę. O mało się nie zakrztusiłam, kiedy moim oczom ukazał się odwrócony do mnie tyłem Ticci Toby, stojący przy stole i grzebiący w żółto-czarnej torbie. Wróciłam za drzwi. Czemu on tu został? Dobra nie ważne, ważne, że teraz mogę się go pozbyć.

- Dobry wieczór, panie Tobiaszu! - Powiedziałam i pomachałam w stronę sylwetki.

- P-pati... - Odwrócił się do mnie. Nie miał gogli ani chusty. Jego twarz wyrażała ni to zdziwienie, ni to stres, ni to strach.

- Oh, co tam u ciebie, drogi przyjacielu? Ile osób w tym tygodniu zamordowałeś? Byli wśród nich jacyś rodzice? Nie? A to szkoda... Widzę, że sprawia ci przyjemność robienie z dzieci sieroty. - Przybliżałam się do niego, z nożem ukrytym za plecami.

- Co? Nie, Pati, naprawdę mi przykro, ale to nie moja wina! - Próbował się bronić. Z jego brązowych oczu można było wyczytać mieszane emocje. Smutek i radość. Ciekawe.

- A czy ja mówię, że to twoja wina? - Cały czas robiłam coraz to dziwniejsze miny.

- Patrycja, proszę, pogadaj z nami... - Wyciągnął do mnie swoją rękę. Mam mu ją uciąć, czy podać swoją?

- Z wami? - Rozejrzałam się po pokoju.

- No kurde właśnie nie wiem gdzie oni poleźli... - Spojrzał w stronę drzwi. Wykorzystałam chwilę i przyłożyłam mu nóż do gardła.

- Nie wiesz jakie to uczucie stracić kogoś ci bliskiego! - Wykrzyczałam przez zaciśnięte zęby i przycisnęłam ostrze do jego skóry. Zaczęły się na niej pojawiać szkarłatne kropelki.

- A uwierz mi, że wiem! - Złapał za mój nadgarstek, próbując odciągnąć nóż od swojej szyi.

- Tak? Niby kogo? - Zaczęłam się szarpać, ale ten złapał drugą dłonią za mój drugi nadgarstek. Z wściekłością patrzyłam mu w oczy.

- Ciebie. Ciebie straciłem! - Na te słowa coś we mnie pękło. Moja wściekłość gdzieś zniknęła i pojawiło się zupełne otępienie.

- Ale... - Nie było sensu cokolwiek mówić.

- Nic nie rozumiesz? Tak mi cię przez ten cały czas brakowało. - Nóż upadł na podłogę. Nie mogłam się ruszyć, ciało odmawiało mi posłuszeństwa.

- Ale... - Zacięłam się jak jakieś stare radio.

- Proszę, przypomnij sobie i wróć do nas. - Przytulił mnie.

Wgapiałam się w pustkę. Wyłączyłam się. Przed moimi oczami zaczęło się pojawiać mnóstwo obrazów. Od samego początku, jak ich poznałam, aż do samego końca, kiedy Masky biegł do mnie w momencie, w którym miałam skoczyć. W moich oczach pojawiły się łzy, które po chwili spływały już po moich policzkach, a z nich skapywały na podłogę. Wróciłam wzrokiem na Toby'ego. Uśmiechnął się i wypuścił mnie z objęć, ale cały czas trzymał mnie za ręce. Patrzyłam w jego oczy. W jednej sekundzie wszystkie kolory nabrały barwy płomieni, a w jego tęczówkach zobaczyłam śmierć. Śmierć moich rodziców. Wściekłość wróciła z zdwojoną siłą i odepchnęłam od siebie Toby'ego, który znowu wyglądał na zdziwionego.

- Mam gdzieś takich popaprańców jak wy! - Wykrzyczałam, a drzwi frontowe otworzyły się z trzaskiem.

Patrzyłam w osłupieniu na przybyszy. Wróciła reszta proxies i jeszcze ktoś. Jakiś chłopak w czarno-białej masce. Ali mi kiedyś o nim czytała. Uśmiechnęłam się psychopatycznie. Pozbędę się ich wszystkich za jednym razem! Chciałam podnieść nóż z podłogi, ale Toby na niego specjalnie nadepnął, uniemożliwiając mi to. Złapałam za jedno z krzeseł i uderzyłam w niego. Toby opadł na ziemię i zaczął kasłać krwią.

- To kto następny? - Oparłam krzesło na ramieniu. O dziwo wcale nie było takie ciężkie.

- Opanuj się! - Wykrzyczał Masky i do mnie podszedł.

- A jak nie to co? - Zamachnęłam się na niego krzesłem. Złapał je i rzucił nim o ścianę, przez co krzesło całkowicie się rozleciało. Uśmiechnęłam się do niego, a potem szybko schyliłam się po nóż.

Hoodie próbował pomóc rannemu Toby'emu, a ten drugi śmiejąc się tylko obserwował. I dobrze, lepiej aby nikt mi nie przeszkadzał. Zrobiłam już Masky'emu ranę na ramieniu, która dość obficie krwawiła. Ale moim celem jest gardło. Spróbowałam zaatakować go nożem w szyję, ale jak zwykle skończyło się to unieruchomieniem moich nadgarstków. Posłałam mu gniewne spojrzenie. Nóż na szczęście był skierowany tak, że przy odrobinie wysiłku mogłam sięgnąć tętnicy szyjnej.

- Przestań! - Ktoś położył mi swoją dłoń na ramieniu. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłam, że ktoś za mną stał.

- Nie! - Wydarłam się i uderzyłam tą osobę w twarz.

Adria upadła na podłogę, a z nosa zaczęła lecieć jej krew. Kiedy zobaczyłam, że to ona próbowała mnie powstrzymać, i że to ją uderzyłam, moje oczy znowu zwilgotniały od łez, a wściekłość zmieniła się w nienawiść. Nienawiść do siebie. Nóż wypadł mi z ręki, a ja uklękłam przy Adrii. Co ja najlepszego zrobiłam?

Amnezja | Tajemnicze Morderstwa 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz