Rozdział 6

7.1K 503 122
                                    

Jak można było się spodziewać, kierowałem się do gabinetu McGonagall. Zapukałem pewnie do drzwi, a gdy usłyszałem ciche "proszę", wszedłem.

- Dzień dobry, pani profesor - Zacząłem. - Mam do pani pytanie.

- O co chodzi? - Pomimo, że pokazywała pozory niezorientowanej, dobrze wiedziała po co przyszedłem.

- Może mi pani wytłumaczyć, dlaczego ja i Malfoy staliśmy się prefektami naczelnymi? - spytałem.

- Jeśli się nie mylę, miał wam to powiedzieć profesor Snape - oznajmiła.

- Pani profesor na pewno dobrze wie, że to nie tylko o polepszenie relacji chodzi - powiedziałem już nieco zniecierpliwiony.

- No dobrze... Tak, wiem. Mieliśmy ci to powiedzieć trochę później, bo na razie nie ma dyrektora...

- Co powiedzieć? - Wtrąciłem.

- Chodzi o to, że jest pewien problem z panem Malfoyem. Jak wiesz, jego ojciec trafił do azkabanu za śmierciożerstwo.

- No tak, a co to ma wspólnego ze mną? - odparłem dosyć obojętnie jak na taką sytuację.

- Chcielibyśmy cię poprosić o jedną rzecz. Spróbuj się czegoś dowiedzieć od pana Malfoya. Możliwe, że on wstąpił do grona sługów Sam Wiesz Kogo. - Voldemorta - Dodałem w myślach. - Bardzo prawdopodobne jest to, że może nawet próbować przeprowadzić śmierciożerców do szkoły lub jeszcze gorzej.

- Ale po co Voldemort miałby powierzać jakiekolwiek ważne zadanie jemu? - spytałem. Przecież to było całkowicie nielogiczne.

- My naprawdę nic nie wiemy. Dlatego, potrzebny jesteś ty. Spróbuj się z nim zaprzyjaźnić. - Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

- Dlaczego właśnie ja? Przecież on mnie nienawidzi. Przyjaźń między nami jest niemożliwa, wręcz odpychająca. Co ja powiem moim prawdziwym przyjaciołom? "Cześć! Zostawiam was, by przyjaźnić się z wrogiem-śmierciożercą. Nie martwcie się, może ujdę z życiem jak mnie nie wyda człowiekowi, który od zawsze chce mnie zabić."? - Wkurzyłem się.

- Wybór należy do ciebie. Ale wiedz, że moźe skończyć się bardzo źle. - Cały czas była opanowana.

-Już się boję tej Fretki... - Prychnąłem.

- Nie będę cię przekonywać. Zrobi pan jak zechce. Ale proszę o przemyślenie tej decyzji - oznajmiła na koniec i powróciła do swoich obowiązków, tak jakby już mnie nie było.

- Dobrze, przemyślę to -odparłem i wyszedłem z gabinetu.
Ja i Malfoy zaprzyjaźnieni. Co za abstrakcyjna abstrakcja! Prędzej pingwiny zaczną latać niż ja będę miał z nim przyjazne stosunki. Nie chcąc się widzieć ze Ślizgonem, udałem się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Kiedy już byłem na miejscu, los chciał by zmienili hasło. Gdy już doczekałem się jakiegokolwiek Gryfona, mogłem wejść. Rozejrzałem się od razu po pokoju wspólnym. Nie było ani Rona, ani Hermiony. Wiedząc, że do dziewczyn i tak nie mogłem wejść, ruszyłem do dormitorium chłopaków. To co tam zobaczyłem, było najdziwniejszą rzeczą na świecie. Mój przyjaciel, czytał, a co dziwniejsze, był tak pochłonięty tą książką, że ocknął się dopiero, gdy rzuciłem w niego poduszką co spowodowało, że uderzył głową w ramę łóżka.

- Ała, zwariowałeś? - spytał rozmasowując sobie tył czaszki.

- To ja powinienem zadać to pytanie. Co ty w ogóle czytasz, że tak cię wciągnęło? - Na to pytanie skrył książkę za plecami

- Nieważne - odparł. - Co tu robisz?

- Nie chce mi się już dzisiaj patrzeć na tą Fretkę...

- Co zrobił? - Wtrącił. Uznałem, że Ron ma prawo wiedzieć co jest grane.

-Ehh, McGonagall powiedziała mi pewną rzecz. Jest pewien powód, dla którego razem z Malfoyem jesteśmy prefektami i mamy własne dormitorium. Niestety, nie chodzi tylko o polepszenie relacji. Choć w to do końca nie wierzę, powiedziała mi, że Draco jest... - Zawachałem się przez chwilę. Bałem się jak to wpłynie na Gryfona.

- No mów - popędził mnie.

- Śmierciożercą - dokończyłem. Szczęka Rona przez dłuższą chwilę była opuszczona, ale zebrał się, by coś w końcu powiedzieć.

- Podejrzewałem o to tego gada... Ale co ty masz z tym wspólnego? Może ma on cię zaprowadzić do Voldemorta? - Zaśmiał się ponuro.

- Lecz jest gorsza sprawa. Mówiła, że może on mieć jakieś ważne zadanie do wykonania. - Prychnąłem na samą myśl o tym. - Niby, możliwe jest żeby sprowadził do szkoły Śmierciożerców.

- I co masz z tym zrobić? - zapytał.

- Ja mam od niego wyciągnąć więcej informacji i mu pomóc. Zgadnij co się z tym wiąże. - Nie odpowiedział. - Musiałbym z nim spędzać czas i przynajmniej zakolegować.

- Zamierzasz to zrealizować?

- Nie wiem - przyznałem szczerze. Toczyła się we mnie walka, pomiędzy własnym egoistycznym podejściem, a wiedzą, że brak jakichkolwiek działań może doprowadzić do nieprzyjemnych dla wszystkich skutków.

Ten rozdział trochę krótszy, lecz mam wielką nadzieję o wybaczenie również za długi brak rozdziału. Niestety nie mogę wam obiecać częstszych, bo jak wiecie.. Wena lubi płatać figle. Proszę o szczerą ocenę w komentarzach i serdecznie pozdrawiam.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz