Rozdział 13

5.9K 487 308
                                    

Obudziłem się zapewne z półgodzinnego snu. Od razu przypomniałem sobie wczorajszą sytuację, lecz wstrząsnąłem głową, próbujac odgonić te myśli. Bezskutecznie. Jak mogłem w ogóle tak o nim myśleć? Najwidoczniej byłem bardzo zmęczony.

Kiedy podszedłem do dosyć dużego lustra nad umywalką w łazience, spostrzegłem spore wory pod oczami. Brawo dla mnie. Nie ma to jak w ogóle nie spać w nocy przez jednego, aroganckiego Ślizgona. Całkowicie zaspany, ruszyłem na śniadanie. Na miejscu podszedłem do stołu Gryffindoru. Plotki o mnie i Malfoy'u powoli ucichały, lecz ciągle można było niekiedy usłyszeć coś na ten temat. Najwyraźniej im się to znudziło. Chcąc nie chcąc, spojrzałem w stronę Slytherinu. Ledwo rozpoznałem tam Dracona. Był jeszcze bladszy niż zwykle i miał podkrążone oczy, podczerwienione od płaczu. Choć próbował to zakryć, wyglądał niczym trup. Znowu niechciane emocje wtargnęły w moją głowę. Poczułem żal do siebie, że tam nie poszedłem. Choć z drugiej strony, na co bym się tam przydał. Ja nienawidzę go, on mnie. Z jakiej racji miałbym tam po prostu wejść i go pocieszyć? Byłby to jakiś kiepski żart. Przynajmniej on by tak uznał. Dokończyłem wcześniej przygotowaną kanapkę z serem i ruszyłem na lekcje.

Przez ten czas na zajęciach, Ślizgon był bardzo cichy, wręcz zamyślony. Nie dogryzał mi, ani nie zaczepiał. W ogóle się nie odzywał z wyjątkiem eliksirów gdzie robiliśmy razem miksturę. Ograniczył się jedynie do prostych słów, takich jak: "Tak.", "Nie", "Pomieszaj to". Po jakże nudnym wykładzie z historii, miałem już koniec lekcji. Wiedząc, że muszę przeprowadzić trening i wybór nowego obrońcy. Poszedłem przebrać się w strój do Quidditcha i udałem się na boisko. Gdy już byłem na zewnątrz, zastałem pochmurne niebo.

- Żeby tylko nie padało przez najbliższą godzinę - mruknąłem.

- Mówisz do siebie? - Usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. Po chwili, stała koło mnie długowłosa brunetka z szaro-niebieskimi oczami. Posiadała śniadą cerę i była średniego wzrostu. Na jej twarzy gościł promienny uśmiech. Po barwach, które nosiła można było bardzo łatwo się domyśleć, że jest Krukonką.

- Czasami - odpowiedziałem, lekko unosząc kąciki ust.

- Jestem Marika - oznajmiła.

- Harry. - Pewnie wiedziała kim jestem, ale z grzeczności tego nie mówiła.

- Będziesz trenował? - zapytała mierząc wzrokiem od góry do dołu mój strój.

- Tak - odparłem.

- Mogłabym popatrzeć?

- Jeśli chcesz, ale wiesz, to nie jest zbytnio ciekawe. Szczególnie rano, jak na nich krzyczę by nie zasypiali na miotłach. - Dziewczyna zachichotała na tą wzmiankę.

- Jesteś trenerem? - Przytaknąłem twierdząco głową. - Pewnie ostro ich męczysz.

- Jak już ktoś kogoś męczy to oni mnie. - Teraz już razem się zaśmialiśmy. Kiedy byliśmy już przy stadionie, poszliśmy w swoje strony. Ja na murawę, ta zaś na drewniane miejsca obok.

W połowie ćwiczeń, jak na złość mi, zaczęło padać. Na szczęście zdążyłem przed tym zrobić nabór na obrońcę, którym został Ron. Mimo, że nie skończyliśmy jeszcze nauczyć się strategii, odwołałem dalsze ćwiczenia. Krukonka nadal tam siedziała. Nie wiem do końca czemu, ale jakoś nadzwyczajnie luźno i miło mi się z nią rozmawiało. Zazwyczaj miałem problem z dziewczynami. Jest sympatyczna i muszę przyznać, że ładna. Jej oczy przypominają mi.. No nie. Znowu o nim myślę. Zabraniam sobie tak o nim myśleć. Dobre sobie.. Na pewno mój mózg mnie posłucha. Fantastycznie by było po prostu zmazać sobie ludzi z głowy jak rysunek ołówkiem, zwyczajną gumką do zmazywania. Podszedłem szybko do niej.

- Nie jest ci zimno tak na deszczu w samej bluzce? - spytałem.

- Jest dobrze - odpowiedziała. Oddałem jej swoją bluzę. - Dzięki.

- Nie ma sprawy. Jak coś, to kiedy indziej mi ją oddasz - powiedziałem i posłałem jej uśmiech.

Resztę drogi szliśmy razem, dopóki nie musiała zawrócić do swojego dormitorium. Gdy byłem już na trzecim piętrze nagle coś usłyszałem z łazienki jęczącej Marty. Szloch. Bardzo dobrze mi znany.

Zostawicie coś po sobie w komentarzu? :)

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz