Rozdział 39

2.4K 135 118
                                    

Mimo nadchodzącego wielkimi krokami lata, tamten wieczór w Hogwarcie był niewyobrażalnie zimny,  a przytłaczający mrok otaczał wszystkich ze wszelkich stron. Szczególnie Draco odczuwał to, idąc do swojego dormitorium. Wyraźnie poluzował swój krawat, wciąż zawiązany przy jego szyi, po której jeszcze dało się dostrzec niewielkie kropelki zimnego potu. Przez ułamki sekund czuł, jakby miał zaraz zemdleć. Jego umysł był zamroczony. Prawdopodobnie była to wina zmęczenia oraz dodatkowo podwyższonego stresu. Tak bardzo byłby wdzięczny, gdyby Harry zdecydował się iść teraz obok niego... Skarcił się za te myśli. To był szczyt egoizmu i arogancji.

Mimo wszystko, ciężko mu było odciąć od siebie natrętne myśli, które co chwilę próbowały się wedrzeć do jego i tak już osłabionego organizmu. Cichutkie głosy w jego głowie podpowiadały mu najbardziej bolesne scenariusze i przypuszczenia.

Wszyscy go na pewno zostawią. Był obrzydliwym, fałszywym śmieciem. Zdziwiłby się, gdyby było inaczej. Draco nie chciał spędzić choć jednej więcej sekundy z samym sobą. Czuł się brudny i zniszczony. Nie umiał niczego. Nie był przydatny po żadnej ze stron. Zawiódł rodzinę, przyjaciół, Harry'ego. Zawiódł samego siebie. Dotarło do niego, że chwilowy spokój, dawany przez Pottera mógł być po prostu fałszywym złudzeniem. Ogarnęła go fala strachu i paniki. Próbował unormować oddech, lecz ten był coraz szybszy. Miał wrażenie, że jeszcze parę sekund i po prostu się udusi. Poczuł jakby to mógłby być najpiękniejszy moment w jego życiu. Zniknąłby cicho. Był przekonany, że nikt zbytnio by za nim nie tęsknił.

Szczątkami swojej świadomości zdołał usłyszeć kroki. Na pewno nie była to jedna osoba, a więcej. Cała kadra oraz uczniowie znajdowali się poza murami zamku. Draco poczuł, jakby do jego żył wpłynęły ostatnie resztki adrenaliny. Musiał oczyścić umysł. Nie chciał jednak ginąć aż tak nędznie. Potrzebował takiego wstrząsu. Schował się szybko w jednej z wnęk ścian, w których były wbudowane wielkie okna. Dało się z nich dostrzec wielki plac oraz błonia Hogwartu.

Chłopak wciąż miał nieunormowany oddech, jednak starał się być jak najciszej tylko zdołał. Przymknął mocno powieki, po czym oplótł palce na różdżce, spoczywającej w jego kieszeni.

- Stary dziad zginął! Albusek świrusek tak pięknie spadał z tej przeklętnej wieży - krzyczała kobieta, przerażająco się przy tym śmiejąc. Nie trzeba było na nią patrzeć, aby wyczuć, jak wielka biła od niej, obrzydliwie ogromna euforia. - Czarny Pan będzie zachwycony - niemal wysyczała te słowa.

- Nie byłbym tego taki pewien - odparł jeden z nich. - Dzieciak uciekł razem z Potterem. To na pewno nie pomoże Malfoyom w ich sytuacji. Żaden nie chciałby być w ich skórze, gdy Czarny Pan się nimi zajmie - powiedział, prychając. Jego ton wskazywał bardziej na satysfakcję, niż jakiekolwiek współczucie.

- Nie przypominaj mi nawet o tym, jest mi wstyd, że są moją rodziną! Powinni być dumni i bez mrugnięcia okiem wykonywać wszelkie rozkazy Czarnego Pana! Okazał im tak niezwykłą łaskę... Rodzina niewdzięczników - wybuchnęła jeszcze bardziej. Draco mógł ich dostrzec, gdy szli w drugą stronę, a na ich czele prowadził Severus Snape. Spostrzegł ciągnącą się za nimi Marikę. Z trudem powstrzymał się od odruchu obrzydzenia.

- Przestań się tak drzeć Bellatriks! - upomniał ją niecierpliwie. - Musimy jak najszybciej się stąd wynieść i zdać wszystko, co tutaj się wydarzyło - powiedział głosem wypranym z emocji. Był dla niego bardzo charakterystyczny.

- Czemu chcesz stąd tak szybko uciekać, Severusie? Powinniśmy roznieść ten zamek. Jest w nim tyle plugawych szlam... Byłaby taka niesamowita zabawa - rozmarzyła się kobieta, z pewnością myśląc o wymyślnych torturach, jakie dałaby radę wymyślić.

- Nie możemy działać tak bezmyślnie i bez rozkazów Czarnego Pana, pospieszmy się lepiej - oburzył się mężczyzna. Przestał już zwracać uwagę na głupie teksty Lestrange.

Draco mógł przysiąc, że Severus Snape jako jedyny dostrzegł go, ukrywającego się dalej w niezwykle ciemnym zakątku korytarza.

Śmierciożercy przeszli dalej do najpewniej jednego z tylnych wyjść zamku.

Jednak chłopak pozostał w ukryciu jeszcze przez przynajmniej pół godziny. Co chwilę przechodziły go nieprzyjemne dreszcze.

***

Harry stojąc w tak wielkim tłumie czuł się nieswojo. Szczególnie, gdy słyszał coraz to głośniejszy płacz z coraz to kolejnych ust. Potrzebował szybko znaleźć swoich przyjaciół. Z niezbyt wielką radością dostrzegł czarną czuprynę, gdzieś zupełnie na przedzie tłumu.  To była jedna z niewielu pozytywów tej sytuacji; wzrost Rona, pozwalający na szybkie zlokalizowanie ich przez Harry'ego.

Zaczął się przeciskać przez tłum, który w sumie był tak oszołomiony, że nawet nie do końca zwracali na niego uwagę. Każdy z osoba był w niewyobrażalnie wielkim szoku. Potter był coraz bliżej i wcale go to nie cieszyło. Nie chciał widzieć nieruchomie leżącego dyrektora na zimnej posadce placu. Niemal sam opadł na ziemię, gdy zmiękły mu kolana na tyle, że nie wiedział czy da radę się dalej utrzymać na swoich nogach. Rozejrzał się. Za nim stali wszyscy jego przyjaciele i znajomi ze wszelakich domu. Wszyscy mocno do siebie ściśnięci. Nikt w tamtym momencie nie zwracał uwagi na podziały i różnice między nimi. Każdy miał tak samo mokre policzki, czerwone oczy oraz ściśnięte gardła.

Harry w końcu spojrzał na Rona i Hermionę. Dziewczyna płakała w jego ramię, a ten niepewnie głaskał ją po plecach. Sam widocznie mocno zaciskał zęby, aby móc być dla niej oparciem. Ron i Harry spojrzeli na siebie z bólem oraz wspólnym zrozumieniem.

Wszyscy wiedzieli, że już nic nigdy nie będzie takie samo. Cały ich świat runął, a jakiekolwiek poczucie względnego bezpieczeństwa, prysnęło niesamowicie szybko. Przestali się łudzić, że mroczne czasy nie nadejdą zbyt szybko. Ponieważ właśnie wtedy została przekroczona bariera zła, a dobra. Nikt nie mógł być spokojny ze świadomością tego, że nawet ich najbliżsi mogą się okazać zupełnie kimś innym.

Właśnie tamtego wieczoru runęły wszelkie fundamenty, które trzymały wszystko w odpowiednim miejscu.



miłego dnia wieczoru kochani

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz