Rozdział 10

6.2K 531 117
                                    

Po śniadaniu poszedłem na lekcję, miałem właśnie transmutację. Oczywistym było, że na korytarzu niemalże prześladował mnie wzrok nie tylko uczniów, lecz również zdziwionych nauczycieli. Przeklęty, ślizgoński krawat. Do tego te plotki, że niby ja jestem z Draco. Idiotyczne do potęgi. Niestety ciągle miałem w głowie myśl, że to moja wina. Jak ja przecież nie wiedziałem, że pijany Malfoy też ma się na baczności. I jeszcze ta Pansy. Nie mogła czegoś normalniejszego wymyślić. Choćby się przespał z jakąś dziewczyną, ale nie. Musiał akurat ze mną. Kiedy już byłem w sali, jak można się było domyśleć, usiadłem z Draconem.

- Cześć - mruknąłem cicho.

- Widać po twojej minie, że już zapewne usłyszałeś te jakże ciekawe wieści, iż podobno jesteśmy razem. - Wywnioskował.

- Jakby mogło być inaczej - odparłem.

- Szczególnie jak to bardzo wyraźnie potwiedziłeś przy stole Gryfonów.

- Moja wina, że te niedorozwinięte istoty nie rozumieją sarkazmu? - spytałem, lecz nie doczekałem odpowiedzi, bo do klasy weszła profesorka. Zwróciła wzrok na nas.

- Panom przypadkiem się domy nie pomyliły? - zapytała ironicznie.

- Nie, po prostu zaszła mała pomyłka - powiedziałem niepewnie, spodziewając się karcącego spojrzenia, lecz McGonagall, niewzruszona poszła prowadzić lekcję.

Następne zajęcia minęły podobnie, również nie obyło się bez pytań o naszą pewność co do wyboru domów. Szczególnie na eliksirach, Snape był nieźle zdziwiony, więc o mało co nie roześmiałem się na całą klasę. Gdy już wróciłem do dormitorium, zastałem tam bardzo dobrze mi znanego skrzata.

- Zgredek, co ty tu robisz? - spytałem nieco zdziwiony.

-Pan Potter! Zgredek nie chciał w żadnym stopniu niepokoić. Zgredek był w salonie Gryffindoru, ale tam panicza nie było..

- Dobrze Zgredku, powiedz po prostu o co chodzi. - Uciąłem jego jakże interesującą wypowiedź.

- Ah tak, Zgredek miał przekazać, że Pani Minerwa, Pana woła do siebie - powiedział szybko.

- Dziękuję, możesz już iść - oznajmiłem dość oschle. Lecz ten nie zwrócił uwagi, tylko jak zazwyczaj się deportował. Nie mając nic innego do roboty, ruszyłem do gabinetu opiekunki mojego domu. Kiedy znalazłem się pod odpowiednimi drzwiami, zapukałam i nie czekając na odpowiedź, wszedłem.

- Dzień dobry, Pani Profesor. Wzywała mnie pani - oznajmiłem.

- Tak, proszę siadaj. - Skinęła głową na krzesło przed biurkiem, lecz cicho podziękowałem, ale nie usiadłem. Profesorka nie zwróciła na to zbytniej uwagi. - Chciałam się Ciebie zapytać czy podjąłeś decyzję w tej sprawie.

- Tak - odparłem.

- Więc? - zapytała krótko.

- Dowiem się o wszystkim, ale nie obiecuję, że wszystko czego się dowiem, powiem Pani lub komukolwiek. Jedynego co na razie jestem pewnym i myślę, że słuszne będzie powiedzieć jest to, że Malfoy ma jakiś sekret, którego nie może nikomu zdradzić. Myślę, iż to ma coś wspólnego z tym.

- Jak już mówiłam, to Pana wybór. Tylko proszę byś powiedział gdyby wystąpiły jakieś komplikacje. Jeśli jednak mogę wiedzieć, co to była za akcja z tym. - Wskazała na mój ciągle niezmieniony krawat Slytherinu.

- Graliśmy w butelkę, on nie odpowiedział na zadane pytanie, jedna ze Ślizgonek wpadła na świetny pomysł na karnego - powiedziałem sarkastycznie. - Więc stało się tak, że spaliśmy, powtarzam, tylko spaliśmy w jednym łóżku. A na drugi dzień pomyliliśmy barwy krawatów i stąd te całe przedstawienie. - Choć oczywiście nie musiałem nic mówić, postanowiłem rozwiązać te nieprzyjemne nieporozumienie. Zdając sobie sprawę, że profesorka zapewne prawie nic nie zrozumiała z mojej niezbyt dokładnej odpowiedzi, postanowiłem już iść. Pożegnałem tylko nauczycielkę transmutacji i jak najszybciej wyszedłem.

Po tym jak wszedłem przez portret w ścianie, zastałem Ślizgona siedzącego w salonie.

- Gdzie byłeś? - Zaskoczyło mnie pytanie.

- Co cię to obchodzi? - spytałem.

- Nic, zwykła ciekawość - odparł.

- U McGonagall - odpowiedziałem. Jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie. Jakby właśnie potwierdziło się coś co podejrzewał, lecz szybko nałożył na siebie maskę obojętności. Czy on wie jeszcze więcej?

- Może już oddamy sobie swoje barwy? - Wyluzował się. - Choć muszę przyznać, że w zielonym i srebrnym ci do twarzy.

- Uważaj Malfoy, bo jeszcze pomyślę, że mnie podrywasz - powiedziałem sarkastycznie. Blondyn parsknął śmiechem.

- Chciałbyś. - Uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie sądzę - powiedziałem ściągając krawat, a Ślizgon powtórzył mój ruch. Po tym przekazaliśmy je sobie. - Dzięki -mruknąłem. W pewnym momencie mój wzrok podążył w górę, napotykając na jego jasnoniebieskie oczy. Mimo, że nigdy wcześniej bym tego nie przyznał, były może nie piękne jak uzależniające. Po chwili zrozumiałem, że ciągle się w nie wpatruje, a co dziwniejsze, on również patrzał się w moje. Ostatkami sił woli oderwałem spojrzenie od jego błękitnych tęczówek. - To ja już pójdę - odezwałem się z lekka zmieszany. Blondyn zapewne to zauważając, zachichotał.

- Potter się zawstydził? - spytał złośliwie.

- Nie - odparłem siląc się na obojętny ton i szybko poszedłem schodami do mojego pokoju.

Because I Love You. | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz