Podszedłem spokojnie do bruneta, u którego widać było nadal leekie zamyślenie o sytuacji sekundę wcześniej.
- Hey.
- Cześć. - Zielonooki otrząsnął się w jednej chwili.
- Idziemy?
- Ale gdzie? Bo w końcu mi nie powiedziałeś - mówił, gdy już szliśmy w stronę Hogsmeade.
- Do mojego domu. - Gryfon zatrzymał się gwałtownie, więc ja też przystanąłem.
- Jak to do twojego domu?
- Normalnie. Chodź, bo nie mamy całego dnia. - Nie zważając na miliony wyraźnych słów, iż się nie zgadza, szedłem ciągle przed siebie, bo i tak wiedziałem, że on za mną pójdzie. Jak myślałem, tak robił. Po kilkunastu minutach spaceru, przekroczyliśmy teren gdzie nie można się teleportować. Chłopak złapał mnie za rękę i po chwili oboje przeczuliśmy skręt w okolicy pępka. Wylądowaliśmy przed bramą do mojej posesji. Kiedy popatrzyłem na bruneta, nietrudno było zauważyć rozszerzone oczy i zdziwienie.
- Tu mieszkasz? - spytał, jakby niedowierzając.
- No tak jakoś wyszło, że tu. - Poszedłem przed siebie i popchnąłem kraty, zapraszając Gryfona gestem do środka. Ten nadal niepewny, przeszedł i znalazł się w dużej przestrzeni. Wszedłem za nim. Znajdowałem się w moim ogrodzie. Był sporych rozmiarów, a w związku z początkiem wiosny wszystkie rośliny zaczynały kwitnąć i powoli stawało się zielono. Kiedy szliśmy do wejścia, zielonooki ciągle się rozglądał. Jak doszliśmy do drzwi, wyjąłem klucze i zacząłem przekręcać zamek. Dom był wielką willą, z wyglądu przypominającą zamek. Zbudowany z ciemnego muru z romboidalnymi oknami, zasłonionymi kratami. Nic szczególnego, lecz najwyraźniej chłopak był zaskoczony. Otworzyłem drzwi na oścież, uprzednio przepuszczając Gryfona. W środku rozciągał się długi korytarz, a w nim panujący lekki półmrok. Na ciemnych ścianach wisiały obrazy przodków i krajobrazów.
- Twoich rodziców nie ma, tak?
- Są. Właśnie szykują dla nas wspólny obiad.
- Kpisz sobie ze mnie.
- Nie. Chcę cię im przedstawić jako mojego przyszłego męża. - Nigdy nie widziałem chłopaka tak bardzo zdziwionego i przestraszonego. - Strach obleciał Potter? Nie martw się, żartuję tylko. Przecież oni cię nienawidzą, nie wziąłbym cię wprost w szpony smoka.
- Wziąłeś mnie do swojego domu!
- No tak, ale nikogo nie ma. Ile razy mam ci jeszcze to powtórzyć?
- Nie wiem, mam złe przeczucia.
- Nie ma powodu by się martwić. Oni wyszli... gdzieś. - Szybko zamknąłem temat. - Pierwszy raz jesteśmy gdzieś razem, odizolowani od innych, a ty jeszcze marudzisz. - Powoli zacząłem się denerwować. - Jakbyś nie wiedział, wiem, że ryzykuję sprowadzając tutaj ciebie. Zdaję sobie sprawę, że z niewiadomych przyczyn mogą w każdej chwili wrócić. Ale jednak nie zmienię wyboru zostania tutaj. Chcę skorzystać z okazji zapomnienia o szkolę z tobą. - Zauważając fakt, że przesadzam, ucichłem. To normalne, że ma obawy, ja też mam. Ale nie chcę ich mieć. Dalszą, krótką drogę przebyliśmy w ciszy. Kiedy dotarliśmy do salonu, od razu odrobinę nas oślepiło mocne światło, padające z okien. Pomieszczenie było duże, tak jak wszystko w tym domu. Kanapa, fotele, stolik do kawy, a przed tym kominek z nieustannie palącym się ogniem. Wszystko było eleganckie i dystyngowane, idealnie pasujące do arystokracji. Najwyraźniej brunet nigdy nie był w takim czymś. - Wiesz co? Trochę mnie bawisz tym swoim zaskoczeniem co do tutejszych rzeczy.
- Pierwszy raz jestem w tak wielkiej willi. W ogóle, willi. A ty jeszcze tu mieszkasz.
- Bywa. Usiądziemy? Mogę zaproponować jakiś alkohol. - Zielonooki usiadł na skurzanej sofie, a ja podszedłem do szafki, wyjmując najdroższe i najlepsze wino jakie tam znalazłem razem z kieliszkami. Dosiadłem się do niego i uprzednio otwierając butelkę, zacząłem nalewać trunek. Wypiło się jeden, drugi, trzeci, czwarty, a za siódmym przestałem liczyć. Rozmowa płynęła tak łatwo jak rzeka. Niewiadomo kiedy, brunet wylądował na moich kolanach i nasze usta się momentalnie złączyły, po chwili pogłębiając się w pocałunku. Ręce chłopaka powędrowały do moich włosów i lekko je ciągnęły, na co odpowiedziałem mruknięciem. Kiedy zabrakło nam oddechu, na chwilę się od siebie oddaliliśmy.
- Kochasz mnie? - spytał Gryfon, patrząc mi w oczy.
- Tak - odpowiedziałem prosto.
- To powiedz mi to po imieniu, proszę.
- Kocham cię Harry.
- Też cię kocham Draco - powiedział i wtulił się w moją klatkę piersiową.
CZYTASZ
Because I Love You. | Drarry
FanfictionHarry Potter i Draco Malfoy. Czy może ich połączyć coś więcej niż nienawiść? Czy może nienawiść doprowadzi do zupełnie niespodziewanego skutku? Czy dla miłości można się poświęcić? To opowiadanie nie będzie zwykłe. Przygotuj się na sceny łapiące za...