Harry
Z każdą sekundą mija czas. Co chwilę, zaczynam myśleć bardziej intensywnie. Nudna gadanina brzmiała jak najgorsza cisza. Wykład z historii nie pomagał zapomnieć, lecz przypominał najmniejszym słowem, wszystko co się zadziało. Jakim jestem tchórzem. Nie da się tego wymazać z pamięci z dnia na dzień. Te dwie doby, były jednymi z lepszych w moim życiu, a ja to zepsułem. Można się ze mnie śmiać, ale nikt sobie nie wyobrazi co ja teraz przeżywam. Wyjątkiem jest Draco, któremu zabrałem ostatki nadziei. Niech ja sobie cierpię, zasłużem. On jednak nie powinien. Jego lata dogryzań mi, Hermionie i Ronowi, to jest nic przy tym co zrobiłem mu wczoraj wieczorem. Gdy zadzwonił dzwonek, mozolnie ruszyłem się z ławki. Nadal pogłębiony w myślach, udałem się do klasy transmutacji. Muszę to naprawić, tylko że nie wiem jak. On mi nie wybaczy, zostawiłem go w najgorszej dla niego chwili. Jednak mam obowiązek spróbować. Nie mogę tak żyć z myślą, że wszytko schrzaniłem i nic nie zrobiłem. Brak mi prawa do bezczynnego siedzenia i myślenia, iż wszystko się samo polepszy i wróci do normalnego stanu rzeczy.
Po lekcjach, zrobiłem trening. Przedłużałem go jak tylko mógłem, gdyż podświadomie bałem się rozmowy ze Ślizgonem. Myślałem o tym jak to się potoczy. Może skończyć się różnie. Najbardziej jednak prawdopodobne jest to, że nie będzie chciał mnie znać. Przez moje zamyślenie o mało co nie dostałem tłuczkiem. Jak się skończył, przebrałem się w szatni z kostiumu do Quiditcha i ruszyłem w kierunku Hogwartu. Na drodzę, zastałem znaną mi Krukonkę.
- Cześć - powitała mnie.
- Hej.
- Co tam u ciebie? - spytała.
- Nic ciekawego - odparłem. - Przepraszam cię Marika, ale nie mam czasu gadać. Muszę wykonać jedną sprawę.
- Nie ma sprawy, lecz chciałam się tylko zapytać czy nie wyskoczyłbyś ze mną do Hogsmade w niedzielę.
- Tak, jasne - odpowiedziałem bezmyślnie, byle by tylko mieć ją z głowy. Ta, słysząc to, cała w skowronkach, pobiegła do swojej koleżanki, która stała niedaleko, zapominając się pożegnać. Mało to mnie obchodziło. Resztę drogi, przeszedłem w spokoju. Znaczy, może w świecie zewnętrznym był, ale u mnie w głowie panował chaos. Był już wieczór, podchodziłem niepewnie do obrazu, jakby bojąc się tego co będzie w środku. Wypowiedziałem cicho hasło i popchnąłem ramę. Zobaczyłem tam coś, czego nigdy w życiu nie chciałbym doświadczyć. Było ciemno, lecz poszczególne rzeczy można było zobaczyć dzięki przebijającym się przez zaślony promieniom światła księżyca. Wszędzie leżały porozbijane o ścianę butelki, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu. Na kanapie leżała osoba, pijąca już kolejny trunek.
- A ty nie w salonie tych Gryfiaków? - wychrypiał. Jak przez kilka godzin mógł to wszystko zrobić? To jest w ogóle możliwe? Wyglądał jeszcze gorzej niż wcześniej, co było niemałym wyzwaniem.
- Jak? Co? - Zdołałem tylko wyjąkać.
- Czym jesteś taki zdziwiony, Potter? Tym, że nie wytrzymałem czy prawdą iż to głównie przez twoje tchórzostwo? Złoty chłopiec, gdy tylko stanie czemuś gorszemu w twarz już nie jest taki odważny - mówił z pogardą, lecz w jego oczach powoli pojawiały się łzy.
- Przepraszam - powiedziałem cicho spuszczając głowę. Kompletnie nie wiedziałem co powinienem teraz zrobić, a to było jedynym, które przychodziło mi na myśl.
- Za co przepraszasz - wysyczał. - Za to, że jednak nie jesteś taki idealny? Po prostu uciekłeś tak jak każdy by zrobił! -Jego głos powoli przeobrażał się w histeryczny krzyk. Nikt na mnie nie działał tak jak on. Tylko ten umiał tak wpływać na moje emocje, że poczuwałem strach o jego reakcje. Było mi źle, gdy on płakał. To stawało się coraz bardziej straszniejsze.
- Nie wiem. O nic mnie nie pytaj, bo nie znam żadnej odpowiedzi. Po prostu przepraszam. Za to co ci zrobiłem wczoraj. Nie miałem prawa cię zostawić, a już na pewno nie wtedy. Naprawdę żałuję, że nie zachowałem się inaczej. - Po co to w ogóle mówiłem? Jest pijany. Na jutrzejszy dzień i tak nie będzie pamiętał tych słów. O ile łatwiej by było gdyby tamten wieczór również zapomniał.
- Teraz jest ci przykro... Jak mam się ciebie nic nie pytać? Wszystko ci wyleciało z głowy z dnia na dzień? Przecież to i tak wiadome dlaczego uciekłeś. Od razu pomyślałeś o mnie jako maszynie do zabijania, kolejnym pachołku Czarnego Pana. I wiesz co? Taka jest cholerna prawda. To ja byłem głupi, że myślałem, że zrozumiesz jak jest mi z tym ciężko. Tylko, że nikt mnie nie zrozumie, a szczególnie Chłopiec, Który Przeżył ze wspaniałym życiem. Uwielbiany przez wszystkich, rozpoznawany, mający same fory od profesorów. Jaki jesteś biedny, że straciłeś rodziców! Wiesz jaki ja mam największy problem? Że ich mam. - Na wzmiankę o śmierci mojej matki i ojca, musiałem się uspokajać. Nie mogłem wybuchnąć. To by tylko pogorszyło sytuację.
- Proszę, powiedz co mógłbym zrobić byś mi wybaczył. - Ten na to tylko krótko się gorzko się zaśmiał po czym wprowadził błogą ciszę. - Draco...
- Co? -odparł oschle.
- Błagam cię, wybacz mi. - Nigdy nie przypuszczałem, że będę kiedykolwiek o coś błagać, a szczególnie jego.
- Mam inny wybór? - Ja na to tylko do niego podszedłem i usiadłem koło niego na kanapie. Od razu mój wzrok pobiegł do jego oczu. Kolejny raz muszę przyznać, że były cudowne. Jego uroda była niezwykła. Wprost pociągająca. Powoli się zbliżyłem i nie dostrzegając sprzeciwu, złączyłem nasze usta w pocałunku.
CZYTASZ
Because I Love You. | Drarry
FanfictionHarry Potter i Draco Malfoy. Czy może ich połączyć coś więcej niż nienawiść? Czy może nienawiść doprowadzi do zupełnie niespodziewanego skutku? Czy dla miłości można się poświęcić? To opowiadanie nie będzie zwykłe. Przygotuj się na sceny łapiące za...