23

27 4 2
                                    

-No proszę powiedz gdzie idziemy!- błagałam Finleya już od dziesięciu minut ale ten nie chcę nic powiedzieć.

      Strasznie się cieszę, że nie idę dzisiaj do szkoły. Nigdy nie byłam dziewczyną, która źle się uczy i ciągle wagaruje. Po prostu nie mogę tam dzisiaj być. Przypominam  sobie wtedy o Thomasie i o wszystkim co mi zrobił... I może mówię tak typowo ale chciałabym cofnąć czas. Żeby ten człowiek nigdy nie pojawił się w moim życiu. Nie potrafię przyjść do szkoły, spojrzeć mu w oczy i udawać, że nic się nie stało. Dzisiaj postanawiam o nim zapomnieć, nie chcę mieć z kimś takim nic wspólnego.

-Nie ma mowy, nic ci nie powiem! Dojedziemy na miejsce to się dowiesz.- powiedział Finley i otworzył przede mną drzwi, żebyśmy wyszli z jego domu.

    Wsiadaliśmy w autobus i pojechaliśmy w nieznanym mi wcześniej kierunku. Po czterech przystankach wysiedliśmy. Zerknęłam na telefon, na którym widniało z miliard wiadomości od Kate. Trudno, ona zrozumie jak nie odpisze... Wszystko opowiem jej jutro. Przyjaciółka powinna być pierwszą osobą, której bym się wygadała ale tym razem był to Finley. Nie wiedzieć czemu czuje się dobrze u jego boku, jakby łączyła nas silna więź. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie brunet.

-Halo? Ziemia do Rose!- powtarzał, a ja się ocknęłam i na niego spojrzałam.- Ej mówię do ciebie już całą drogę. Czy ty w ogóle mnie słuchałaś.

-Nie.- powiedziałam. Brawo Rose, ale to było chamskie. Zrobiłam w myślach face palma i postanowiłam się poprawić.- Znaczy przepraszam. Zamyśliłam się...

-No okay... I tak już prawie jesteśmy.- rozejrzałam się. Znajdowaliśmy się na środku jakiejś polany, a przed nami znajdowała się droga pod górkę. Nie zastanawiając się dłużej ruszyliśmy dalej.

***

     Chyba go coś boli! Przeszliśmy już z pierdyliant  kilometrów, a droga nadal się nie kończy.

-Boże Finley! Ile my już tak idziemy?!-odparłam sapiąc ze zmęczenia.

-Mniej więcej jakieś cztery minuty - odparł w przeciwieństwie do mnie w ogóle nie zmęczony. Z kwaśną miną spojrzałam się za siebie i zobaczyłam, że bardzo mało przeszliśmy. Widziałam nawet miejsce startu. Ja mam mega słabą kondycje. Dobra, od wakacji zaczynam biegać. Ugh mówisz tak co rok i nigdy się z tego nie wywiązujesz...Cicho głosie w mojej głowie tym razem mówię na serio.

    Przeszliśmy jeszcze drugie  tyle. Nawet nie miałam siły spojrzeć gdzie dotarliśmy, tylko schyliłam  się odpoczywając.

-Jesteśmy na miejscu.- powiedział chłopak i dumnie wypiął klatę.

   Wyprostowałam się i zobaczyłam najpiękniejszy widok na świecie. Otaczała nas zielona trawa, a przed nami znajdowało się małe jezioro. Czyste i przezroczyste wody stały w miejscu jakby wiatr w ogóle ich nie dosięgał. Dookoła było mnóstwo drzew, ale najbardziej zwróciłam uwagę na najstarsze, na którym znajdowała się huśtawka. Zbliżał się zachód słońca. Pobiegłam w stronę pnia i sprawdziłam czy huśtawka jest solidna. Usiadłam na niej i powoli zaczęłam się bujać. Niespodziewanie za mną pojawił się Finley i popchnął mnie, żebym wyżej się huśtała.

-Dziękuje za wszystko. Te miejsce jest piękne!- odparłam podekscytowana.

-Kiedy byłem mały zawsze tutaj przychodziłem i się bawiłem. Teraz bywam tu po to żeby myśleć...-rzucił i stanął obok mnie.

- Szkoda, że nigdy tu nie byłam...-odparłam, a Finley zaczął wyjmować z plecaka koc i wino. Rozłożył narzutę na trawie i otworzył napój. Nie zastanawiając się usiadłam na ziemi i zaczęłam pić alkohol z gwinta. Chłopak z uśmiechem wyrwał mi je i sam wziął dużego łyka. Po chwili moje ciało przeszło ciepło. Ze spokojem obserwowałam zachód słońca. Jest to jeden z najpiękniejszych widoków jakie kiedykolwiek widziałam. W spokojnych wodach odbijały się piękne ciepłe kolory, a wielkie słońce chowało się powoli za horyzontem. Dlaczego nie potrafię zobaczyć tego na codzień? Ludzie za bardzo się spieszą, nie zważając na to, że coś pięknego może ich ominąć. Tysiące osób, które żyją tylko dla siebie, nigdy nie zwalniają, nie przystają aby popatrzeć. Czasami coś może wydawać nam się obojętnie, ale kiedy lepiej się temu przyjrzysz może okazać się wspaniałe i zaskakujące.

Tak samo jest z ludźmi. Patrzysz tylko na ich wygląd, nie zwracając uwagi na to jak wygląda ich charakter.

Całymi dniami myślałam tylko o Thomasie, zwracałam uwagę jedynie na jego wygląd i popularność. Nie dawałam się poznać Finleyowi, wydawało mi się, że będzie to zwykły nudny chłopak. Dopiero jak go poznałam, zmieniłam o nim zdanie. Podziwiam go za to, że nie dał się nikomu zmienić. Jest taki jaki chciał być.

Zrobiło się już ciemno. Położyłam się na kocu obok chłopaka. Na niebie co prawda nie było zbyt dużo gwiazd. Może z pięć. Pomimo to wieczór w towarzystwie bruneta i tak jest wspaniały. Czułam, że opuszki moich palców lekko dotykają jego. Nie chciałam robić jednak robić pochopnych kroków i chwytać go za rękę. Nie musieliśmy nic mówić. Czułam się swobodnie w jego towarzystwie.

-Zimno ci?- przerwał ciszę chłopak, a ja pokiwałam głową. Finley wyjął z torby bluzę i mnie ją okrył.

-Dziękuje...- odparłam i ponownie się położyłam. Zerknęłam na zegarek, na którym była 22:10. Odwróciłam się twarzą w jego stronę.- Jutro też tu przyjdziemy?

-Jutro idziemy do szkoły...- rzucił, a ja posmutniałam. Nie chciałam wracać do rzeczywistości. Wolałam być tu na zawsze. Dlaczego takie piękne chwile kończą się tak szybko. Dzisiaj leżę na trawie obok wspaniałego chłopaka, jutro o tej porze będę się nudzić.

Chwile takie jak ta mogłyby trwać wiecznie, jednak wtedy nigdy nie przeżyłabym innych i lepszych.

Wstałam do pozycji siedzącej i jeszcze raz napiłam się białego wina. Następnie Finley zrobił to samo. Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.

-Rose... Ja muszę ci coś powiedzieć.- odparł, a jego twarz przybrała powagi. Nie wiedziałam czego się spodziewać.-To ja byłem tym nieznajomym, który do ciebie pisał...- powiedział smutno i spojrzał na swoje buty. Nie chciałam psuć tego dnia.

-Spoko... I tak miałeś rację... Popełniłam ogromny błąd kochając go...- po moim policzku spłynęła słona łza, którą wytarłam o rękaw bluzy. Brunet objął mnie i zaczął pocieszać.- Dlaczego tak ci zależało na tym, abym z nim zerwała?- zapytałam załamanym głosem.

-Ja-ja-a... Nie mogę ci powiedzieć. Nie chcę cię skrzywdzić...- odparł z przerażeniem w oczach i zerwał się z miejsca. Chwycił plecak i uciekł. Zostałam sama z kocem i butelką wina. Miałam na sobie bluzę Finleya przez, którą wydobywał się zapach jego perfum. Wtuliłam się w nią i pozwoliłam łzą swobodnie spływać po policzkach.

Cześć kochani!!! Jeszcze raz przepraszam, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział. Ostatnio nie mam w ogóle czasu. Zaniedbałam strasznie pisanie, nie miałam żadnego pomysłu i szczerze mówiąc zepsułam ten rozdział. Wybaczcie mi wszystkie błędy!

Pozdrawiam~monster ^^

Uwierz w Moją MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz