Klaus
Po szesnastu latach, mój brat znalazł Rafaela, wampira który porwał moją córkę. Nie, wierzyłem w to, że mu się uda, ale jednak. Freya poszła szukać ziół, które rozwiążą mu język. Nie wracała od dwóch godzin, a więzień stawał się coraz bardziej niespokojny. Moja siostra podejrzewa, że kazał nałożyć na siebie jakiś czar. Lecz nie miałem wątpliwości, że ona da radę to z niego zdjąć. Do domu, przybyli wszysc, nawet Hayley. Wszyscy się denerwowali, a ja czułe, że zaraz puszcą mi nerwy. Na szczęście, do pokój wbiegła moja siostra. Niosła, ze sobą jakieś rośliny.- Co tak długo?- zapytałem zniecierpliwiony.
- Bracie ciesz się, że w ogóle mam to co jest mi potrzebne.- oznajmiła.
- Aż tak ciężko było to zdobyć?
- Tak, a rozwiązanie znalazłam na przeciwko.
- Co?-zdziwiłem się.
- Później, teraz muszę przygotować napar.- powiedziała i ruszyła na górę.
Nie było jej, przez pół godziny. Potem zeszliśmy na dół. Tylko ja i ona. Reszta musiała zostać na górze. Poszedłem pierwszy, otworzyłem drzwi. Od razu Rafael próbował uciec. Jednak skutecznie uniemożliwiały mu to, więzy na rękach i nogach. Freya podeszła do niego i wlała mu do gardła zawartość naczynia. Po piętnastu minutach, napar zaczął działać. Co oznaczało, że mogę go teraz zapytać o wszystko, a miałem wiele pytań. Przede wszystkim jedno.
- Gdzie jest moje dziecko?! Co jej zrobiłeś?!- wydarłem się, łapiąc go za ramiona.
- Na innym świecie, Klaus, na innym świecie.- wypowiedział słowa, które od szesnastu lat mnie prześladowały.
- Co jej zrobiłeś?- powtórzyłem.
- Oddałem, a oni ją zniszczyli.- wyznał.
- Kto!?
- Mają wiele imion. Jeśli się im zapłaci, to są w stanie zrobić wszystko. Są potężni. Ona, też była potężna, była zagrożeniem, więc z chęcią się jej pozbyli.
- To wiedźmy.- powiedziałem wściekł, cholerne wiedźmy zabiły moją córkę.
- Mieli moc, żeby ją zniszczyć.
- Była tylko dzieckiem, każdy miał moc, aby ją zniszczyć.- wściekłem się jeszcze bardziej.- Gdzie oni są?
- Nie znajdziesz ich.
- Cały kowen na pewno nie wyparował, znajdę ich.
- Chyba, że nie żyją.
- Niemożliwe.
- Nikt w to nie wierz, nikt kto znał, ten kowen, ale tak jest. Odkąd pozbyli się twojego dziecka, zaczeli padać jak muchy. Zostali tylko nieliczni chyba, że przez ostatni rok również umarli.
- Musisz wiedzieć, gdzie są.
- A co w tedy zrobisz? Zabijesz ich?
- Co do jednego.- obiecałem.
- Nawet dzieci?
- Hope też był dzieckiem.- oznajmiłem.
- Są w Teksasie. Ostatnie trzy rodziny.- powiedział, a ja wyrwałem mu serce.
Zasłużył na to. Teraz czarownice, poznają smak mojej zemsty. Wyszedłem z piwnicy. Freya czekała na mnie przed drzwiami.- Pozbądźcie się ciała.- nakazałem.
- Co ci powiedział.
- Zabiły ją czarownice, są w Teksasie.
- Chcesz, je zabić?
- Przecież jestem potworem.
- Klaus!- zaprzeczyła.
- Nikt kto miał coś wspólnego ze śmiercią mojej córki, nie będzie chodzić po tym świecie.- oznajmiłem.
- Lecę z tobą.- powiedziała Freya.
- Miałem cię o to prosić, ale nie chcę, żeby nikt inny ze mną leciał.
- Dobrze, więc jutro zemścimy się?
- Tak, jutro.
Jutro zmieni się wszystko, a moje serce wreście ogarnie spokój. Moja dziewczynka przestanie mnie w końcu nawiedzać.
***
Julie
Obudziłam się za pięć szósta. W nocy rozmyślałam o Frey. Zastanawiałam się, dlaczego zachowała się tak przyjaźnie. Mogłam jej ufać, w sprawie mojej tajemnicy. Niestety nie wiedziałam, czy mogę jej zaufać, jako przyjaciółce. Zresztą, w całym swoim życiu miałam, aż dwoje przyjaciół. Megan i Scotta. Lecz nikogo poza nimi. Pewnoe dla tego, że chodziłam do wyższych klas, niż moi rówieśnicy. Lecz też od dziecka chorowałam. Kiedy miałam jakieś trzy lata, mój stan był krytyczny. Czarownice z mojego kowenu nie potrafiły mi pomóc, żadna magia na mnie nie działała. Rodzice wzieli mnie, Hope i babcię i wyjechaliśmy z mojego rodzinnego miasta. W Houston wzdrowiałam. Jednak później i tak dopadła mnie choroba, która może wrócić w każdej chwili. Wiedziałam o ty, aż za dobrze. Z łóżka, wstałam w pół do siódmej. Wzięłam prysznic i przygotowałam się, później zrobiłam śniadanie, a za dziesięć dziewiąta, swoją obecnością zaszczyciła mnie siostra. Jeszcze zaspana weszła do kuchni. Tradycyjnie od razu wzięła się za jedzenie.
- Pyszności.- oznajmiła, jedząc jajecznicę na bekonie. Swoją ulubioną potrawę śniadaniową.
- Cieszę się, że smakuje.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- O której wychodzisz?- zapytała.
- Dzisiaj jadę samochodem, więc wyjadą pewnie za dwadzieścia dziesiąta. - oznajmiła.
- Nie chcesz zabrać mnie ze sobą? Proszę.- powiedziała robiąc oczy smutnego szczeniaczka.
- Co ci tak zależy?
- Nudzi mi się, a poza tym chcę spędzić czas z moją najlepszą, najukochańszą, najwspanialszą siostrą.- zaczęła słodzić.
- Dobrze.
- Na prawdę?
- Na prawdę.- potwierdziłam.
- Myślałam, że tak łatwo nie pójdzie.
***
Hope
Od pięciu godzin siedzę z moją siostrą, w jej slepie. Przyznam, myślałam, że ten sklep to niewypał. Jednak pomyliłam się, od rana jest pełne klientów. Coraz to nowi przychodzą i zostawiają w nim sporo pieniędzy. Związku z tym, że jest trzecia po południu, a w sklepie jest ogromny ruch, to Julie wysłała mnie po obiad. Dała mi szczegółowe instrukcje, gdzie mam iść, więc poszłam. Po dziesięciu minutach doszłam do małej restauracji. Zamówiłam dania na wynos i za nie zapłaciłam. Pospiesznie szłam w kierunku sklepu siostry, ponieważ smakowity zapach unosił się z torby. Postanowiłam iść na skróty. Szłam tak szybko, że wpadłam na kogoś.
- Przepraszam.- powiedzieliśmy w tym samym czasie. Na dźwięk, tego głosu od razu podniosła głowę do góry. Zobaczyłem znajome brązowe oczy.
- Hope.- wyszeptał.
- Scott....
~~~~~~~
Jestem!. Życzę miłego czytania. Już w krótce, przygoda w Teksasie i tajemnicy Scott.
CZYTASZ
Back To Home | Hope Mikaelson (Sisters Quinn)
FanfictionSzesnaście lat temu, Klaus odesłał swoją córkę w bezpieczne miejsce. Pech chciał, że jeden z jego wrogów porwał Hope. Dziewczyna trafiła do pewnej rodziny. Kiedy, w tajemniczych okolicznościach giną jej rodzice, wszystko się zmienia. Razem z siostrą...