Rozdział V Bez

875 42 4
                                    

Next 2 kom

Hope


Moja siostra nie wróciła do domu na noc, więc zadzwoniłam do ciotki Mercy. Ciotka jest siostrą taty, więc należy do innego kowenu. Nie zajęła się nami tylko dlatego, że Julie mogła to zrobić. Lecz nie zostawiła nas same, mieszkała z nami, aż wprowadziłyśmy się z Houston. Obiecała, że będzie nas często odwiedzać w Nowym Orleanie. Miałyśmy też dzwonić, jeśli coś by się działo. Kiedy zadzwoniłam do niej wczoraj wieczorem i poinformowałam ją o Julie. Zgodnie stwierdziłyśmy, że coś musiało się stać, bo to zachowanie jest wcale nie podobne do mojej siostry. Kazała mi zostać w domu, bo uważała, że może grozić mi niebezpieczeństwo. Obiecała przyjechać z samego rana, więc teraz na nią czekałam. Była już dziewiąta rano i trochę zaczęłam się denerwować. Coraz bardziej martwiłam się o siostrę. Na samą myśl, że mogło jej się coś stać, ogarniało mnie przerażenie. Gdyby jej się coś stało, zostałam bym zupełnie sama. Nawet ciocia Mercy nie wypełniła by pustki i niepotrafiła by złagodzić mojego bólu. Za bardzo kochałam siostrę. Wczoraj byłam zła na nią za to, że nie poczekała na mnie. Byłam zła na Scotta, ale złość mi już przeszła. O wpół do dziesiątej drzwi się otworzyły. Specjalnie się nie przestraszyłam bo wiedziałam, że Julie dała cioci klucze. Jednak po cichu udałam się do holu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy przekonałam się kto jest przybyszem. Ciotka rozglądała się po pomieszczeniu, a kiedy mnie zauważyła, od razu podeszła do mnie i zamkneła mnie w szczelnym uścisku. Mimo, że miła już prawie trzydzieści osiem lat, wciąż wyglądała olśniewająco. Rude długie włosy kaskadą spływały po jej szczupłych ramionach. Była kilka centymetrów wyższa ode mnie. Julie była bardzo do niej podobna tyle, że wyglądała jak anioł. Nie zwykły anioł, tylko anioł zemsty, tato zawsze tak powtarzał. Jest tego samego wzrostu co ciocia, ma zabójcze zielone oczy, ognisto rude wlosy, jasną skórę, pozbawioną piegów. Prawdziwa czarownica. Ja wcale ich nie przypominam, wdałam się w mamę, a Julie w rodzinę taty. Ja posiadam włosy koloru blond, mam niebieskie oczy i jestem całkiem zwyczajna. Ciocia w końcu mnie puściła.

- Nie wróciła?- zapytała.

- Nie. A co tobie tak długo zeszło?

- Musiałam wczoraj coś, ważnego załatwić, nie mogłam tego zostawić, bo planowałam to od wielu miesięcy.- oznajmiła.

- Co mogło być ważniejsze od życia mojej siostry!?- zezłościłam się.

- Nie denerwuj się kochanie. Nie ma nic ważniejszego od życia twojej siostry. Właśnie jej dotyczyła ta sprawa.- powiedziała tajemniczo.

- Nie powiesz mi, o co chodziło. Prawda?

- Otóż to.

- Jak ją znajdziemy?

- Kochanie, ja ją poszukam ty zostaniesz w domu i nas poczekasz.

- Wiesz gdzie jest?

- Nie, ale jestem pewna, że nic jej nie jest.- powiedziała i jeszcze raz mnie przytuliła.- Swoją drogą twoja siostra ma niezły gust. Taki dom, ja nie poświęciłam bym parteru na galerię.

- Wiesz jaka jest.

- Zostaniesz i będziesz na nas czekać?

- Niech co będzie.

***

Klaus

Nic, ani nikogo nie znaleźliśmy. Żadnych śladów, morderców. Tak jakby rozpłyneli się w powietrzu, z resztą nikogo nie widzieliśmy, nie było też żadnego samochodu. Cała sytułacja była bez sensu. Freya, wyczuwała tam ogromną moc. Wiedziałem, że ktoś kto dysponował taką mocą i sprowadził śmierć nawet na dzieci, był bardzo potężny i okrutny. Przysięgłem sobie, że odkryje kto to taki. Z jednej strony czułem się źle, bo te dzieci nie były nie czemu winne, a z drugiej poczułem ulgę. Moja córka została pomszczona. Hope zawsze pozostanie w moi lodowatym sercu. Nigdy nie zdołam o niej zapomnieć, nikt nie zdoła. Elijah mówił prawdę, że moje dziecko zbliży rodzinę, bo tak się stało. Niestety nie ma jej z nami, ale jest w naszych sercach i w naszej pamięci. Zawsze i na wieczność, moja mała Hope. Rano musieliśmy się spieszyć, by zdążyć na samolot. W samolocie panował prawdziwy skwar. Na dodatek wszyscy, zaczeli do nas wydzwaniać. Kiedy powiedzieliśmy im po co byliśmy w Dallas i co się tam stało dopiero się zaczęło. Mieli do nas pretensje, sami też chcieli zobaczyć odpowiedzialnych za śmierć Hope. Wiedziałem, że będą chisteryzować. Nie chciałem ich zabierać, bo to była moja zemsta. Jestem samolubny, ale tak już jest i oni dobrze o tym wiedzą. Najwięcej do powiedzenia miła
Rebekah, moja siostra jasno opisała co mi zrobi jak tylko wrócę. Była wściekła. Prawdę mówiąc nie wiedziałem co mam o tym myśleć, bo moja siostra nie rzuca słów na wiatr. O dziesiątej byliśmy już w Nowym Orleanie. Przed lotniskiem zostawiłem samochód, więc bez problemu dojechaliśmy do domu. Kiedy byliśmy, już pod budynkiem Freya zrobiła wstrzymała się w budynek na przeciwko. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Po drugiej stronie ulicy, był duży budynek, a przed drzwiami stała jakaś kobieta.

- O co chodzi?- zapytałem, wskazując głową kierunek w który się wpatrywała.

- Ona próbuje się włamać.- oznajmiła.

- Może to jej budynek. Od dawna stoi pusty.

- Nie jest jej. Należy do dziewczyny, która uratowała mnie, kiedy szukałam roślin. Miałam ci o niej opowiedzieć, ale się nie złożyło.

- Co ci tak, zależy?- zastanawiałem się nad tym, bo ona nigdy specjalnie nie przejmowała się nikim poza rodziny.

- Mamy umowę, a poza tym bardzo ją polubiłam.

- Dobrze, więc chodźmy, to sprawdzić.

Zdziwiła się, ale nic nie powiedziała. Takie, zachowanie nie było do mnie podobne, ostatni zrobiłam się za dobry. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. W wampirzym tempie pojawiłem się przed kobietą. Była zaskoczona, ale w jej oczach nie było ani gram strachu.

- Czego pani tu szuka?- zapytałem.

- A co pana to obchodzi?- powiedziała złośliwie.

- Mojego brata z pewnością nic, ale mnie tak. Julie jest moją przyjaciółką, więc pytam się czego pani chce?- zapytała ją moja siostra.

- Szukam mojej siostrzenicy. Julia nie wróciła do domu, jej siostra się ogromnie martwi.- wyjaśniła.

- Myśli pani, że tu jest?- zapytała.

- Moja droga, jestem tego pewna. Rzuciłam zaklęcie lokalizujące. Problem w tym, że Julie nie zapomniała rzucić czaru ochronnego. Coś musiało się stać, bo zadziałało.- wyjaśniła.

- I co, zamierzała pani wyważyć drzwi.- zakpiłem.

- Może. Zdesperowany człowiek robi różne rzeczy. Nie wiem jak inaczej otworzyć drzwi.- przyznała.

- Jest sposób.- powiedziała Freya.

- Jaki?

- Jeśli ja i pani połączymy swoje moce, to mój brat zdoła się prześlizgnąć.- powiedziała. - Zrobisz to Nick.- oznajmiła.

-  A mam inne wyjście?- zapytałem, a ona prawie zabiła mnie wzrokiem.

Musiałem się zgodzić, gdyby obie siostry chciały mnie ukatrupić to miałbym krótkie życie. Jednak niespecjalnie mi się chciało iść po jakaś obcą dziewczynę. Moja siostra poszła do domu, po jakieś rzeczy. Wróciła po chwili i razem z kobietą zaczęły mruczeć jakieś słowa. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Jednak po jakimś czasie, coś się stało. Drzwi otworzyły się szeroko, ze środka wiał mocny wiatr, a co ciekawe razem z wiatrem leciały gałązki bzu.

~~~~~~
No i mamy piąty rozdział! Trochę namieszałam, ale co tam. Czy pamiętacie, co oznaczał bez? No i dodałam mały szantaż. Komentujcie proszę !

Back To Home | Hope Mikaelson (Sisters Quinn)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz